• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Gdzie utknęli trójmiejscy podróżnicy?

Aleksandra Wrona
17 kwietnia 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 

Dorota i Michał dokumentują czas spędzony w Australii kręcąc filmy.

Pojechali w podróż i... utknęli. Na stronach naszego portalu często rozmawiamy z trójmiejskimi podróżnikami. Część z nich epidemia koronawirusa zastała właśnie na wyjeździe. Postanowiliśmy sprawdzić, gdzie się teraz znajdują, jak sobie radzą i jak zmieniły się ich plany na przyszłość.



Czy koronawirus pokrzyżował twoje plany podróżnicze?

Na australijskiej wsi



Dorotę KacperekMichała Miziarskiego poznaliśmy jako twórców marki Pole Pole, produkującej ubrania w Tanzanii . Po zakończeniu pierwszego etapu projektu odzieżowego, podróżnicy wybrali się do Australii.

- Pięć miesięcy temu przylecieliśmy do Sydney. Gdy zarobiliśmy wystarczająco pieniędzy, spontanicznie kupiliśmy vana przerobionego na kampera i ochrzciliśmy go imieniem Vandzia. Aby przygotować się do podróży dookoła Australii, zostawiliśmy Vandzię u mechanika na dwa tygodnie... i wtedy nastała pandemia. Granice stanów Australii zamknięto, a wszystkie podróże zostały zabronione. Tymczasem my złożyliśmy już wypowiedzenie z mieszkania i po odbiorze auta, zamieszkaliśmy w nim. Kilka dni spędziliśmy przy plaży w Sydney zastanawiając się, gdzie możemy przeczekać pandemię.

Otworzył sklep z modą z Tanzanii. Michał Miziarski i jego Pole Pole



Trafiliśmy na grupę na Facebooku "Adopt a backpacker NSW", w której Australijczycy oferowali schronienie przyjezdnym w zamian za drobną pomoc w ich gospodarstwach. Po drodze mieliśmy sporo wzlotów i upadków. Z pierwszej farmy uciekliśmy po godzinie, gonieni przez tysiące komarów, innego dnia spisała nas policja i kazała wracać pod adres, na który mamy zarejestrowane auto... Sytuacja wydawała się beznadziejna, ale tego samego dnia pojechaliśmy sześć godzin drogi dalej i trafiliśmy na farmę pana Roberto, gdzie bezpiecznie zaparkowaliśmy naszą Vandzię. Uszyliśmy mu flagę, wyplewiliśmy ogródek i pomogliśmy w budowie ogrodzenia. Jesteśmy w górach i niedługo nadejdzie zima, co można odczuć już podczas chłodnych nocy. Liczymy na to, że pandemia minie szybko, a my ruszymy na ciepłą północ kontynentu. Tak czy siak, mamy i będziemy mieli o czym opowiadać w naszych filmach na YouTube - mówi Michał Miziarski.

Na kotwicy w zatoce White Bay



Na początku roku rozmawialiśmy z Małgorzatą i Krzysztofem Rybickimi , którzy ze swoimi dziećmi - sześcioletnim Stasiem i trzyletnią Anią postanowili spędzić trzy lata żeglując po morzach i ocenach. Plan podróży był bogaty, jednak epidemia pokrzyżowała im plany.

Spędzą z dziećmi trzy lata na morzach i oceanach



- Od trzech tygodni stoimy na kotwicy w zatoce White Bay przy wyspie Jost Van Dyke na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych - relacjonuje Małgorzata Rybicka. - Najpierw zamknięto granice kraju, a następnie wprowadzono tu pięciodniową całodobową godzinę policyjną. Zamknięto wszystko, łącznie ze sklepami i aptekami, po czym dano ludziom trzy dni na uzupełnienie zapasów. Pierwszego dnia zakupy mogły robić osoby o nazwiskach od A do I, drugiego od J do R, a trzeciego pozostali. W kolejkach stało się po 10 godzin... Po tych zakupach ogłoszono kolejną, dwutygodniową kwarantannę.

Załoga s/y Rybka podczas kwarantanny

Rodzina Rybickich utknęła na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych.


Jak wygląda codzienność przy takich obostrzeniach?

- Nie możemy iść do sklepu, uzupełnić wody, gazu, paliwa, a nawet zejść na plażę, do której mamy 50 metrów. Na szczęście jesteśmy żeglarzami z doświadczeniem bałtyckim, gdzie jachty prowiantuje się na kilka tygodni do przodu. Produkujemy prąd z paneli słonecznych, wodę pozyskujemy dzięki odsalarce, a butlę gazową udało nam się uzupełnić przed kwarantanną. Sami pieczemy chleb, a biały ser robimy z mleka w proszku. W zatoce jesteśmy sami, nasi jedyni sąsiedzi to płaszczki, żółwie i tarpony. Dajemy jednak radę! Wiemy, że tutaj lepiej nie chorować, bo lekarzy i szpitali jest tu jak na lekarstwo - mówi Małgorzata Rybicka.
Rodzina Rybickich musiała zmienić też swoje podróżnicze plany.

- Musimy w tym roku odpuścić Pacyfik. Nie dopłynęliśmy do Puerto Rico i do San Blas, a za kilka dni mieliśmy przechodzić Kanał Panamski. Nie odwiedzą nas też znajomi, którzy już mieli kupione bilety. Żeglujące po Pacyfiku rodziny z dziećmi nie mają, gdzie popłynąć, brakuje im gazu i paliwa, czasami też jedzenia... - mówi Małgorzata Rybicka. - Tu jesteśmy bezpieczniejsi. Musimy tylko zastanowić się, gdzie spędzić zbliżający się sezon huraganów. Mamy jeszcze dwa-trzy miesiące i wielką nadzieję, że otworzą się granice Trynidadu czy Grenady. Najważniejsze jednak, że jesteśmy razem - cali i zdrowi.

Pożar samochodu w Hiszpanii



Anna Maria BinieckaPrzemysław Trepka w połowie lutego wylądowali na lotnisku w Maladze. Plan podróży zakładał trzy miesiące podróży kamperem w stronę Polski.

- Od dłuższego czasu na południu Andaluzji stał zaparkowany Smok - duży, zielony dom na kółkach Anny Marii, który czekał na lepszy moment finansowy, aby wrócić nim do Polski. Planowaliśmy podróż powrotną rozciągnąć na trzy miesiące, pracując zdalnie, fotografując i nie spiesząc się - mówią Przemysław TrepkaAnna Maria Biniecka. - Dzień przed tym, kiedy Hiszpania miała zamknąć granice, o czym mówiły jeszcze niepotwierdzone informacje, postanowiliśmy wyjechać bardziej na zachód, w mniej zaludnione tereny. W tym pierwszym tygodniu Estado de alarma, każde nasze spotkanie z Guardią Civil czy policją, kończyło się na otrzymywaniu sprzecznych pouczeń. Na przykład w Conil de la Frontera, gdzie byliśmy 16 marca, policja nakazała nam jechać na kemping. Tam powiedziano nam, że z polecenia policji nie mogą nikogo więcej wpuszczać i skierowali nas do hotelu, ale hotele także nie przyjmowały nowych gości. Pomimo zamknięcia granic, dowiedzieliśmy się od konsula w Madrycie, że do Polski możemy jechać, że powinni nas wypuścić z Półwyspu Iberyjskiego.
Anna Maria i Przemek ruszyli w podróż powrotną do Polski, obserwując mapę zachorowań w Hiszpanii, śledząc doniesienia z Polski i omijając duże miasta.

- Gdy usłyszeliśmy, że Hiszpania planuje zaostrzyć regulacje, wbrew wcześniejszym planom, postanowiliśmy udać się na północ, pod Saragossę, gdzie znajomi Anny Marii niedawno kupili dom, którego remont został wstrzymany przez wirusa. Nie wiedzieliśmy, co tam będzie, poza tym, że będziemy mogli tam swobodnie zaparkować i nikt nie powinien się nami interesować - relacjonują podróżnicy. - Nasi znajomi, przestrzegając panujących zasad, chroniąc swoje, swojego dziecka i nasze zdrowie nie mogli się z nami spotkać w "normalny" sposób. Mieliśmy swoistą "ustawkę" na stacji benzynowej, w maseczkach, po zmroku, gdzie przez uchylone okno nastąpiło przekazanie klucza. Przez najbliższe dwa dni padał deszcz. Regenerowaliśmy się po trasie, praktycznie nie wychodząc z vana. Gdy wreszcie wyszło słońce, mogliśmy wziąć ciepły prysznic w Smoku (w domu jest tylko zimna woda), wyjąć koce, śpiwory, poduszki i posprzątać. Kończyły nam się zapasy świeżej żywności, w planie zatem była również "wycieczka" po zakupy - prawdziwa "atrakcja" w dobie COVID-19.
  • Anna Maria Biniecka i Przemysław Trepka utknęli w Hiszpanii. W trakcie podróży spłonął ich zielony Smok - środek lokomocji i zarazem dach nad głową.
  • Anna Maria Biniecka i Przemysław Trepka utknęli w Hiszpanii. W trakcie podróży spłonął ich zielony Smok - środek lokomocji i zarazem dach nad głową.
  • Anna Maria Biniecka i Przemysław Trepka utknęli w Hiszpanii. W trakcie podróży spłonął ich zielony Smok - środek lokomocji i zarazem dach nad głową.
  • Anna Maria Biniecka i Przemysław Trepka utknęli w Hiszpanii. W trakcie podróży spłonął ich zielony Smok - środek lokomocji i zarazem dach nad głową.
  • Anna Maria Biniecka i Przemysław Trepka utknęli w Hiszpanii. W trakcie podróży spłonął ich zielony Smok - środek lokomocji i zarazem dach nad głową.
  • Anna Maria Biniecka i Przemysław Trepka utknęli w Hiszpanii. W trakcie podróży spłonął ich zielony Smok - środek lokomocji i zarazem dach nad głową.
  • Anna Maria Biniecka i Przemysław Trepka utknęli w Hiszpanii. W trakcie podróży spłonął ich zielony Smok - środek lokomocji i zarazem dach nad głową.
Niestety, to nie był koniec trudnych przejść Ani i Przemka.

- Gdy Anna Maria pojechała do sklepu i po raz pierwszy mogliśmy się rozdzielić, wraz ze mną pozostało kilka, pozornie przypadkowych rzeczy; co jednak ważne, nasz sprzęt komputerowy i fotograficzny. Nie minęło wiele czasu, jak otrzymałem od Anny telefon; z cierpieniem i płaczem powiedziała, że Smoka nie ma - straciliśmy nasz dom, Smok spłonął. Gdy dotarłem na miejsce, nie było już policjantów ani strażaków. Stała tylko zapłakana, brudna od sadzy, lekko poraniona i trzęsąca się Anna. W tle, niczym po niedokończonym prysznicu, stał utopiony w pianie spalony Smok - mówi Przemysław Trepka.
Podróżnicy przez tydzień odzyskiwali z vana to, co nie spłonęło. Później samochód pojechał lawetą na prywatny parking. Decyzje co do jego przyszłości nie zostały jeszcze podjęte. Ania i Przemek mieszkają w tej chwili w domu ich hiszpańskich przyjaciół, gdzie w podziękowaniu za schronienie, robią remont. Ich przyjaciele zorganizowali zbiórkę, żeby wspomóc ich finansowo w tej trudnej sytuacji,  a Anna i Przemek kontynuują się zbierając fundusze na nowy środek lokomocji.

- To, co do nas spłynęło, niezależnie od wysokości kwoty, miało gigantyczną moc. Do tego stopnia, że potrafimy znaleźć w tym, co się wydarzyło inspirację i naukę. Wiemy, że nie chcemy żyć inaczej. By się dalej rozwijać i tworzyć, potrzebujemy samochodu, w którym możemy mieszkać - tylko wtedy czujemy się na swoim miejscu. To, co zbierzemy, chcemy przeznaczyć na Nowe Wcielenie Smoka - mówią Anna Maria BinieckaPrzemysław Trepka. - Nie wiemy, jak długo będziemy szukać ani ile będziemy potrzebować. To może potrwać wiele miesięcy. Będziemy wdzięczni za każdą formę wsparcia. Przygotowaliśmy symboliczne dowody wdzięczności w postaci pomysłowych niespodzianek i myślimy nad kolejnymi, a jesteśmy bardzo kreatywni. Dziękujemy!

Kwarantanna w Salwadorze



Anita Demianowicz miała zupełnie inny plan na tegoroczną wiosnę. Podróż do Salwadoru, a następnie powrót na festiwal TRAMPki - Spotkania Podróżujących Kobiet, którego jest organizatorką. Niestety, festiwal został przeniesiony na jesień, a podróżniczka utknęła w kwarantannie.

Motywuje kobiety do podróży. Rozmowa z Anitą Demianowicz



- Do Salwadoru wjechałam w dniu, w którym zamykali granicę. Udało mi się jeszcze wjechać, ale gdybym dotarła godzinę później, zostałabym odesłana z kwitkiem. Salwador jako pierwszy kraj na świecie zdecydował się na tak drastyczne posunięcie, czyli totalne zamkniecie granic. Dzięki temu jednak krzywa zachorowań wzrasta tu bardzo powoli w porównaniu do wyliczeń, które przeprowadzono w oparciu o rozprzestrzenianie się wirusa w krajach europejskich. Od 11 marca każda osoba, która przyjeżdża na granicę lądową, jeśli jest Salwadorczykiem lub rezydentem, wieziona jest na 30-dniową kwarantannę do specjalnych ośrodków. Turyści nie są w ogóle wpuszczani. Przypadków "domowych" jest zaledwie kilkanaście. To głównie ci, którzy nielegalnie przekroczyli granicę i nim ich złapano, zdążyli mieć kontakt z większą liczbą osób - tłumaczy Anita Demianowicz.
Anita Demianowicz czas epidemii spędza w Salwadorze. Anita Demianowicz czas epidemii spędza w Salwadorze.
21 marca Salwador wprowadził obowiązkową, trzytygodniową kwarantannę dla wszystkich. Podróżniczka również jej podlega, co opisuje na swoim bloguInstagramie.

- Można wyjść tylko do sklepu, do apteki, lekarza. Na zakupy może wyjść tylko jedna osoba z rodziny. Plaż pilnują policjanci. Na wejściu do sklepu mierzą temperaturę. Złamanie kwarantanny niesie ze sobą konieczność spędzenia kwarantanny w specjalnym ośrodku, z dala od rodziny. Zniesione zostały opłaty za gaz, wodę, prąd, internet, telefon itd. i wielu obywatelom przysługuje pomoc w postaci 300 dolarów. Tu wiele osób żyje z dnia na dzień i jeśli nie wyjdzie jednego dnia do pracy, to często tego dnia nic nie zje. Obecnie wydłużono o cztery dni kwarantannę, by w tym czasie zdecydować, czy wydłużyć ją o kolejne dwa tygodnie, a nawet o miesiąc, by uniknąć rozprzestrzenianie się wirusa. Obawiam się jednak, że ludzie tu tego nie wytrzymają, bo wielu nie ma już z czego żyć - mówi Anita Demianowicz.

Opinie (101) 8 zablokowanych

Wszystkie opinie

  • (3)

    Utknąłem w Zbychowie koło Wejherowa. Też jest fajnie.

    • 157 1

    • W tym dworku kiedys tez utknalem z kolezanka z pracy:) (2)

      • 8 1

      • ta, jasne (1)

        utknąłeś z kolegą

        • 8 6

        • Cicho Roman,nie zdradzaj naszych sekretow.

          • 4 2

  • Youtube najwazniejsze (3)

    Najważniejsze, że będziemy mieli co publikować na Youtube. Reszta nie jest ważna.

    • 78 12

    • Czas wracać (1)

      Koniecznie wszyscy musicie zdążyć na wybory żeby zagłosować w maju na Jarka.A po głosowani znowu będzie wszystko zamknięte oprócz kościołów .

      • 8 15

      • i koniecznie muszą nam rozdzielić 1,5 mln. A sorry, przecież nie jesteśmy koleżkami Koperfielda.

        • 3 1

    • I na Kolosach się polansujemy, jak to utknęliśmy w Australii.

      • 14 2

  • Z calym szacunkiem i prosze nie zrozumiec mnie zle (5)

    Czy auto smok bylo ubezpieczone w AC?

    • 35 5

    • Było nie było.

      Nie, w PZU.

      • 3 4

    • Takiego trupa nikt nie ubezpieczy AC

      • 13 4

    • (1)

      Mam kolejne pytanie. Czy były jakieś sensowne gaśnice?

      • 3 1

      • a czy masz mózg?

        i ogarniasz ze wypadki sie zdarzają? wróbel przegrysł masę od aku

        • 7 5

    • ten smok wyglądał jakby miał spłonąc - wyruszanie takim gratem jest mega nieodpowiedzialne

      dobrze, że ich nie było wtedy w środku...

      • 5 6

  • (10)

    Mówiąc szczerze, nie rozumiem pary, która wyjechała w lutym do Hiszpanii, jak już po Europie zaczął być bardzo aktywny wirus. I Pani co wyjechala do Salwadoru w przeddzień zamknięcia granic!? Można sobie było odpuścić ten wyjazd. Przełożyć na inny termin. jak się rozchorują to poproszą o samolot żeby ich ściągnąć do Polski? To nie jest dobry czas na podróże zagraniczne, bo jak coś się stanie to jest problem!

    • 106 16

    • nie pakuj wszystkich do jednego worka. (3)

      Bo zeby bylo jasne, akurat oni sa tam, bo byc tam chca. Znam ludzi, ktorzy sa teraz na Filipinach i w Japonii, wiedzieli, ze granice bede zamkniete i celowo nie chca wracac. Ich kwarantanna to praca z laptopa i lezenie na plazy (filipiny)

      • 6 12

      • (2)

        na filipinach tez jest kwarantanna z ta roznica ze tam nie dostaniesz mandatu tylko kule w leb za jej zlamanie co osobiscie zapowiedzial duterte i juz 1szy ktory zlamal zakaz poszedl do piachu wiec watpie czy tak sobie leza na plazy.

        • 16 5

        • Bzdura.

          Przeczytaj dalsze treści niusów, a nie tylko nagłówki.

          • 2 6

        • potwierdzam, pływam z filipkami , maja info z pierwszej reki

          • 2 1

    • plusuja Janusze, ktorzy nie widza roznicy miedzy podroznikiem, a urlopowiczem

      Ludzie w art nie narzekaja na to, ze utkneli, tylko opisuja jak to utknieci u nich przebiega

      • 7 9

    • Pani nie wjechała do Salwadoru z Polski, a z innego kraju w Ameryce, bo była e tej podróży juz dłużej.

      • 5 3

    • Czytamy ze zrozumieniem, Salwador jako pierwszy kraj na świecie zamknął granice i Pani wjechała tam w ostatnim momencie, do Salwadoru. A może miała w tym momencie obrócić się na pięcie i wrócić do kraju? Wystarczy trochę pomyśleć

      • 0 2

    • Ta Pani co wjechała do Salwadoru, to tylko tak gwoli ścisłości nie wybrała się tam z Polski dzień przed wprowadzeniem zakazów. Od dłuższego czasu jest w podróży po Ameryce Środkowej, co mozna śledzić na blogu. Także może to błąd w artylule, ale nie osądzajmy na wyrost.
      Pozdrawiam

      • 2 0

    • kochany

      Polka mało jaka zaraza zatrzyma, wirus co tam wirus mnie nie dotyczy

      • 0 0

    • Pani, która wjechała w dzień przed zamknięciem granic od grudnia podróżowała przez Meksyk, Belize, Gwatemalę do Salwadoru.
      Pozdrawiam

      • 0 0

  • W Polsce ...

    Luzik ! Mamy najmniej zarażonych i zgonów ze wszystkich .... Niedługo zniosą ograniczenia będzie można się opalać i biegać ! Wszystko rąb...ie po 10 maja i będzie gorzej niż w Etiopii

    • 26 15

  • Ja podrozuje po kaszubach. (1)

    Utknalem za stodola Wiczlingow.Zapadlem sie w blocie.Niech tu jeden traktorem podjedzie i mnie wyciagnie.

    • 37 0

    • To to jeszcze nic.

      Mysmy ze szwagrem to kiedys dopiero utknelismy.Po wyplacie napruci pomylilismy pociagi i i obudzilismy sie w szczecinie.A susza jaka byla jak sie obudzilismy......

      • 19 0

  • (1)

    remontują dom, czyli pojechali pracować na czarno

    • 37 3

    • hehehe typowy polak na urlopie

      Remoncik.. ja tez w kwarantannie tylko do castoramy :)

      • 8 1

  • Brak butli albo była niesprawna. (2)

    Napewno nie kupią auta nowej generacji pomimo zebrania dużej kwoty - a dlaczego ? Bo nowej generacji auto nie dało by rady w takich warunkach.Ciekawe dlaczego ten spłonął ? Pewnie butla nie była dobrze uszczelniona.Czyli błąd lekkoducha.

    • 9 7

    • Żeby samochód spłonął, wystarczy źle zaizolowany przewód elektryczny.

      • 4 1

    • Pewnie to ty jesteś głąbem

      Detektyw na odległość się znalazł.

      • 1 3

  • Opinia wyróżniona

    Powodzenia podróżnicy :) (8)

    Fajni odważni ludzie. Tylko pozazdrościć, nie każdy jest w stanie zrzucić łańcuchy i wybrać wolność :)

    • 61 18

    • nooo

      Zrzucili. "Ich przyjaciele zorganizowali zbiórkę, żeby wspomóc ich finansowo w tej trudnej sytuacji"...

      • 16 2

    • Cudowne wczasy

      klawo jest , aż się chce płakać.

      • 7 2

    • Niech żyje wolność

      "Nie możemy iść do sklepu, uzupełnić wody, gazu, paliwa"

      • 8 4

    • na takie podroze byl czas do 2004 roku

      • 4 6

    • "łańcuch" istnieje tylko w Twojej głowie.

      • 1 3

    • (1)

      Gdyby nie "podróżnicy" w czasach kiedy kazdy musi wszystko zobaczyc pandemia nie nie mialaby tak ogromnej skali.

      • 3 4

      • A ty czemu nie zostałeś w swojej wiosce?

        Trzeba było siedzieć na tyłku.

        A przy okazji - 3/4 światowych podróży zagranicznych to sprawy zawodowe a nie zwiedzanie.

        • 0 2

    • wolnośc ? serio?

      czyli bez kasy tak?? a sponsorzy na patronite to co????

      • 0 0

  • Anna Maria podobno nie jest z Elbląga... (2)

    Tak mówił mi nasz wspólny kolega...

    • 11 2

    • (1)

      Każdego ciągnie do większego miasta

      • 3 3

      • no przeciez Biniecka z Karwin jest z zadnego Elbląga

        • 3 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Widowiskowa kurtyna w szachownicę, deszcz balonów na koniec koncertu oraz zdejmowanie skarpetek na scenie przez artystę były charakterystycznymi elementami podczas koncertu: