• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rafał Kłoczko: opery wydawały mi się nudne i sztuczne

Łukasz Rudziński
25 sierpnia 2015 (artykuł sprzed 8 lat) 
Rafał Kłoczko prowadzi Orkiestrę Tutta Forza podczas wielu oryginalnych przedsięwzięć, jak spektakle operowe bardzo rzadko wystawiane w Polsce. Rafał Kłoczko prowadzi Orkiestrę Tutta Forza podczas wielu oryginalnych przedsięwzięć, jak spektakle operowe bardzo rzadko wystawiane w Polsce.

Dyrygent nie tylko pomaga wykonać zapis partyturowy wszystkim muzykom, bo przede wszystkim jest kimś, kto pomaga utwór zrozumieć i przeżyć - mówi Rafał Kłoczko, dyrygent, kompozytor i pianista, założyciel Orkiestry TUTTA FORZA i dyrygent opery "Eros i Psyche" Ludomira Różyckiego, która 12 września zainauguruje nowy sezon w Operze Bałtyckiej.



Łukasz Rudziński: Dlaczego właśnie muzyka?

Rafał Kłoczko: To zupełny przypadek. Od najmłodszych lat chciałem być astronomem, matematykiem, księgowym lub fizykiem - bliskie były mi przedmioty ścisłe. Gdy byłem dzieckiem, uczyłem się troszkę muzyki, brzdąkałem na keyboardzie, co skłoniło moich rodziców do tego, by wysłać mnie do szkoły muzycznej. Najpierw była to perkusja, ale ciągnęło mnie bardziej do instrumentów bardziej melodycznych. Drugi stopień szkoły muzycznej skończyłem na fagocie, jednak to fortepian, choć jako instrument dodatkowy, był moją prawdziwą pasją. Prędko zacząłem robić szkice własnych utworów, wystawiać je na koncertach, lecz była to wtedy raczej forma zabawy, nie traktowałem muzyki poważnie. Po maturze nie potrafiłem podjąć decyzji, co chcę tak naprawdę robić. Próbowałem sił na germanistyce, zarządzaniu, a nawet elektrotechnice, ale nigdzie nie czułem się dobrze. Wtedy to moja ówczesna nauczycielka ze szkoły muzycznej, kompozytorka Magdalena Cynk, poleciła mi gdańską Akademię Muzyczną. Pojechałem na konsultacje do prof. Eugeniusza Głowskiego, po których byłem zakochany nie tylko w Gdańsku, ale i w samej akademii. Decyzja była prosta - startuję do Gdańska, albo już nigdy nigdzie. Dostałem się.

Od razu chwyciłeś za batutę?

Nie interesowała mnie opera, bo miałem przed oczami jej stereotypową wizję - z kobietą w stroju wikinga, grającą 16-letnią dziewicę umierającą na suchoty przez kilkanaście minut. Nie rozumiałem jej istoty, czyli wielopłaszczyznowości i piękna.
Najpierw była kompozycja. Magdalena Cynk już w szkole muzycznej zachęcała mnie, bym komponował. Prowadziła dodatkowy przedmiot - propedeutykę kompozycji, a także organizowała szereg koncertów kompozytorskich. W końcu napisałem swój pierwszy utwór, który wygrał wewnątrzszkolny konkurs. Komponowałem więc dalej, coraz częściej pojawiały się nagrody i wyróżnienia w różnych konkursach. W pewnym momencie obok kompozycji pojawił się też carillon. Z czasem zainteresowała mnie muzyka wokalna, a konkretniej pieśń, która okazała się gatunkiem, w którym potrafiłem się spełnić. Nadal jednak nie interesowała mnie opera, którą wówczas uważałem za nudną i sztuczną, bo miałem przed oczami jej stereotypową wizję - z kobietą w stroju wikinga, grającą 16-letnią dziewicę umierającą na suchoty przez kilkanaście minut. Teraz wiem, dlaczego nie interesował mnie ten gatunek - nie rozumiałem jego istoty, czyli wielopłaszczyznowości i piękna.

Ponieważ czułem, że mam wielkie braki w wiedzy, wybrałem się na teorię muzyki. W międzyczasie mieliśmy zajęcia z propedeutyki dyrygowania z prof. Januszem Przybylskim. Dzięki niemu odkryłem, co tak naprawdę pragnę robić w życiu. Na kolejny, trzeci już kierunek studiów, a więc dyrygenturę, dostałem się bez problemu. Trafiłem najpierw do klasy dra Wojciecha Michniewskiego, później do prof. Elżbiety Wiesztordt, aż wreszcie do prof. Rafała Jacka Delekty, który obecnie prowadzi mnie na studiach doktoranckich.

Rafał Kłoczko od kilku lat prowadzi także Orkiestrę Tutta Forza, nazwaną tak od stylu w jakim prowadzi próby zespołu. Rafał Kłoczko od kilku lat prowadzi także Orkiestrę Tutta Forza, nazwaną tak od stylu w jakim prowadzi próby zespołu.
Dla wielu osób rola dyrygenta nie jest do końca zrozumiała. Bo niby czemu potrzebny jest ktoś, kto wychodzi przed muzyków i wymachuje pałką, skoro każdy z nich ma przed sobą nuty i wie, co ma zagrać?

W zawodzie dyrygenta szczególnie fascynuje mnie ciągłe poszukiwanie, reinterpretowanie i przeżywanie na nowo tych samych dzieł. Emocje zawarte w partyturze przekazujemy odbiorcom.
Można odnaleźć prostą analogię: dyrygent jest jak reżyser, który bazuje na scenariuszu - partyturze. Zespół złożony nawet z najwspanialszych aktorów, z których każdy jest profesjonalistą w swoim fachu, nie stworzy czegoś wartościowego, jeśli nie będzie osoby, która połączy te talenty spójną wizją. W przełożeniu na pracę dyrygenta jest to poszukiwanie prawdy w utworze, tego, co kompozytor chciał nam przekazać. Niekiedy jest to też przełożenie dawnych kompozycji, ich reinterpretacja na wrażliwość współczesnego słuchacza.

Z drugiej strony praca dyrygenta może dotyczyć też tak prozaicznych rzeczy, jak wyrównanie proporcji dynamicznych między instrumentami, czy ustalenie dla wszystkich jednego tempa i ich zmian. Dyrygent nie tylko pomaga wykonać zapis partyturowy wszystkim muzykom, bo przede wszystkim jest kimś, kto pomaga utwór zrozumieć i przeżyć. W tym zawodzie szczególnie fascynuje mnie właśnie ciągłe poszukiwanie, reinterpretowanie i przeżywanie na nowo tych samych dzieł. Emocje zawarte w partyturze przekazujemy odbiorcom, a jeśli będziemy szczerzy w tym przekazie, odważymy się na pewnego rodzaju ekshibicjonizm emocjonalny, to jestem pewien, że słuchacz będzie podążać za naszą myślą i przeżyje coś niezwykłego.

Dyrygent dyrygentowi nierówny. Jeden wykonuje szerokie, zamaszyste gesty, inny drobne ruchy, a jeszcze inny dyryguje bez batuty. Jak te różnice przekładają się na relacje dyrygenta z zespołem orkiestry?

Gest ma być przede wszystkim wyraźny i jasny w przekazie, jednak nie jest to jedynie kwestia ruchów rękoma. Bardzo ważna jest cała mowa ciała, a szczególnie - mimika. Dowodem na to może być bardzo znane nagranie Leonarda Bernsteina z Filharmonikami Wiedeńskimi, gdzie prowadzi jedną z haydnowskich symfonii bez użycia rąk, jedynie twarzą. Mowa ciała bardzo ważna jest nie tylko podczas dyrygowania, ale także podczas szczególnie ważnego momentu pracy z nową orkiestrą - chwilą pierwszego podejścia do podium, po którym zespół już wie, z kim ma do czynienia. A w kwestii ruchów... tak naprawdę nie ma złego gestu. Należy trzymać się schematów, które pomagają utrzymać puls i tempo, a cała reszta jest umowna. W jednym zespole dany ruch zadziała, w innych stanie się jałowy; należy być bardzo elastycznym w tej materii. Inaczej będzie prowadzić się dzieła Brahmsa i Mozarta; podobnie opera Pucciniego potrzebuje odmiennej ekspresji dyrygenckiej od dzieł Mozarta. To, czy dyryguje się z batutą jest już kwestią indywidualną. Czasami potrzeba po prostu użyć tylko dłoni, by kreować muzyczną materię w najdrobniejszym szczególe, by dosłownie "poczuć" każdą nutę.

Tak wygląda partytura Rafała Kłoczko. Tak wygląda partytura Rafała Kłoczko.
Skoro tak nie lubiłeś opery to jak doszło do waszego "pojednania"?

Będąc już nawet w Akademii Muzycznej nie interesowałem się operą. Poza moniuszkowskim "Strasznym Dworem", który kochałem, interesowało mnie kilka zaledwie arii i uwertur. Z drugiej strony - jako kompozytor zajmowałem się prawie wyłącznie pisaniem pieśni, kantat i mszy. Miłość do opery pojawiła się nagle i niespodziewanie, ale od tamtego momentu jedynie rośnie coraz bardziej. W 2009 roku postanowiłem uczcić koncertem 190-tą rocznicę urodzin patrona mojej uczelni - Stanisława Moniuszki. Powód wyboru pierwszej prowadzonej przeze mnie opery - "Verbum Nobile" - był prozaiczny - była to jedyna dostępna wówczas w pobliskiej księgarni partytura. Okazało się to "strzałem w dziesiątkę" - zorientowałem się, że opera to piękne melodie, inspirująca praca z wokalistami i instrumentalistami, a do tego akcja dramaturgiczna, której interpretowanie to wielkie wyzwanie.

Spotkałem się z opinią, że jesteś "archeologiem" wśród dyrygentów, bo wyszukujesz i realizujesz takie opery, które bardzo rzadko pojawiają się na scenach. To świadomy wybór?

Powód wyboru pierwszej prowadzonej przeze mnie opery - "Verbum Nobile" - był prozaiczny - była to jedyna dostępna wówczas w pobliskiej księgarni partytura.
Po "Verbum Nobile" padło na operę "Aleko" Rachmaninowa, z której znałem wcześniej tylko przepiękną Cavatinę. Tytuł ten, który wówczas nie pojawił się na polskich scenach ponad pół wieku, był bardzo kuszący. Uważam, że warto poszukiwać zapomnianych dzieł, interpretować je od nowa, ponieważ nie zachowało się wiele (czasem nie ma ich wcale) nagrań tych tytułów. Zaraz po Moniuszce zacząłem chłonąć Pucciniego, mojego operowego mistrza. I tak, współpracując z Fundacją TUTTI, doprowadziliśmy do zaprezentowania w Gdańsku pierwszego dzieła "króla opery" - "Le Villi". Łukasz Lewczak z Fundacji poświęcił masę czasu i energii, by rok później gdańska publiczność zobaczyła jeszcze trzy kolejne tytuły: "Gianni Schicchi", "Płaszcz" i zachwycająca mnie szczególnie "Suor Angelica". Uwiodła mnie też "Francesca da Rimini", która dotychczas nigdy nie pojawiła się w Polsce. To było dla mnie wręcz niemożliwe, by dzieło tak bardzo nasycone emocjami, tak wspaniałe, pozostało nadal zapomniane. Chęć wyciągnięcia tej partytury na światło dzienne była ogromna i w końcu się udało.

Zobacz, jak Leonard Bernstein dyrygował Filharmonikami Wiedeńskimi twarzą.


Jak długo przygotowuje się zupełnie nieznany tytuł?

To zależy od wielu czynników. Wszystko przychodzi z doświadczeniem, którego nabywam z roku na rok coraz więcej. Najtrudniejszym elementem nauki nowego dzieła jest poszukiwanie drugiego dna, tego, czego ma nas nauczyć historia przedstawiana w partyturze. Bardzo ważna jest też praca związana z poznaniem osoby twórcy, jego stylu i okoliczności powstania dzieła. Nie wyobrażam sobie dyrygować operą bez znajomości tekstu, niezależnie od tego, czy napisana jest w języku naszym czy w obcym - trzeba znać wszystkie role. Przy partyturze mającej przeszło 600 stron (jak ma to miejsce w przypadku "Erosa i Psyche") zajmuje to oczywiście trochę czasu. Każdy dyrygent ma jakiś system znaków w partyturze. Od jakiegoś czasu stosuję system kolorów, więc moja partytura często wygląda zabawnie. Wszystkie kolory coś oznaczają - patrząc na każdą ze stron, od razu wiem, co i jak. Później dochodzi praca z wokalistami, którzy najczęściej coś proponują, przychodzi do weryfikacji moich pomysłów i poszukiwanie wspólnej linii dramaturgicznej. Mam to szczęście, że od lat współpracuję z rewelacyjną pianistką - Pauliną Leda, której doświadczenie w pracy z wokalistami jest nieocenione. Nie tylko jest zawsze perfekcyjne przygotowana, ale ma także mnóstwo trafnych uwag i pomysłów, które wiele razy pomagały nam rozwiązać problemy w czasie prób.

Od lat prowadzisz Orkiestrę TUTTA FORZA, często dyrygujesz też z Capellą Gedanensis.

Od jakiegoś czasu stosuję system kolorów, więc moja partytura często wygląda zabawnie. Wszystkie kolory coś oznaczają - patrząc na każdą ze stron, od razu wiem co i jak.
Po "Verbum Nobile" i "Aleko" wyklarowała się grupa osób, na które zawsze mogę liczyć i z którą grałem już wiele razy. Później pojawiła się współpraca z Fundacją TUTTI, przy której obecnie orkiestra TUTTA FORZA działa. Zdarzają się koncerty na skład kameralny, jak i wielki symfoniczny. Trzon zespołu zawsze jest ten sam i mam do niego pełne zaufanie. Nazwa zespołu wynikła z faktu, że wiele razy używałem terminu "tutta forza" (wł. "z pełną siłą"), ponieważ niejednokrotnie przy kulminacjach ponosiła mnie energia. A z Cappellą Gedanensis współpracuję od ponad roku. Zaczęło się od wspólnego zaprezentowania "Orfeusza i Eurydyki" Glucka w Centrum św. Jana, by przerodziło się to w dalszą współpracę. Uwielbiam ten zespół nie tylko za ogromny profesjonalizm, ale przede wszystkim za atmosferę, która sprawia, że każda próba z tymi artystami jest nie tylko ciężką pracą, ale i przyjemnością. Dlatego cieszy mnie fakt, że w sezonie 2015/2016 jestem ich kompozytorem-rezydentem (program Instytutu Muzyki i Tańca), więc poza prowadzeniem dzieł wielkich twórców będę miał okazję zaprezentować trójmiejskiej publiczności swoje własne dzieła w doskonałym wykonaniu.

Już 12 września będzie okazja, by zobaczyć Rafała Kłoczko z batutą podczas premiery "Erosa i Psyche" w Operze Bałtyckiej, gdzie opera Ludomira Różyckiego pokazana zostanie 4 razy w dniach 12-16 września. Już 12 września będzie okazja, by zobaczyć Rafała Kłoczko z batutą podczas premiery "Erosa i Psyche" w Operze Bałtyckiej, gdzie opera Ludomira Różyckiego pokazana zostanie 4 razy w dniach 12-16 września.
Dalej będziesz szukał nowości i prezentował je na scenie?

Mam nadzieję, że tak, bo planów jest mnóstwo. Mam wiele propozycji dla Fundacji TUTTI, ale z różnych względów niektóre z nich muszą jeszcze poczekać. Już parę lat temu pojawił się pomysł na "Erosa i Psyche" Ludomira Różyckiego - i to też przez Pucciniego, bo pierwotnie to właśnie jemu zaproponowane zostało libretto. Różycki stworzył operę, która zapewniła mu ogromny sukces na skalę międzynarodową. Niestety od dziesięcioleci spektakl ten nie jest pokazywany w naszym kraju. Po II wojnie światowej wystawiono "Erosa i Psyche" tylko dwukrotnie: w Poznaniu i we Wrocławiu. W latach 70. była jeszcze jedynie prezentowana jej wersja koncertowa. No i cisza... Fakt, dzieło jest bardzo wymagające dla solistów, a dochodzą do tego kwestie scenografii do pięciu obrazów, chór, balet i wielka orkiestra, której partie są często karkołomne. A to naprawdę piękna muzyka, w której pobrzmiewają echa Pucciniego, Wagnera, Straussa czy Debussy'ego. Bardzo się cieszę, że dzięki owocnej współpracy Opery Bałtyckiej z Fundacją TUTTI poprowadzę ją jako dyrygent na otwarcie najbliższego sezonu artystycznego. Mimo ogromnych trudności wykonawczych i organizacyjnych dzieło pojawi się na afiszu niebawem - jego premiera odbędzie się 12 września, a Orkiestra Opery Bałtyckiej prezentuje taki poziom, że o tę współpracę i jej efekt jestem spokojny. Mam nadzieję, że dzięki naszej inscenizacji tytuł ten powróci do repertuarów oper w całej Polsce.

Skoro sam komponujesz, to może też napiszesz operę?

Na tym polega właśnie magia muzyki: obcujemy z czymś niezwykłym, nieokreślonym, co nas wzbogaca. To dzięki tej najpiękniejszej ze sztuk możemy uczyć się samych siebie, odkrywać coś ciągle na nowo.
Jeśli tak, to na pewno jeszcze nie teraz. Zajmując się dyrygenturą, chcąc nie chcąc komponowanie musiało zejść na dalszy plan. W koncertach kompozytorskich nadal biorę udział, w konkursach - praktycznie przestałem. Bardzo dobrze czuję się w postromantycznym języku, w którym się wypowiadam jako twórca. Z uwagi na aktywną pracę dyrygencką proces dojrzewania jako kompozytor bardzo zwolnił. Skomponowałem prawie sto pieśni, kilka kantat, mszy, koncertów i miniatur instrumentalnych, czy muzyki do spektakli teatralnych. Teraz pracuję nad pasją, co będzie dla mnie prawdziwym sprawdzianem, czy sprawdzę się jako dramaturg. Jest jednak tyle pięknych dzieł operowych i symfonicznych, które chciałbym poprowadzić, że pisanie własnych nie pociąga mnie już tak bardzo. Fascynuje mnie możliwość poszukiwania, interpretowania tego, co mówili nam wielcy twórcy i opowiadanie ich historii innym. Na tym polega właśnie magia muzyki: obcujemy z czymś niezwykłym, nieokreślonym, co nas wzbogaca. To dzięki tej najpiękniejszej ze sztuk możemy uczyć się samych siebie, odkrywać coś ciągle na nowo. Poza tym - po prostu czuję się absolutnie szczęśliwy, kiedy dyryguję i pracuję z ludźmi, a ponieważ szczęściem można zarażać innych - myślę, że warto, bym robił to dalej.

Spektakl

Eros i Psyche

opera / operetka

Spektakle

Opinie (17) 5 zablokowanych

  • Warto wspomnieć jeszcze o jednym wątku z życa tego wybitnego młodego człowieka, który został tutaj nieprzypadkowo pominięty (6)

    Pan Rafał Kłoczko jest również dyrektorem artystycznym i dyrygentem Gdyńskiej Orkiestry Symfonicznej. Dlaczego o tym nie wspomina? Bo wstyd wspominać o czymś, na co nie ma złotówki finansowania z budżetu miasta pomimo członu gdyńska w nazwie. Zakompleksieni działacze gdyńskiej kultury nie potrafią nic z tym zrobić, bo jest to im to kompletne nie na rękę przy braku pomysłu na sprawy kultury wysokiej. Nie ma więc co się dziwić, że społeczna orkiestra, działająca już chyba z 70 lat, składająca się z mieszkańców Gdyni, nie zagrała od ponad roku żadnego koncertu w swoim macierzystym mieście.

    • 17 9

    • Gdańska orkiestra (4)

      Gdyby pan Rafał wspomniał o tym fakcie w wywiadzie może by się coś ruszyło
      Wstydzi się orkiestry gdyńskiej! Szkoda

      • 3 3

      • ??? (1)

        z tego, co się orientuję - Pan Rafał nie jest już dyrektorem Gdyńskiej Orkiestry, to chyba więc zrozumiałe, że o tym nie mówi? albo mam jakieś inne informacje...

        • 6 1

        • Wspominał już w niejednym wywiadzie i jak widać nic się nie ruszyło. A dlaczego się nie ruszyło? Bo pewne od kultury mają wszystko w d..... Monika nic nie wiedziałem o tym, że już nie jest. Ale jeżeli jest to prawda to wielka szkoda dla tego zespołu, bo taki dyrygent, z takimi umiejętnościami, mający chęć pracy z pasjonatami a nie tylko z zawodowcami, trafia się raz na 70 lat. A w Gdyni dalej będziemy się bawić w Sylwestra, a nie na koncercie noworocznym, na którym miałem okazję być i który zresztą wspomniany Pan Rafał z sukcesem prowadził.

          • 3 1

      • A co by się nagle miało zmienić (1)

        skoro faktu, że orkiestra miała takiego dyrygenta, zupełnie nikt z włodarzy Gdyni nie docenił przez 4 lata???

        • 4 1

        • nie docenili, bo doceniali Marylkę i Krzysia zimą, w parostatku na skwerze :)

          • 1 0

    • Pan Rafał już dyrygentem GOS nie jest

      i zapewne dlatego o tym nie wspomniał. Poza tym nigdy się orkiestry nie wstydził ani nadal nie wstydzi o czym można się przekonać zaglądając na jego stronę internetową i czytając CV. Każdy koncert z GOS widnieje w spisie jego dokonań. Angażował też do współpracy z GOS wielu swoich przyjaciół, wspaniałych muzyków i wokalistów, czego się robić, jak widać, też nie wstydził. Był on raczej tym, który o poziom i jakość koncertów dbał w najmniejszych szczegółach na czym orkiestra bardzo zyskała.
      Wstydem jest tylko to co zrobiło miasto z tą orkiestrą. Wstydem jest to, że mając taką orkiestrę z takim dyrygentem, nie wsparli na ten rok GOS ani złotówką.

      • 5 1

  • Pan Rafał Kłoczko

    Jest wybitnie zdolnym dyrygentem o czym mialam okazję osobiście się przekonać. Życzę powodzenia i dalszych sukcesów!

    • 12 11

  • Kłoczko

    skończył się na czarnej płycie.
    A tak serio jest genialny

    • 3 9

  • Gratulacje maestro

    • 5 10

  • Ciekawość

    Kto to jest?

    • 9 2

  • Widać młodość i dużo talentu. To bardzo ciekawe połączenie.

    wybieram się między 12-16.09 do Opery Bałtyckiej. Już się cieszę

    • 3 8

  • opery w św. janie

    byłem w zeszłym roku na spektaklach w centrum swiętego jana, gdzie - to ciekawe - wszystkimi dyrygował pan Rafał! Mozart, Gluck i mój ukochany Rachmaninow. To niesamowite, że taki młody człowieek potrafi poprawdzić świetnie tytuly utrzymane w róznych stylach niemal tydzień po tygodniu! brawo, brawo, brawo! Panie Rafale - a kiedy następny Puccini!?

    • 4 5

  • Smutna prawda (3)

    Rafał Kłoczko jest inteligentnym, sympatycznym i skorym do działania młodym człowiekiem. Jednakże jest też słabym technicznie dyrygentem, nie czuje pulsu muzycznego, kiepsko słyszy oraz nie ma charyzmy.

    W Polsce to wystarczy do zrobienia kariery, gdyż ludzie w urzędach przyznający granty na kulturę, mają z muzyką wspólnego tyle co piernik z wiatrakiem. A Ci naprawdę świetni już wyjechali, bo u nas w kraju liczy się aktualnie jedynie umiejętność pozyskiwania funduszy, a nie umiejętność w swojej sztuce. Smutne to...

    • 9 9

    • brak charyzmy i techniki...? (1)

      trudno nie kryć zaskoczenia czytając post od poprzedzającego mnie komentatora... rozwój umiejętności Rafała śledzę od dłuższego już czasu (miałem okazję z nim współpracować jako muzyk orkiestrowy) i widzę wyraźnie, jak staje się coraz dojrzalszym i reprezentującym coraz lepsze umiejętności dyrygentem. A pozyskiwanie funduszy... wystarczy wejść na stronę internetową Rafała by zobaczyć, że ilość koncertów, które on współorganizuje to malutki odsetek w zestawieniu z tymi, na które zostaje zaproszony. Gdyby nie miał techniki, charyzmy, poczucia pulsu i innych problemów, o których wspomina mój poprzednik - nie mógłby raczej liczyć na kolejne zaproszenia, bo jego koncerty i spektakle byłyby zwyczajną klapą, a tak nie jest. Poza tym... orientując się wystarczająco w jego dokonaniach wiem, że za granicą, a dokładniej w Londynie był finalistą międzynarodowego konkursu dyrygenckiego, a i wcześniej miewał inne sukcesy na tym polu. Może warto cieszyć się, że mamy u siebie kogoś tak zdolnego, a nie promować tak popularne teraz "hejterstwo" i kontynuować tradycję "polskiego piekiełka"...

      • 6 4

      • brawo Rafał!

        gdański instrumentalista ma racje! wyjął mi to z ust, a nawet klawiatury :) brawo nasz dyrygent!!!

        • 2 4

    • jeśli już krytykować...

      Dostrzegany na zagranicznych konkursach (nie tylko w Londynie), zapraszany do prowadzenia koncertów w Polsce w różnych ośrodkach (nie tylko Trójmiasto, m.in. Warszawa, Toruń, Koszalin, Słupsk), żeby nie zapomnieć o wielkim wyróżnieniu jakim jest przygotowanie i prowadzenie spektakli "Eros i Psyche", które inaugurują sezon artystyczny w Gdańsku. Czy rzeczywiście te sukcesy byłyby udziałem osoby pozbawionej techniki, charyzmy i słuchu? Z powyższą krytyką podważającą umiejętności Rafała Kłoczko spotykam się rzeczywiście nie po raz pierwszy - było mi nawet żal tego przemiłego studenta pierwszego roku dyrygentury, który za bardzo nie wiedział co zrobić z batutą, a marzył o wielkiej operze. Nierealne marzenie stało się rzeczywistym celem, do którego ten młody człowiek konsekwentnie dąży wszechstronnym rozwojem wiedzy, warsztatu i wrażliwości muzycznej. Odbywa się to nie tylko w trakcie asystentur i kursów mistrzowskich, ale przede wszystkim podczas setek godzin spędzonych na próbach z najróżniejszymi składami wykonawczymi. Smutną prawdą jest to, że tak łatwo wyrabiamy sobie o kimś zdanie i nie dopuszczamy myśli, że ten ktoś mógłby się zmienić - rozwinąć. Wszelkim niedowiarkom i krytykom Rafała Kłoczko polecam gorąco wizytę w Operze Bałtyckiej w nadchodzących dniach. Warto czasem zaktualizować własny osąd i jeśli już cokolwiek krytykować, to aktualne mankamenty (choć przyznaję, że znalezienie takowych byłoby co najmniej trudne). No ale nie da się ukryć, że dużo łatwiej powtarzać wytarte epitety z czasów studenckich. Smutne to...

      • 5 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Pobożni i cnotliwi. Dawni gdańszczanie w zwierciadle sztuki (1 opinia)

(1 opinia)
20 zł
spotkanie, wystawa, warsztaty

Kultura ludowa Pomorza Gdańskiego

wystawa

Wystawa "Kajko, Kokosz i inni"

wystawa

Sprawdź się

Sprawdź się

W którym roku odbyła się pierwsza polska edycja zawodów Red Bull Air Race?

 

Najczęściej czytane