- 1 Benefity są potrzebne, ale grunt to dobra pensja (51 opinii)
- 2 L4 na wypalenie zawodowe? (34 opinie)
- 3 Czy jesteśmy gotowi na jawność płac? (189 opinii)
- 4 Kelner: zawód, którego (już) nie ma? (109 opinii)
- 5 Sprawdź, czy zarabiasz przeciętną krajową (185 opinii)
Handmade - rynek nie rozpieszcza pasjonatów
Patrząc z boku, możemy pomyśleć, że wybrali przyjemne życie i łatwe pieniądze. Do tego dużo wolnego czasu, a ich praca poza zarobkiem daje bonus w postaci dużej satysfakcji. Jak się okazuje tylko ostatnie stwierdzenie jest prawdziwe, reszta dla osób, które zajmują się rękodziełem jest jedynie marzeniem, które potrafi długo czekać na realizację.
Jeszcze kilka lat temu Monika Branicka pracowała w międzynarodowej firmie. Kiedy poczuła, że potrzebuje odpoczynku od poważnego biznesu pomyślała o tworzeniu biżuterii. Wybór był naturalny, bo od kiedy pamięta miała do niej słabość. Stworzyła markę Branicka Art i zaczęła od produkcji z gotowych elementów. Szybko okazało się, że to za mało.
- Postanowiłam nauczyć się sztuki jubilerstwa od profesjonalistów. Przez trzy lata uczestniczyłam w zajęciach projektowania i tworzenia biżuterii pod okiem prawdziwych mistrzów - opowiada Monika.
Zamiast pracy na etacie ma swoją wymarzoną jednoosobową firmę, w której zajmuje się wszystkim: od projektowania, tworzenia, po fotografowanie i sprzedaż.
Kiedy Matylda miała niecałe trzy lata namalowała pierwszy rodzinny portret. Po tym jak trafił na koszulki rodziców, spodobał się znajomym. Po kilku rakietach i kotach na zamówienie Monika Piotrowska, mama Matyldy, pomyślała: spróbujmy. I w pełnym wymiarze zajęła się rozwijaniem Familove, czyli rodzinnej firmy, w której obecnie ośmioletnia Matylda projektuje grafikę, a rodzice zajmują się wyprodukowaniem i sprzedażą rzeczy.
- Matylda robi nam niezłe zapasy, mamy całą tekę jej prac do wykorzystania na przyszłość. Możemy też powiększać rodzinę, żeby utrzymać ciągłość firmy - śmieje się Monika
Małgosia Chłopecka, założycielka Mineral Stones zaczynała od przygotowywania biżuterii dla siebie, z czasem zaczęła ją tworzyć dla rodziny i przyjaciół, potem urodziły się dzieci i pojawił się pomysł, że to może być świetny pomysł na własny biznes. Urlop wychowawczy był prawdziwym wyzwaniem połączenia opieki nad dwójką małych dzieci, zajmowania się domem i rozwijania swojej firmy.
- Udało się! Choć nie wiem jak potoczą się losy firmy, bo handmade to bardzo trudny kawałek chleba. Szczególnie jeśli ktoś tak jak ja zaczyna od zera, sporo czasu zajmuje "rozpędzenie" firmy i jej wypromowanie - mówi Małgosia.
Michał Kałużyński na co dzień uczy języka polskiego, jakiś czas temu zaskoczyło go, że dzieci w świetlicy tak lubią kolorowanki. Potem chciał przywieźć córce prezent z gór i wpadł na pomysł, że fajnie byłoby pokazać jej miejsca, w których był. Tak zrodził się pomysł stworzenia kolorowanek fabularnych, czyli zabawnych przygód rodziny, w których historia Gdańska i jego charakterystyczne miejsca stają się tłem wydarzeń.
- Jarmark to mój pierwszy test. Firma wystartowała w lipcu. Pierwszy nakład poszedł do kilkunastu księgarni. Poza kolorowankami tłumaczonymi na angielski i niemiecki, mam jeszcze pocztówki do kolorowania z Gdańska - opowiada Michał
Na stoisku z wełną i filcem sprzedają trzy dziewczyny. Marlena Pisarczyk, Alicja Karska i Agnieszka Baaske. Wszystkie ukończyły gdańskie ASP. Agnieszkę na drutach uczyła robić babcia, ale wtedy nie widziała w tym nic ciekawego. Na studiach Projektowania Wzornictwa z musu zaprojektowała pierwszą czapkę. I nagle wciągnęło ją. Stworzyła własną markę Prulla i od ośmiu lat zrobiła około tysiąca czapek i kominów. Marlena jest grafikiem z wykształcenia, ale zawsze ciągnęło ją w stronę wzornictwa. Kiedy pierwszy raz zetknęła się z filcem, zupełnie zwariowała na jego punkcie. Zafascynowała ją plastyka materiału. Dopiero jak dopracowała swój kunszt do perfekcji zdecydowała się wyjść ze swoim produktem do szerszego grona. Choć marzy jej się zajmowanie tylko Utulakiem - marką którą stworzyła, cały czas pracuje też zawodowo.
Weronika Kordzińska-Śniegota jest mamą, już nie tak małego Maksa. Od zawsze miała artystyczne zacięcie, ale to urodzenie dziecka sprawiło, że zdecydowała się zacząć. Tak powstała marka MMZ by WerkArt od nazwy bloga Mama Mniej Zapracowana, który prowadzi Weronika. Jej kultowym produktem są malowane zabawki, jednak od jakiegoś czasu to czapki i ubrania dla dzieci cieszą się największym zainteresowaniem.
- Maks był testerem wszystkich rzeczy. Dzięki temu widziałam czy są wygodne, nie spierają się i są trwałe. Moja firma ma dwa i pół roku. Od roku pracuję intensywnie nad promocją i obecnie jestem na dobrej drodze do tego aby wszystko fajnie się rozkręciło - opowiada Weronika.
Zajmowanie się rękodziełem wygląda z boku jak praca marzeń. Z jednej strony własna firma, z drugiej możliwość wyrażania siebie. A tak naprawdę to kilkuetatowa praca, trudne początki i brak pewności jak będzie zmieniał się rynek.
- Handmade w moim wydaniu to samodzielna praca we wszystkich aspektach tego biznesu. Ze względów ekonomicznych zajmuję się projektowaniem biżuterii, sprowadzeniem materiałów, wykonaniem, robię też za fotografa, który przygotowuje zdjęcia na stronę i grafika, który obrabia je tak, żeby były atrakcyjne dla klientów. Wyliczając dalej, odpowiadam na zapytania klientów, czasem jestem ich doradcą modowym, kiedy chcą dobrać biżuterię do gotowej stylizacji i wreszcie zajmuję się wysyłaniem zamówień i całą stroną finansową biznesu - wymienia Małgosia Chłopecka.
To co zaskakuje podczas rozmów z osobami związanymi z rękodziełem to ich olbrzymie zaangażowanie czasu i uwagi w wykonywane rzeczy. Bardzo rzadko handmade daje samowystarczalność. Najczęściej przez dłuższy czas wymaga łączenia z pracą etatową lub wsparciem bliskich. Szczególnie przy produkcjach, które wymagają dużych nakładów czasu i drogich materiałów.
Każda osoba, która zaczyna zajmować się rękodziełem zderza się też z problemem wyceny swoich rzeczy. Znalezienie płaszczyzny, na której pogodzimy włożony wkład z tym ile skłonny będzie zapłacić klient wcale nie jest takie łatwe. Jeśli dopiero rozwijamy swoją markę, może okazać się, że słabo wychodzimy na stosunku ceny do wytworzonej jakości.
- Rzeczy muszą być droższe niż w sieciówkach, tego nie da się przeskoczyć. W końcu każda z nich jest robiona ręcznie i wcale nie zajmuje to mało czasu - wyjaśnia Weronika z MMZ.
- Niestety sama widzę, że moje wyceny są wciąż realnie zbyt niskie w stosunku do włożonej pracy i kosztów materiałów. Ale co ważniejsze, są w zasięgu osób, którym zależy na wysokiej jakości oraz doceniają pracę ręczną. Wierzę, że z czasem, gdy marka zacznie być rozpoznawalna, słynna z jakości - ceny urosną - twierdzi Agnieszka
Co jest kluczem do sukcesu?
Bezsprzecznie jest to jakość i kontakt z klientem. Te dwa czynniki sprawiają, że zakup nie jest jednorazowy, że firma w ramach marketingu szeptanego jest polecana kolejnym osobom.
- Ważne jest żeby wychodzić do ludzi i samodzielnie sprzedawać swoje produkty na targach czy jarmarkach. Kto lepiej niż my opowie o naszych rzeczach? Dzięki temu poznajemy też naszych klientów, słuchamy ich opinii, wkraczamy do świata rzeczywistego z wirtualnego, bo na co dzień większość z nas prowadzi sprzedaż głównie przez Internet. Klienci także mają z tego korzyści. Mogą, np. bezpośrednio z nami negocjować ceny - opowiada Monika z Familove.
Opinie (49) 4 zablokowane
-
2015-08-15 12:29
Ależ to wszystko brzydkie! (1)
Nieładnie wykończona biżuteria, niestaranna bardziej od chińszczyzny czy indyjskich wyrobów,
kolorystyka tych poduszek, ubrań i innych odrzucająca...
A takie coś jak te poduszeczki ze zdjęcia, czy co to jest, to wyrzucam stertami z domu, bo moja córka samodzielnie wykonane znosi z przedszkolnych zajęć.
Nie przyszło mi do głowy że ktoś chciałby takie coś kupić. :D
Czy to trudne szukać zestawień kolorystycznych, nowych, ciekawych. Czy to trudne wykończyć kolczyki tak, żeby nie wyglądały jak masówka z Azji?
Widocznie tak. Tylko za co ci "twórcy" chcą pieniądze?- 2 4
-
2015-08-16 09:01
czekamy na twoje prace
kiedy premiera?
- 2 1
-
2015-08-16 09:24
Lubie ciekawe rzeczy
Na jarmarku kupilem kilka fajnych wyrobow rekodziela, ale niestety zauwazylem, ze wiekszosc tego co nazywacie "handmade" to po prostu na sybko wykonana tandeta, szczegolnie bizuteria, zapiecia ktore sie nie trzymaja, widoczne laczenia, slaba estetyka - byc moze wynika to z faktu, ze trzeba bylo szybko zrobic duza ilosc, ale widzac to raczej nie odwaze sie zaryzykowac kupna
- 3 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.