• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak zostać menadżerem? Stały rozwój i jasny plan według Marcina Frozyny

Robert Kiewlicz
13 września 2019 (artykuł sprzed 4 lat) 
- Sukces na płaszczyźnie zawodowej nie oznacza pełni szczęścia. Pozostałe płaszczyzny życia, jak rodzinna czy pasje, są w tym wszystkim bardzo ważne - twierdzi Marcin Frozyna, dyrektor ds. inwestycji w firmie Torus. - Sukces na płaszczyźnie zawodowej nie oznacza pełni szczęścia. Pozostałe płaszczyzny życia, jak rodzinna czy pasje, są w tym wszystkim bardzo ważne - twierdzi Marcin Frozyna, dyrektor ds. inwestycji w firmie Torus.

"Menadżerki" uczył się w praktyce, jednak nauka i stały rozwój zawodowy są dla niego równie ważne. O tym, jak stawiać sobie i zespołowi czytelne i osiągalne cele i jak ważne przy osiąganiu sukcesu jest poczucie spełnienia, rozmawiamy z Marcinem Frozyną, dyrektorem ds. inwestycji w firmie Torus. W poprzednim odcinku rozmawialiśmy z Piotrem Bąboniem, head of execution leaders 5 w Nordea AB. Kolejna rozmowa już w przyszłym miesiącu.



Czy każdy musi mieć plan kariery zawodowej? Jak go zbudować?

Marcin Frozyna: - Ja nie miałem szczegółowego planu kariery, wiedziałem po prostu, co chcę robić w życiu. Mój ojciec jest budowlańcem, ja też od dzieciństwa chciałem pracować w tej branży i do tego uparcie dążyłem. Ważne, żeby lubić to, co się robi. Tak to się właśnie potoczyło w moim przypadku. Zawsze chciałem pracować po stronie realizacyjnej, a nie projektowej. Moją obecną funkcję w Torusie wymusiły po trochu zbieg okoliczności, dynamiczny rozwój i ambitne plany firmy na rozwój. Objęcie stanowiska menadżerskiego oznaczało dla mnie zmierzenie się z nowymi zadaniami, które przy kierowaniu budową nie są tak istotne, jak np. zarządzanie wieloma zespołami ludzi i odpowiedzialność za nich, odpowiedzialność za cały projekt, nauka technik zarządzania. Pomogły mi w tym dodatkowe kursy i szkolenia. Bycie menadżerem wymaga nieustannego doskonalenia swoich umiejętności.

Czy warto robić to już na etapie studiów, szkoły średniej? Jak?

- Szkoła czy studia są czasem, w którym powinniśmy odpowiedzieć sobie na pytania: co chcę robić w życiu? Jaki zawód wybieram? Na pewno nie warto tracić go na rzeczy, które nie pozwalają nam podążać w tym wybranym, wymarzonym kierunku. Już na etapie edukacji warto realnie myśleć o rozwoju zawodowym, ale nie można też zapominać o tak ważnych rzeczach, jak hobby. Balans w życiu jest bardzo istotny. Są różne etapy - łatwiejsze, trudniejsze - ale pasje, hobby to coś, do czego zawsze z przyjemnością wracamy, nawet po latach, dlatego warto je rozwijać już w młodości.
Trzeba mieć zdrowy balans pomiędzy pracą a życiem codziennym, coś na tzw. drugą nogę: planszówki, sport, zbieractwo, wszystko jest ok, co sprawia radość i stanowi odskocznię.

Jak długo szukał Pan pierwszej pracy? Jaka była to praca?

- Pierwsza praca sama mnie znalazła. Już na V roku studiów pracowałem na 4/5 etatu w firmie budowlanej. Dużo się wtedy nauczyłem. Najpierw przez kilka miesięcy byłem w biurze i pracowałem jako asystent kosztorysanta - robiłem przedmiary wycen. Później, jako majster, dostałem małą budowę w Sopocie. Krótko potem, w ramach tej samej firmy, zostałem wysłany do Niemiec, gdzie z przerwami pracowałem cztery lata jako kierownik robót stanu surowego. Było to niezwykle cenne doświadczenie. Bardzo miło wspominam ten okres mojej kariery zawodowej. Poznawałem w praktyce technologie wykonawstwa, uczyłem się planowania pracy i zarządzania pracownikami fizycznymi oraz kontaktu z klientem. "Na kontrakcie" zostałem rzucony na głęboką wodę i było trudno. Od samego początku byłem odpowiedzialny za wszystkie techniczne kwestie. Po czterech latach wróciłem do kraju, w międzyczasie założyłem rodzinę, a niedługo potem pojawiła się nowa praca.

Czy pamięta Pan swoją pierwszą wypłatę?

- Moja pierwsza wypłata była symboliczna. To był 2000 rok, zupełnie inne realia zarobkowe i rynkowe. Człowiek się wtedy cieszył, że ma pracę. Pamiętam, że pierwsza wypłata nawet w połowie nie pokrywała ówczesnych kosztów zamieszkania w Gdańsku.
- Samorządy, harcerstwo, wolontariat to naturalne środowiska, w których jeszcze na etapie nauki można się sprawdzać i szkolić. W moim przypadku było nieco inaczej. Uczę się manadżerskiego fachu dopiero teraz - mówi Marcin Frozyna. - Samorządy, harcerstwo, wolontariat to naturalne środowiska, w których jeszcze na etapie nauki można się sprawdzać i szkolić. W moim przypadku było nieco inaczej. Uczę się manadżerskiego fachu dopiero teraz - mówi Marcin Frozyna.

Jak przygotować się do swojej pierwszej rozmowy o pracę?

- Ja osobiście nie miałem wielu takich rozmów jako kandydat, ale to, co dzisiaj zwraca moją szczególną uwagę, to determinacja i widoczna chęć do podjęcia pracy. To da się wyczuć, czy ktoś naprawdę szuka pracy, chce się rozwijać i jest konkretnie naszą firmą zainteresowany, czy po prostu sonduje rynek, szuka tylko lepszych finansów. Choć w obecnej sytuacji na rynku pracy może to brzmieć nieprawdopodobnie, nadal są ludzie, którzy piszą, dzwonią, pytają, chcą się umówić, którym bardzo zależy na konkretnej pracy i w konkretnym miejscu. Taka determinacja na samym początku to zazwyczaj dobry prognostyk. Później jest oczywiście okres próbny, który weryfikuje dopasowanie osoby do zespołu, jej sumienność, wiedzę zawodową zdobytą w szkole lub w poprzedniej firmie, osobiste predyspozycje itd.

Ważniejsze są studia i liczne kursy czy wiedza praktyczna?

- Dobre wykształcenie na pewno jest ważne, pozwala zawodowo wiele osiągnąć, ale w moim przypadku, obecnie - na stanowisku menadżerskim - praktyczne przygotowanie zawodowe okazuje się ważniejsze niż studia. Znam branżę budowlaną, wiem, jak się buduje, ale zarządzania ludźmi na studiach o kierunku budowlanym nie uczą. Poznaję to teraz na odpowiednich kursach i w praktyce. Dobry menadżer, odpowiadający np. za projekt budowy samolotu, nie musi znać się na lotnictwie, aby dobrze i z sukcesem zrealizować projekt. Powinien wiedzieć, jak zbudować odpowiedni zespół, jak nim zarządzać, a także ryzykiem, projektem itd. Na rynku dość często można spotkać typowych menadżerów, odnoszących duże sukcesy i sprawdzających się w różnych branżach. Niemniej jednak, z perspektywy mojej wiedzy zawodowej i doświadczeń budowlanych, na pewno łatwiej jest mi dzisiaj zarządzać projektami, łatwiej mi rozmawiać z ekspertami czy rzeczowo argumentować swoje rozwiązania.
Do członków zespołu trzeba podejść indywidualnie. Znaleźć ich mocne strony poprzez rozmowy i słuchanie. W ten sposób spada prawdopodobieństwo konfliktów, nieporozumień i poznaje się indywidualne potrzeby współpracowników.

Co może jeszcze pomóc we wspinaczce na kolejne szczeble kariery zawodowej?

- Znowu mogę powtórzyć: trzeba lubić to, co się robi, ale też nieustannie się rozwijać. Świat się dynamicznie zmienia, nie można więc stać w miejscu. Warto słuchać i poznawać ludzi, rozwijać relacje w środowisku, poszerzać wiedzę i horyzonty. Obok ciężkiej pracy w tym wszystkim przydaje się też trochę szczęścia. W moim przypadku "menadżerki" musiałem się nauczyć sam w praktyce, i w sumie cały czas się uczę. Każdy ma też jakiś swój styl zarządzania. Ważne są efekty, ale nie bez znaczenia jest droga, którą zmierzamy do obranego celu.

Skąd wiadomo, czy nadajemy się na stanowisko kierownicze? Jak to sprawdzić?

- Uważam, że niektórzy ludzie mają naturalnie cechy przywódcze. Czasami uaktywniają się one dużo wcześniej: w samorządzie uczniowskim, uczelnianym, podczas uczestnictwa w projektach takich jak Odyseja Umysłu itp. Dlatego warto też aktywizować się na różnych polach. Samorządy, harcerstwo, wolontariat to naturalne środowiska, w których jeszcze na etapie nauki można się sprawdzać i szkolić. W moim przypadku było nieco inaczej. Uczę się menadżerskiego fachu dopiero teraz.

Jakie ma Pan kryteria sukcesu? Co jest najważniejsze, aby go osiągnąć?

- Sukces ma wiele płaszczyzn. Na tej zawodowej, myślę, że ważnym kryterium sukcesu jest poczucie spełnienia. Trzeba czuć, że cały czas idzie się do przodu, wyznaczać sobie oraz podejmować kolejne wyzwania zawodowe. Papierkiem lakmusowym wyzwań zakończonych sukcesem, a co za tym idzie - dobrze wykonanej pracy, jest zadowolony klient, użytkownik produktu. U mnie tym produktem jest biurowiec, hotel, hala magazynowa itd. Sukcesu zawodowego nie postrzegam przez pryzmat korzyści materialnych. Chciałbym dodać, że sukces na płaszczyźnie zawodowej nie oznacza pełni szczęścia. Pozostałe aspekty życia, jak rodzinna czy pasje, są w tym wszystkim bardzo ważne. Wszystkie te czynniki składają się na całokształt szeroko rozumianego sukcesu w życiu.
Mój ojciec jest budowlańcem, ja też od dzieciństwa chciałem pracować w tej branży i do tego uparcie dążyłem. Ważne, żeby lubić to, co się robi.

Jak szybko rozwinąć swój potencjał i się nie wypalić?

- Na pewno trzeba mieć zdrowy balans pomiędzy pracą a życiem codziennym, coś na tzw. drugą nogę: planszówki, sport, zbieractwo, wszystko jest ok, co sprawia radość i stanowi odskocznię. Każdy z nas ma lub miał jakąś pasję, hobby. W moim przypadku sport jest odskocznią od stresu zawodowego i pozwala mi znaleźć balans. Ogromne znaczenie ma dla mnie rodzina i jej wsparcie, szczególnie w trudnych okresach. Gdybym znał na wszystko receptę, szczególnie w kontekście ostatnich dwóch pytań, to napisałbym pewnie światowy bestseller. Każdy ma swój styl życia i sposoby na siebie, bo każdy jest inny. Każdy szuka swojej drogi.

Ważniejsza jest pewność siebie i odwaga czy wrażliwość i talent?

- Nie ma jednej, właściwej odpowiedzi. Każdy jest inny, ma inny temperament, inne talenty. Ważne, aby umieć dobrze wykorzystać swoje cechy i silne strony.

Jakie są najgorsze cechy menadżera?

- Myślę, że brak planu, ale również brak umiejętności komunikacyjnych, co utrudnia pracę ze swoim zespołem, także nieumiejętność słuchania. Stwarzanie złego "klimatu" w pracy, który sprawia, że ludzie nie chcą się angażować.

Czy ważniejsze jest zadowolenie z pracy, czy z życia prywatnego? Jak to pogodzić?

- Znowu balans, choć mimo wszystko ważniejsze jest życie prywatne. Człowiek nie żyje dla samej pracy, a łatwiej się też rozwija zawodowo, gdy wszystko w życiu prywatnym jest poukładane.
Dobry menadżer, odpowiadający np. za projekt budowy samolotu, nie musi znać się na lotnictwie, aby dobrze i z sukcesem zrealizować projekt. Powinien wiedzieć, jak zbudować odpowiedni zespół, jak zarządzać nim, projektem, a także, jak szacować ryzyko.

Jak motywuje Pan siebie, a jak swój zespół?

- Najważniejsze jest wyznaczyć jasny cel, do którego się dąży, określić wymaganą jakość, termin i budżet. Krystaliczne, czytelne i osiągalne cele. Do członków zespołu trzeba natomiast podejść indywidualnie. Znaleźć ich mocne strony poprzez rozmowy i słuchanie. W ten sposób spada prawdopodobieństwo konfliktów, nieporozumień i poznaje się indywidualne potrzeby współpracowników. Jedni są bardziej podatni na reprymendę, inni pochwały, jednych trzeba prowadzić za rękę, innym dawać swobodę. Trzeba też pamiętać, że każdy z członków zespołu jest na jakimś etapie swojej kariery i z biegiem czasu to też może się zmieniać.

W jaki sposób radzi sobie Pan z problemami, stresem?

- Staram się odcinać, odsuwać sprawy zawodowe od prywatnych i trzymać ram czasowych. Jest czas, który poświęcam na pracę, a później czas przeznaczony tylko na rodzinę i hobby, choć w mojej branży są oczywiście momenty, kiedy trzeba tę granicę nieco przesunąć. Powody są zawsze te same: wymagający klient, końcówka projektu... itd. Jednak gdy jestem poza pracą, stawiam sobie szlaban na pocztę mailową czy telefony służbowe, co powoduje, że czas spędzony z moją rodziną, przyjaciółmi przeżywam w pełni.

Marcin Frozyna ukończył studia na Politechnice Gdańskiej na Wydziale Budownictwa Lądowego, kierunek: konstrukcje budowlane. Swoją karierę zawodową rozpoczynał w jednej z trójmiejskich firm budowlanych. W ramach kontraktów przez okres czterech lat wyjeżdżał do Niemiec, gdzie kierował robotami stanu surowego różnych inwestycji. Zdobył wtedy cenne doświadczenie nie tylko w zakresie swojego fachu i zarządzania projektami, ale także zachodniej kultury pracy i nowych technologii, co nadal procentuje w jego pracy. Po tym okresie kierował budową I etapu kompleksu Arkońska Business Park w Gdańsku. Projekt ten realizowała firma Torus, w której niedługo potem znalazł zatrudnienie i z którą jest związany już 10 lat. Przez pierwsze lata pełnił funkcję kierownika budowy, następnie kierownika projektu, a od dwóch lat jest dyrektorem ds. inwestycji. Rozwój jego kariery zawodowej w ostatniej dekadzie powiązany jest mocno z rozwojem firmy Torus - wchodzeniem w nowe segmenty rynku, zwiększaniem skali realizowanych projektów, a także wyjściem poza lokalny, trójmiejski rynek nieruchomości komercyjnych. Marcin jest człowiekiem, który lubi konkrety i klarowne sytuacje. Jest przy tym wymagający, a relacje buduje w oparciu o szczerość i partnerstwo. W pracy ceni sobie niezależność. Lubi wyzwania, które zawsze pojawiają się w trakcie realizacji inwestycji, i choć często jest to związane ze zmianą początkowych założeń, poszukiwanie rozwiązań jest dla niego mobilizujące i pozytywne. Zawsze ma na uwadze jakość końcowego produktu i rozwój firmy, wnikliwie analizuje też sytuację na rynku.


Jesteś doświadczonym menadżerem? Chciałbyś podzielić się swoją praktyczną wiedzą z osobami, które planują czy właśnie rozpoczęły karierę? Skontaktuj się z autorem.

Miejsca

  • Torus Gdańsk, al. Grunwaldzka 413

Opinie (91) 8 zablokowanych

  • (2)

    każdy by chciał być menadżerem, lepiej zostać inżynierem a plan jest prostszy - Politechnika!

    (tak wiem ten Pan jest i jednym i drugim)

    • 24 6

    • jesztem menażerem, zajadam parówki z dżemerem

      o'le

      • 6 0

    • Pisze się menedżerem

      • 0 2

  • A ja zauważyłem 2 sposoby głównie w korpo (6)

    1) łażenie za prezesem czy inna gruba ryba z firmy, śmianie się z jej dowcipów(często beznadziejnych- najczęściej robią to faceci), 2)szczerzenie do nich gęby i branie na flirt(głównie kobiety), 3) bezkrytyczne akceptowanie znęcania się podwładnego nad innymi pracownikami, 4)no i oczywiście skuteczna wisienka na torcie: czerwone kolana i wyjazdy z szefikiem na weekend, o czym dyskretnie informuje nas status związku takiej osoby (na mediach społecznościowych)- to skomplikowane ..

    • 61 12

    • Bardzo ładna droga kariery. Brawo !

      • 20 1

    • ...

      Ktoś się chyba za dużo seriali naoglądał...
      Pozdrawiam serdecznie.

      • 7 18

    • (2)

      Za dużo seriali. A że sie promuje osoby ktore sie lubi. Coz, kazdy woli pracowac z osoba z ktora jest chemia i zaufanie.

      • 14 7

      • (1)

        Potem placz, ze najlepszy pracownik zlozyl wypowiedzenie. Dalej promujcie kolesi.

        • 9 5

        • Z doświadczenia zawodowego wiem, że w 90% przypadków "najlepsi", są najlepszymi tylko w ich własnym mniemaniu, a po ich odejściu zespół pracuje lepiej. Piszę to jako szary korpoludek, a nie menadżer.

          • 12 4

    • ebac

      • 1 1

  • A to inny model kariery: teczkowy radnego, wójt, asystent posła, prezes zarządu Spółki Skarbu Państwa (1)

    Przykłady: Orlen, Lotos, Energa, Porty w Gdańsku i Gdynii.
    Prezesi, członkowi zarządu, członkowie rad nadzorczych.
    Na niczym nie trzeba się znać. Wręcz nie wypada.
    Tylko nie należy pomylić partii. Teraz to droga kariery w PiS.
    No i warto znać Sami Wiecie Kogo.

    • 46 12

    • nudny jesteś, każdy rząd pcha swoich od 30 lat, każda partia się nachapała a Ty wierzysz w inne jutro?

      • 8 4

  • kariera (1)

    czytając serię tych opowiadań o menadżerach, jakoś nie zauważyłem różnicy w tych postępowaniach- umiejętność pogodzenia kariery z rodziną i pasjami, wolontariaty czy zaplanowane epizody w wytypowanych firmach na podbicie swojego CV i tym podobne.

    • 16 0

    • Najlepsze jest wpisywanie wolonatriatu do cv- zaprzecza jedno drugiemu

      znam wiele osób , które bezinteresownie pomagają zwierzętom, ludziom, i nikomu się nie chwalą - gdyby napisały to w cv- powinny dostać Nobla

      • 9 2

  • Zapisac sie do PiS (1)

    Albo miec w rodzinie senator Mielewczyk, posla Smolinskiego albo kumpla Obajtka przez miedzę. Wtedy z automatu zostaje sie dyrektorem albo prezesem. I tylko szacunku brak wsrod podwladnych.

    • 18 13

    • przejść z PO lub PSL do PiS, przestać narzekać

      • 2 2

  • (5)

    Ja też pracuje w kropo jako kieras, ale planuje rzucić i zająć się czymś co kocham...rapem.
    Jestem biały, ale w żyłach mam czarna krew.
    Sklejacie akcję?

    • 40 6

    • Kminie bazę ziomuś

      • 18 0

    • Ech... stare czasy. Ja też w młodości byłem murzynem i grałem w kosza.

      • 11 0

    • sklejam wszystko akcje, obligacje i frustracje

      • 5 1

    • Dawaj świńskim truchtem na scenę!

      Bądź lepszy od parobasów

      • 2 0

    • Nie do końca

      Murzyni już w rapie się skonczyli. Teraz rządzą biali i Arabowie.

      • 0 4

  • A to nie wystarczy ukończyć Wydział Menadżerologii na błękitnej przeszklonej najnowocześniejszej pomorskiej uczelni ? (1)

    A potem zrobić specjalizację z prezesury w Katedrze Dyrektologii Ogólnej? Oooo :( Czy studenci o tym wiedzą ?

    • 25 1

    • trzeba jeszcze mieć odpowiedniego ojca

      ...

      • 6 0

  • Latwiej zostac menadzerem niz inzynierem. (8)

    Najczesciej menadzerami w branzach technicznych zostaja ludzie slabi technicznie. Jak ktos jest ogarniety woli inzynierka sie zajmowac, a nie lazic na spotkania i uzerac sie z ludzmi.

    • 29 5

    • mam podobne spostrzeżenia

      • 7 0

    • (4)

      Skoro łatwiej, to czemu na jednego menadżera przypada kompania inżynierów?

      • 3 2

      • zeby to mialo sens

        na jednego glaba musi przypadac min 10 madrzejszych

        • 6 4

      • Bo jeden menadzer jest co najwyzej potrzebny. (2)

        Po co wiecej kolesi od podpisywania kwitow urlopowych, lazenia na spotkania i raportownia gorze.

        • 6 1

        • (1)

          A czemu płacą mu więcej niż inżynierom?

          • 5 0

          • Bo jak go zwolnia to ciezej znalezc prace

            • 4 2

    • (1)

      Tak sobie tłumaczcie, po prostu nie każdy może byc na stanowisku kierowniczym. Nie każdy jest na tyle dobry i wszechstronny. Inżynier to fajna sprawa ale często wąska specjalizacja, do kierowania ludźmi, projektami trzeba czegoś więcej.

      • 7 2

      • Taka robota jak kazda inna.

        A podstawowy blad neofitow, to wiara w jakies szczegolne poslannictwo roli PM.
        Najczesciej to zwykly karbowy i chlopiec do bicia.
        Szczegolnie jesli nie wie, w czym robi. Nie dogada sie z merytorycznymi, przyjmie nierealne zalozenia i terminy. A potem bedzie szukal wymowek i ofiar, byle tylek ocalic.
        Wstretne.

        • 1 1

  • "Dobry menadżer, odpowiadający np. za projekt budowy samolotu, nie musi znać się na lotnictwie..." (15)

    I to jest fetysz wszystkich osobników usiłujących zarządzać. Efekty są opłakane, co widać na każdym kroku. Albo taka osoba robi w konia zleceniodawcę albo jest robiona w konia przez wykonawców.
    Lub powiela struktury przez "delegację" faktycznej pracy i "forward" informacji o problemach, których nie rozumie a głównym obszarem aktywności jest "okopanie" i obsługa warstwy pośredniej.
    A ponieważ powyżej niego również problemów się nie lubi, "forward" w górę jest mocno reglamentowany. Wiec mamy klasyczny "głuchy telefon".

    Odnoszę się do tej powielanej opinii, nie opisywanej postaci. Błąd kardynalny w cytacie polega na przyjętym "uproszczeniu". Istotnie, od pewnego poziomu zarządzający można pewne szczegóły pomijać i delegować. Ale bez przesady
    Brak znajomości przedmiotu, celu działania i branży (!!!), w której sie pracuje (w cytacie - lotnictwa), po prostu dyskwalifikuje. Jednak nie w naszej rzeczywistości... :\ Bardzo wielu osobom (im wyżej, tym bardziej) taka interpretacja bardzo odpowiada i z braku kompetencji dziedzinowych czyni zaletę. Co gorsza, to działa!

    Najczęściej na zasadzie trzech kopert i cyklu trzyletniego.
    Co widać w bardzo wielu CV.

    • 32 8

    • Ale to chyba problem ogólnoświatowy, przykład lotnictwa a szczególnie ostatnie historie z b737 max jest tu idealny

      • 8 0

    • To jest raczej problem managerów, którzy dość szybko rotują z firmy do firmy. Znam wielu managerów i dyrektorów w firmach państwowych, którzy siedzą tam jak przyspawani, ale przez minione 40 lat na jednym stołku nauczyli się naprawdę porządnie tego meritum którym zarządzają. Zwłaszcza że kiedyś było wymagane wykształcenie kierunkowe, a nie kurs managera.

      • 9 0

    • (2)

      Przypomina się historia sprzed paru lat, gdy Legia Warszawa zatrudniła na stanowisku kierownika drużyny jakąś kobietę, co wcześniej pracowała w finansach. Nie ukrywała, że nie zna się na piłce, a dziennikarzowi powiedziała, że jako finansistka liczyła w życiu trudniejsze rzeczy niż żółte kartki. Wywiad można znaleźć w internecie. Kilka miesięcy później Legia została ukarana walkowerem w eliminacjach Ligi Mistrzów, bo nie doliczyła kartek i zagrał nieuprawniony zawodnik.

      • 16 0

      • (1)

        Facetom nigdy nie zdarza się mylić, mizoginie jeden?

        • 1 8

        • klasyczna wymówka, gdy "oblężona twierdza" dała ciała...

          A dało się ciała nie dlatego, że się jest kobietą a dlatego, że nie ma się odpowiednich kompetencji. Płeć ma tu pewne, odległe znaczenie, ponieważ większość facetów ma ze sportowymi/piłkarskimi klimatami do czynienia od dziecka i na pewnie sytuacje reaguje instynktownie. Ale to, po prostu, trening.
          Anegdotę kupuję, bo świetnie pokazuje falszywość twierdzenia, że zarządzanie można oderwać od merytoryki branży...

          • 7 0

    • (7)

      No tak, ale cel działania branży jest zawsze jeden - osiągnąć zysk, bo to interesuje akcjonariuszy.

      Nie trzeba umieć pilotować samolotu, ani wyprodukować śrub, potrzebnych do jego zmontowania, żeby prawidłowo ocenić gdzie, jak często i za ile ma latać samolot, żeby się opłacało (akcjonariuszom, nie pracownikom lotnisk, którym się wydaje, że lotnisko jest po to, by dawać pracę).

      • 3 1

      • to nie jest "branża lotnicza" (6)

        a transport lotniczy. To zupełnie co innego... ;) cbdo... jako potwierdzenie tezy fałszywości stwierdzenia, że nie trzeba się znać.
        Lotnisko ma dawać pracę i to stwierdzenie ma oparcie w całkiem formalnych i silnych kręgach opiniotwórczych oraz trendach intelektualnych, które negują prymat dominacji interesu akcjonariuszy.
        Zupełnie nie związanych z naszym "poletkiem" społeczno - politycznym...

        • 2 0

        • (5)

          Jeśli lotnisko jest po to, by dawać pracę, to czemu nie zbudujemy stu tysięcy lotnisk, każdy będzie miał stanowisko kierownicze i wszyscy będą zadowoleni.

          To już mieliśmy to w marksiźmie-leniniźmie, że zakład pracy jest po to, aby aby dawać proletariuszom miejsca pracy. Nie, on jest po to, by przynosić zysk jego współwłaścicielom, a koszty zatrudnienia to obciążenie, które jak się da, to się tnie.

          Jeśli za branżę lotniczą uznać zakład produkujący samoloty, to tu znów, nie trzeba się znać na tym, który samolot lepszy, tylko jak doprowadzić do jak najefektywnieszjej finansowo produkcji.

          • 1 2

          • czy potrafisz zauważyć tylko jeden aspekt sprawy? (4)

            Jak mieszczanie w wierszu Tuwima, widzący wszystko osobno i nie potrafiący tego skleić w całość.
            Ekonomia produkcji również nie jest lotnictwem, bo nie zajmuje sie ona przedsięwzięciem polegającym na konstrukcji samolotu. Zajmuje się jego finansowaniem i okresla parametry efektywnosciowe. Dla lotnictwa specyficzne i charakterystyczne. To trzeba znać ale jest to tylko jedna z działek do obrobienia.
            Czlowiek odpowiedzialny za projekt budowy musi się znać na tym co jest celem tego przedsięwzięcia. Również ten, który na podstawie tego projektu prowadzi produkcję. A ten który to spina i finansuje, musi branżę znać chociażby w stopniu pozwalającym zrozumieć o czym się w jego obecności mówi i nie dać sie zrobić w konia przez konstruktorów.
            Dla indolentów nie ma miejsca w takich przedsięwzięciach.
            Warto poznać takie związki, podobnie jak związki ekonomiczno - społeczne. Lotnisko jest również (!!! choć nie tylko i nie w pierwszym rządzie...) po to aby dać pracę. Kto tego nie rozumie, doprowadza do takich nieszczęść jak obecnie w Ameryce i również u nas...

            • 1 0

            • (3)

              Jakich nieszczęść w Ameryce?

              • 0 0

              • Wielu ludzi uwaza, ze obecna ekipa rzadzaca w USA (2)

                To nieszczescie.

                • 1 0

              • (1)

                Ale amerykańskie firmy lotnicze mają się nieźle.

                • 1 0

              • Co nie znaczy, ze robia dobre samoloty.

                Sa tacy, ktorzy konstruuja lepsze, tylko ze nie maja kasy na produkcje.

                • 0 0

    • Oczywiście że nie musi (1)

      bo taka osoba zarządza projektem, a nie projektuje samolotu. Zarządzanie projektem to kwestia zarządzania, ekonomi i finansów.

      • 2 2

      • Wybacz, zmien podreczniki.

        Zarzadzanie przedsiewzieciem to znacznie wiecej niz finanse i formalizmy. I bez wiedzy merytorycznej, raczej skazane na porazke. Chyba ze rozumiesz przez to, ze zarzadca przedsiewziecia "do roboty" bedzie mial "ludzi" a sam bedzie jedynie pilnowal "gejtow", "kejpiaji" i slupkow wykonu zakresu i budzetu.
        Wielu tak probuje i efekty sa zalosne.

        • 2 2

  • boniek (1)

    ladnej pani i glupiej latwiej zrobic kariere niz zwyklej ynelygentynej

    • 12 0

    • a tym bardziej brzydkiej, cwanej i bezwzględnej

      "gęsi pościgowe" ciągle poszukiwane...

      • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Pracodawcy w Trójmieście

Forum

Najczęściej czytane