• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Życie polskiego jazzmana w Pekinie przerwane wirusem

Patryk Gochniewski
10 kwietnia 2020 (artykuł sprzed 4 lat) 
Michał Ciesielski: Natura była od zawsze dla mnie czymś bardzo ważnym i inspirującym. Żyjąc w dużych miastach, z laptopem pod pachą i telefonem w ręce, jesteśmy tak zasypywani ilością informacji i opinii, że czasem ciężko nam odnaleźć nasze własne poglądy i pragnienia. Kontakt z naturą to dla mnie sposób na odnalezienie swojej osobistej, pierwotnej wrażliwości, a to wydaje mi się najcenniejszym, co mogę przekazać jako muzyk. Bo to jedyne, co każdy z nas ma inne, i niepowtarzalne. Michał Ciesielski: Natura była od zawsze dla mnie czymś bardzo ważnym i inspirującym. Żyjąc w dużych miastach, z laptopem pod pachą i telefonem w ręce, jesteśmy tak zasypywani ilością informacji i opinii, że czasem ciężko nam odnaleźć nasze własne poglądy i pragnienia. Kontakt z naturą to dla mnie sposób na odnalezienie swojej osobistej, pierwotnej wrażliwości, a to wydaje mi się najcenniejszym, co mogę przekazać jako muzyk. Bo to jedyne, co każdy z nas ma inne, i niepowtarzalne.

Michał Ciesielski, związany z Gdańskiem pianista jazzowy, od dwóch lat mieszka i działa w Pekinie. Jest to jeden z tych muzyków, który bardzo rozsądnie podchodzi do rozwoju swojej kariery. Z pokorą podchodzi do tego, co oferuje mu życie, i stara się rozsądnie brnąć naprzód, bo - jak sam mówi - planowanie nie do końca ma sens.



Wydarzenia online w Trójmieście


Patryk Gochniewski: Jak trafiłeś do Pekinu?

Michał Ciesielski: Za sprawą mojej żony, Oli, która jest skrzypaczką. Dostała tam kontrakt w orkiestrze NCPA - National Centre for the Performing Arts, a że taka okazja nie zdarza się co dzień, to wyjechała. Przyznam, że ja wtedy niechętnie myślałem o wyjeździe za granicę, zwłaszcza do Chin, które raczej nie słyną ze swojej sceny jazzowej.

Poza tym miałem wówczas kilka działających projektów w Polsce, których nie chciałem zostawiać. Więc początkowo Ola wyleciała, ja zostałem, ale postanowiliśmy sobie, że kiedy pozamykam pewne sprawy tu, w Polsce, to dołączę do niej choć na jakiś czas. Poleciałem tam w maju 2018 roku z myślą, że robię to na miesiąc. Już po kilku dniach i pójściu na kilka jam sessions przekonałem się, jak bardzo byłem w błędzie - liczba znakomitych muzyków z całego świata, którzy związali swoje życie z Pekinem, przekonała mnie, że to jest miejsce, w którym warto zostać i z którego warto czerpać.

Dodatkowo po prostu miałem szczęście i po dwóch tygodniach dostałem propozycję prowadzenia klasy fortepianu jazzowego w Beijing Contemporary Music Academy. I tak jakoś się stało, że już tam zostałem, aczkolwiek nie twierdzę, że na zawsze. 
 
Zanim o muzyce, trochę o epidemii, bo jest to najgorętszy obecnie temat, a ty byłeś niemal w samym centrum początkowych wydarzeń. Wyjechałeś z Chin w jakim momencie - zaczynało się dopiero czy już było źle?
 
Szczerze mówiąc, znów miałem fart. Wyjechałem do Polski na Boże Narodzenie, więc było to jeszcze przed wybuchem epidemii. Cały styczniowy rozwój epidemii obserwowałem z Polski, w Chinach drugi semestr zajęć zaczyna się dopiero w lutym, po Chińskim Nowym Roku, więc i tak planowałem styczeń spędzić w kraju. Do Pekinu wróciłem w lutym. Jak się okazało, zupełnie niepotrzebnie. Informację o przełożeniu początku semestru dostałem parę godzin po przylocie. Dwa dni później leciałem już z powrotem do Polski. 
 
Kiedy wróciłeś do Polski, na lotnisku, były jakieś zaostrzenia czy po prostu po bagaż i do taksówki?
 
Przez kontrolę, pomiar temperatury, ankiety i formularze przechodziliśmy na lotnisku w Pekinie i potem na przesiadce w Moskwie, przed opuszczeniem samolotu. Lot do Warszawy był więc de facto z Moskwy - nie było żadnych zaostrzeń, kiedy wysiedliśmy w Polsce, ale może sytuacja byłaby inna, gdyby lot był bezpośrednio z Chin.
 
Mając w świadomości, z czym mierzą się Chińczycy, miałeś obawy, że możesz być uśpionym nosicielem?
 
Oczywiście, że tak. Trudno nie mieć obaw, kiedy wokół jest to główny temat życia publicznego, ale to całkiem irracjonalne. Jak na to patrzę z perspektywy czasu, to zważając na wszelkie środki ostrożności, które w Pekinie się stosuje, to byłoby to zupełnie nieprawdopodobne. To jest kraj, gdzie chodzenie w maseczce nie jest niczym dziwnym, więc gdy pojawiło się rozporządzenie, aby chodzić w maskach, to maski na sobie mieli dosłownie wszyscy. Pomiar temperatur w każdym budynku, obowiązkowa kwarantanna. Poza tym w Pekinie w tamtym czasie było około 300 przypadków zachorowań, a mówimy o mieście liczącym oficjalnie ponad 20 mln ludzi. No i, jakby nie patrzeć, spędziłem tam raptem dwa dni i to odsypiając jet-lag w domu.


Szczęśliwie jesteś cały i zdrowy, więc możemy przejść do innych kwestii, czyli do muzyki, którą tworzysz. Jak to się dzieje, że jeszcze nie jest o tobie głośno? Przecież lubimy u nas takie historie - Polak robi karierę za granicą.

Jak to się dzieje, że jeszcze nie jest o mnie głośno? A nie jest? Jak to? (śmiech). A tak na serio - nie uważam, aby mi się to należało z powodu wyjazdu za granicę, bo to żadne osiągnięcie, po prostu trzeba się spakować i wyjechać. Poza tym w Polsce jest tylu wspaniałych artystów, zasługujących na rozgłos, ale nigdy go nieosiągających, bo po prostu takie są realia rynku. Ja nie mogę narzekać, wręcz odwrotnie. To miłe, że ludzie wolą przyjść na mój koncert, niż odpalić Netflixa - ja to bardzo doceniam, bo wiem, jak mi samemu jest nieraz trudno podjąć taką decyzję. Mam dla kogo grać, z kim grać i mogę z tego żyć zarówno w Polsce, jak i w Chinach. I to jest super!
 
Jesteś liderem formacji Confusion Project, ale też tworzysz solowo, pod własnym nazwiskiem. Jakie są różnice między tymi dwoma projektami?

Różnice są ogromne na każdym etapie pracy - pisząc muzykę, ćwicząc ją, no i występując. Będąc na scenie w pojedynkę, za sto procent tego, co na niej się wydarzy, odpowiada się samemu. To było początkowo nieco przytłaczające, musiałem do tego przywyknąć - wszystko zależy ode mnie i mogę polegać tylko na swojej wrażliwości.

Grając muzykę improwizowaną w zespole, jest zupełnie inaczej. Na scenie następuje przepływ energii, pomysłów, wrażliwości pomiędzy muzykami, to ciągłe twórcze zaskoczenie i reagowanie na siebie nawzajem. Z Piotrkiem Gierszewskim i Adamem Golickim jest to dla mnie zawsze ogromna przygoda.

Różnice zasadnicze są też w pisaniu na fortepian solo i na trio oraz w założeniach towarzyszących mi przy obu tych projektach. Co innego pragnę ludziom przekazać swoim solowym graniem, a co innego w trio. Traktuję muzykę ilustracyjnie, jako opowiadanie historii, i te historie są zupełnie inne i co innego z nich wynika, jeśli tak można powiedzieć.
 
W obu przypadkach dość mocno podkreślana jest natura. Z Confusion Project zainicjowaliście nawet bardzo fajną ekologiczną akcję.

Tak, to prawda. Natura była od zawsze dla mnie czymś bardzo ważnym i inspirującym. Nasza trzecia płyta, "Primal", opowiada o podróży przez dzikie krajobrazy i mierzeniu się w surowością natury. Moja solowa płyta, "Share Location", poświęcona istotnym dla mnie miejscom, też zawiera kilka utworów o dzikich, odludnych lokacjach. Żyjąc w dużych miastach, z laptopem pod pachą i telefonem w ręce, jesteśmy tak zasypywani ilością informacji i opinii, że czasem ciężko nam odnaleźć nasze własne poglądy i pragnienia. Kontakt z naturą to dla mnie sposób na odnalezienie swojej osobistej, pierwotnej wrażliwości, a to wydaje mi się najcenniejszym, co mogę przekazać jako muzyk. Bo to jedyne, co każdy z nas ma inne i niepowtarzalne.

Jeśli chodzi o naszą akcję "1CD1tree" - uważam, że żyjemy w czasach, które wymagają od nas zdecydowanych działań na rzecz spowolnienia zmian klimatu i odnowy zniszczonych ekosystemów. Sporo się o tym mówi w przestrzeni publicznej, ale można by robić jeszcze więcej. Więc zacząłem się zastanawiać, co jeszcze - poza jeżdżeniem komunikacją miejską i oszczędzaniem prądu - może zrobić taki gość, który na co dzień zajmuje się graniem jazzu, jak ja.

My, muzycy, zajmujemy się poniekąd z definicji czymś, co pozwala ludziom uciec od problemów rzeczywistości, jednak uważam, że mamy również możliwość wpływania na tę rzeczywistość - zarówno mając ogromny przywilej wpływania na emocje i przemyślenia naszych odbiorców, jak i w sposób zupełnie wymierny i pragmatyczny.

Dlatego pomyślałem o inicjatywie #1CD1tree, którą z entuzjazmem podchwycili moi przyjaciele z Confusion Project, Adam i Piotr. Od początku 2020 roku ktokolwiek, kto kupuje jakąkolwiek moją lub zespołu płytę, jednocześnie sadzi drzewo. Wszystko to za sprawą portalu Tree-nation.com, z którym współpracujemy. Pieniądze, które dostajemy, sprzedając nasze płyty, pomagają nam wspierać akcje reforestacji i odnowy zniszczonych przez człowieka ekosystemów.

Do tej pory, w dwa miesiące, kupione przez naszych słuchaczy płyty pozwoliły na posadzenie ponad 260 drzew, które na przestrzeni swojego życia wyłapią z atmosfery ponad 30 ton dwutlenku węgla. To dotychczasowe wymierne efekty naszej inicjatywy, ale to nie wszystko. Chcemy pokazać, że my, muzycy jazzowi, również mamy możliwość zmieniania tego świata na lepsze. Kto wie? Może któryś z naszych kolegów po fachu podłączy się do tej akcji? Albo wymyśli własną inicjatywę - w internecie roi się od organizacji charytatywnych, i choć każde takie działanie to kropla w morzu potrzeb, to wierzę, że z tych kropli może zebrać się nawet i łyżeczka. 
 
Twoja kariera rozwija się dość prężnie - współpracujesz z dużymi nazwiskami sceny jazzowej, tworzysz na jednym z najbardziej chłonnych kulturalnie rynków na świecie, jednak chyba wciąż jesteś bardziej na początku swojej drogi. Wszystko idzie zgodnie z planem czy chciałbyś, aby wszystko przyspieszyło?

To miłe, co mówisz. Chciałbym myśleć na każdym etapie swojej kariery muzycznej, że jestem wciąż na początku swej drogi. Wiesz co, nauczyłem się, że plany są generalnie przereklamowane. Z pewnością jeszcze parę lat temu nie planowałem, że będę żył i działał w Chinach, ciężko więc mi powiedzieć, czy realizuję jakiś plan, który sobie narzuciłem na swoją karierę. Mam plan dotyczący tego, co chcę swoją muzyką przekazywać, co dawać swoim słuchaczom, a także na jakie kompromisy w mojej twórczości nigdy nie iść i ten plan póki co udaje mi się wykonywać. Mam też plany na przyszłość dotyczące siebie, Confusion Project i paru innych projektów, w które się zaangażowałem zarówno w Polsce, jak i w Chinach. Czy mi się uda je wykonać? Póki co, od początku tego roku, sytuacja na świecie nas zaskakuje, więc prawdopodobnie i te plany trzeba będzie zmodyfikować. 


Traktujesz Chiny jako trampolinę dla siebie i dla swojego zespołu?

To zależy pod jakim względem. Chiny na pewno stały się dla mnie trampoliną mojego osobistego rozwoju. Czuję, że wielu rzeczy o życiu, ludziach i sobie samym się tam nauczyłem. Fajnie jest spojrzeć na swoje dotychczasowe życie z dystansu, a dystans Gdańsk-Pekin jest niemały. Jako artysta też z pewnością się tam rozwinąłem - jak już wspominałem, jest tam masa muzyków z całego świata, więc miałem okazję pograć muzykę afrokubańską z muzykami z Kuby, latynoską z muzykami z Ameryki Łacińskiej, tradycyjny jazz z muzykami ze Stanów Zjednoczonych czy muzykę chińską z Chińczykami. Takie możliwości w Polsce zdarzają się znacznie rzadziej. Ale to też pozwoliło mi zauważyć moją tożsamość w muzyce i docenić to, co wyniosłem z polskiego środowiska muzycznego, z naszej słowiańskiej wrażliwości.

Nie traktuję jednak Chin jako trampoliny, czegoś, co miałbym celowo wykorzystać dla budowania pozycji swojej czy mojego zespołu. W Chinach jest to nawet trudniejsze niż w innych krajach z powodu braku Facebooka czy innych zachodnich social mediów. To, że jakaś liczba ludzi w Chinach mnie kojarzy i ceni, nie przekłada się nijak na moją popularność w zachodnim internecie. Zagraliśmy z Confusion Project w zeszłym roku miesięczną trasę po Chinach w ramach inicjatywy Jazz Po Polsku. Wiele osób pytało nas o nasz oficjalny profil na WeChacie, chińskim odpowiedniku Facebooka, którego nawet nie mieliśmy.

Gdybyś miał porównać oba rynki - nasz i chiński - gdzie jest łatwiej o rozwój?

To znów zależy pod jakim względem. Stosunek podaży do popytu jest zupełnie inny. W Chinach dużo łatwiej o rozwój swojej pozycji na rynku i wielu muzyków, którzy przede wszystkim na tym się skupiają, dość szybko trafia na rynek pop, gdzie grają jako muzycy sesyjni tamtejszych gwiazd.

Z drugiej strony w Polsce, moim zdaniem, łatwiej być zmobilizowanym do pracy nad swoimi umiejętnościami i warsztatem, właśnie przez to, że jest to rynek bardziej wymagający. Szczerze mówiąc - to, co przychodzi mi najtrudniej w Pekinie, to właśnie wymaganie od siebie takiej samej skrupulatności w pracy nad swoim warsztatem jak w Polsce.

Pracujesz obecnie nad nowym materiałem?

Tak, pracujemy z Piotrem i Adamem nad nową płytą Confusion Project, którą planujemy nagrać latem. Będzie to płyta o przyszłości, płyta z mocnym przekazem, bo o przyszłości trzeba mówić zdecydowanie, choć ze sporym namysłem. Planujemy wydać singla zapowiadającego tę płytę już niedługo, ale póki co nie chcę zdradzać szczegółów. Ponadto zostałem zaproszony do pracy nad kilkoma innymi projektami w Polsce, planuję też do końca roku przywieźć ze sobą płytę swojego projektu z Chin, chociaż wiadomo jak to jest z tymi planami.
 
W najbliższym czasie na pewno nie będziemy mieli okazji zobaczyć cię na żywo, ale powiedz, czy do tej pory łatwo było o terminy koncertów i jak publiczność reagowała na twoją - solową i zespołową - twórczość.

Myślę, że teraz trudno zobaczyć kogokolwiek na żywo na scenie w Polsce z wiadomych przyczyn. Myjmy ręce i róbmy wszystko, co w naszej mocy, żeby jak najszybciej móc wrócić do teatrów, kin i na koncerty.

Czy łatwo było o terminy koncertów? No to zależy, do czego to porównujemy. Jest mi miło, że ilekroć jestem w Polsce, udaje się zorganizować kilka solowych koncertów i kilka z Confusion Project. Oczywiście, że nie ułatwia tego fakt, że te koncerty trzeba zawsze organizować w widełkach, kiedy jestem w Polsce. Adam i Piotr też mają swoje inne plany i obowiązki, dlatego miło mi, że to się zawsze jakoś udaje. W Chinach zorganizować koncert jest dużo łatwiej.

Jeśli chodzi o publiczność, jest mi niezmiernie miło, że moja muzyka spotyka się z uznaniem i entuzjazmem zarówno w Polsce, jak i w Chinach, to naprawdę dowodzi, że muzyka jest międzynarodowym językiem i potrafi dotrzeć do ludzi o zupełnie różnym zapleczu kulturalnym, o ile tylko zechcą się na nią otworzyć.
 
Michał Ciesielski, za - powiedzmy - 10 lat, gdzie siebie widzisz?

Oczywiście nadal na początku swojej drogi (śmiech).

Opinie (40) 3 zablokowane

  • Ach, Pekin...

    Rewelacyjne miasto! Super przyjaźni ludzie, znakomite jedzenie. Zielono, sztuka właściwe na każdym kroku. Nie dziwię się, że chce zostać na dłuższą chwilę!

    Pomijam kwestie zagrywek politycznych władzy - cała reszta jest ekstra!

    • 5 11

  • świetnie (5)

    Świetnie p. Michale! Mądry z p. człowiek i świetny muzyk. Przy tym taki skromny.. pozdrawiam

    • 7 5

    • Mądry? (4)

      • 1 0

      • mądry... (3)

        Bo trzeba mądrości aby dostrzec szansę i umieć ją wykorzystać.

        • 0 0

        • Od lat Chiny proponują wyjazdy do siebie (2)

          co tu dostrzegać? Co to ma do mądrości? Dla mnie nic. Ale każdy ma prawo do swojej opinii. Może Hanka mało wie na temat tego, jak to wygląda.

          • 0 1

          • "umieć ją wykorzystać" (1)

            ...

            • 0 1

            • Szansę to miał, bo mu dało społeczeństwo

              to jest wykorzystywanie sytuacji, a nie szansy, tylko dla swoich własnych, indywidualnych, niczym nie uzasadnionych wyborów, bo większość artystów chce sławy, a nie pracy... A Chiny to wielki kraj.

              • 0 0

  • Czy każdy muzyk musi próbować być filozofem? (3)

    Przydałoby się, żebyście potrafili pracować ze wszystkimi, nie tylko z przyjaciółmi. Bo od dawna tworzycie hermetyczny świat, którego nikt poza Wami, dzięki Wam, nie rozumie...

    • 2 16

    • Kiedy to prawda

      • 0 0

    • w każdym zawodzie, jeśli chcesz wyjść poza poziom wyrobnika (1)

      musisz wytworzyć swoją "filozofię".
      To kwestia motywacji i relacji z rzeczywistością.

      • 0 1

      • Raczej przerostu formy nad treścią

        To jest po prostu przesada. I nie jest tak w każdym zawodzie. Są ludzie, którzy jednak zachowują zdrowy rozsądek.

        • 0 1

  • Czy nikt nie przegląda tekstów przed publikacją? (1)

    Już w pierwszym zdaniu nie ma orzeczenia :) No jakiś starszy kolega z maturą mógłby trochę pomóc.
    A Pekin - owszem, miło wspominam

    • 10 8

    • Hotel Pekin - Władysławowo

      • 5 0

  • (7)

    Jak kraj taki taki Bill Evans hehehe

    • 5 6

    • Niestety (6)

      W Polsce poziom siada od lat. Kiedyś to byli muzycy, teraz to raczej nie ma czego słuchać. Nowe pokolenia potrafią jeszcze mniej i jeszcze mniej.

      • 1 2

      • a nowe pokolenie słuchaczy (3)

        slucha i nie słyszy...

        • 3 0

        • Ręka do góry (2)

          kto ma w szkole powszechnej muzykę. A przepraszam, prawie nikt... Dlatego jak ktoś tu słusznie napisał - nie słyszy.

          • 0 0

          • jak była muzyka podstawówce, to nie było lepiej (1)

            Przede wszystkim, nie ma muzyki w domu. Jednak nie ma tu jednej przyczyny.
            Problem jest znacznie bardziej złożony i mozna doznać szoku, własnie wyjeżdżając i obserwując miejsce muzyki (w tym a moze przede wszystkim - ludowej) w życiu innych krajów.

            • 0 1

            • Było lepiej

              Nie było idealnie, ale na pewno lepiej, niż teraz. Nie ma jednej przyczyny, ale jeśli pedagog po szkole artystycznej wyjeżdża doznać szoku, bo inni grają i śpiewają, także ludową, to co to za pedagog. To pytanie brzmi, co robił na studiach, że nie był muzyką otoczony...

              • 0 0

      • Ależ Ty bzdury piszesz człowieku ! (1)

        Współczesne pokolenie muzyków to prawdziwy wykwit znakomitości...Bodaj najlepszy i najbardziej różnorodny w historii...

        • 1 2

        • Prawdziwy wykwit braku poziomu

          Trzeba głośno mówić o tym, że poziom znacząco się obniżył w porównaniu do poprzednich pokoleń i walczyć o powrót tego, co było znakomite. Nie zakrzyczysz już nikogo twierdząc, że to bzdury, bo to nie bzdury, a prawda...

          • 1 1

  • Koncerty

    Chodziłam na koncerty p. Michała Ciesielskiego, jak był jeszcze w PL - super :)

    • 6 1

  • Ta jasne. Najpierw wyjeżdżają za granicę (9)

    Psiocza na Polskę a gdy wirus przychodzi podkulaja ogon i wracają do kraju do mamusi. Gdyby większość tych cwaniaczków została za granicą na czas epidemii to już dawno byśmy wygrali z tym walkę. A rząd jeszcze samoloty wysyłał po nich.

    • 4 3

    • A jak myślisz - dlaczego wyjeżdżają? (8)

      Wyjeżdżają z tych samych powodów, dla których wyjeżdżają spawacze, budowlańcy czy pracownicy rolni... Inżynierowie czy lekarze... Wyjeżdżają od ponad 100lat.
      Jednak tutaj zostawiają swoje "centrum życiowe" i tutaj wracają z nowymi doświadczeniami, wiedzą i umiejętnościami.

      I w tym cała nadzieja.

      • 3 2

      • Przepraszam, ale jakimi doświadczeniami jazzman ma się podzielić (7)

        ze społeczeństwem? To są zawody "dla wybranych", rzadkie, nie tyle, co niepotrzebne, tylko niszowe. Mało kto potrafi ocenić poziom artystyczny tych ludzi, a on jest najczęściej taki, jak jedzenie z McDonalds.

        • 2 3

        • i właśnie dlatego wyjeżdżają (6)

          że nie ma komu ich ocenić/docenić.
          Jazzman? To jest muzyk specjalizujący się w określonym typie muzyki, podobnie jak informatyk w bazach danych czy mechanik w silnikach spalinowych dwutaktowych. To są zawody dla wybranych ale nie dla tego, że kogoś stać na jego uprawianie i dokładanie do życia. Są dla wybranych, ponieważ niewielu, tak jak w sporcie, ma odpowiednie predyspozycje.
          Podobnie również jak w (naszym) sporcie nie ma wsparcia w długiej drodze do mistrzostwa, ktora nie ogranicza się jedynie do szkoły. Zupełnie podobnie jak w innych zawodach. Wsparcie to na ma polegać nie na sponsoringu a mecenacie. Również społecznym, że ktoś będzie tego słuchał, kupi płytę...

          Ale większość ogranicza się do "darmowości", tak właśnie do "macdonalda".

          • 2 3

          • Zobacz ile kosztują studia na tym kierunku (5)

            to powiesz, że to nie dla wybranych. Dużo ludzi ma predyspozycje, żeby być muzykami. Ale poza szkołami specjalistycznymi artystycznymi, które mieszczą się tylko w niektórych ośrodkach, nie ma powszechnej nauki muzyki. Więc twoja teoria upada i upadła już wiele lat temu. Szkoda to powtarzać. Lepiej widzieć jak jest. Większość ogranicza się do darmowości i do mcdonalda, bo to jest pokazane jako wzór do naśladowania, także przez media. I przez samego Pana Michała, bo zamiast zawalczyć o swój kraj, który umożliwił mu naukę, to wyjechał... A jak się wystraszył, to wrócił. Proste.

            • 0 0

            • Ja umiem ocenić i docenić (2)

              Ale jeszcze trzeba mieć kogo. Średniaków jest dużo.

              • 0 0

              • każdy tego typu wysiłek należy doceniać (1)

                bo jakość bez ilości się samoistnie nie pojawi.

                • 0 1

              • Nie każdy wysiłek nalezy doceniać

                Niektórzy wysilają się i walą głową w mur, czy to jest mądre?

                Niektórzy muzycy wysilają się całe życie a i tak im nie wychodzi...

                • 0 0

            • studia są bezpłatne (1)

              kosztuje instrument i jego utrzymanie. Ale tak jak wszędzie. Rówież rzadko który mechanik ma własną obrabiarkę czy CAD/CAM. Tak to skonstruowano, studenci to tania siła robocza. Stopień powszechny to szkoły muzyczne (podstawowe i średnie), które są wszędzie.
              Ale przede wszystkim, nie ma muzyki w domu, rodzinie. I w społecznym wzorcu wykształcenia. O czym sie przekonałem (smutno) goszcząc (jako uczeń liceum) odwiedzającą Gdańsk klasę (dziewczęcą!) z Niemiec.

              Pan Michał wyciągnął lekcję ze szkolnych lektur i nie ma zamiaru podzielić losu "siłaczy". Nawet tych współczesnych, z likwidowanych masowo "komuszych" domów kultury.

              I bardzo dobrze.
              Zdobywając podstawy bytowania (Masłow się kłania), ma szansę zrobić więcej, niż z gołymi rękoma (i tyłkiem) na tej pomorskiej pustyni kulturalnej.

              • 0 0

              • Pan Michał tyłkiem raczej nie musiał

                to dotyczy głównie kobiet...

                Sprawdźmy na mapie Polski gdzie dokładnie są szkoły muzyczne, to wtedy będzie widać czy wszędzie, a zapewniam, że nie wszędzie. Jest wiele miejscowości, gdzie takich szkół nie ma, szczególnie II stopnia.

                Widać, że wypowiada się ktoś z większego miasta i mu się wydaje, że wszędzie jest taka sama dostępność. Nie trzeba być siłaczem. Wystarczy być przyzwoitym człowiekiem. Ponoć młodsze pokolenia to przyszłość naszego narodu. A, tak, a gdzie one są...? Za granicą, bo nasze społeczeństwo mają gdzie?

                • 0 0

  • Ciekawy wywiad z interesujacym, "normalnym" arystą (1)

    Ten artysta ma świadomość, nieczęstą u innych, widzenia siebie, swojej muzyki i roli swojej działalności artystycznej w dużo szerszym kontekście, niż tylko własna kariera mierzona jak najszerszą popularnością. Ciekawy człowiek, ciekawy wywiad. Czekam na przywrócenie koncertów - chciałbym posłuchać go na żywo. Może posadzę jakieś drzewo...

    • 3 3

    • Kolega czy koleżanka?

      • 0 1

  • Jeśli chodzi o pracę dla muzyków (4)

    To Chiny od lat drenują nasz rynek, zabierając pedagogów, którzy mogliby uczyć w Polsce. Mało kto przygląda się temu środowisku. Za ogromne "państwowe" pieniądze ludzie studiują i wyjeżdżają, jak medycy.

    • 2 1

    • nie ma żadnego drenażu (3)

      Pieniądze wkładane w akurat tę dziedzinę są praktycznie żadne a "wyjeżdża" ich jeszcze mniej. "Wsadzane", jeśli już, są w budynki, świątynie próżności poszczególnych osób. Kształcenie muzyków jest pod "zdechłym azorem", zaplecze techniczne jest żadne, wsparcie rzemieślnicze - wymierające i mierne. Kadra się zestarzała na wojennkach i szarpaninie o kasę a młodzi do dydaktyki się nie garną. Bo po co? Przymierać głodem na doktoracie? Poza tym, dobry muzyk wcale nie musi być dobrym dydaktykiem. Często gra dobrze ale nie bardzo wie dlaczego. A tym bardziej nie wie jak tego rzemiosła nauczyć.
      Właśnie dlatego trzeba wyjechać, aby to zobaczyć z innej perspektywy.
      Co do Chin... Jak we wszystkich dziedzinach, wyssały już co chciały a teraz mają swoich ludzi, którzy ten interes pociągną.
      Nam zostaną parafialne chóry...
      Bo taka jest, mniej więcej, głębokość lokalnego rynku. Od wielkiego dzwonu kupi się dyrygenta i paru solistów i zrobi imprezkę zaspokajającą potrzeby lokalnych "mecenasów". Aby zrobili sobie fajną fotkę...
      Kto ma konsumować tę (wyższą?) kulturę, skoro wszyscy przywykli do "darmowości" a nikt nie ma ochoty inwestować w długoletni, kosztowny trening "wyznawców" tego zawodu a następnie koszty utrzymania np. instrumentu i zaplecza.
      Ktoś to zna?
      Dlatego zawód ten staje się wybitnie elitarny i wymaga wielkiego osobistego zaangażowania i poświęcenia oraz jeszcze większego szczęścia.
      Panu Michałowi gratuluję, że był w stanie skorzystać z jego uśmiechu.

      • 3 2

      • Nieprawda, że się nie garną do pracy dydaktycznej (2)

        Wystarczy popatrzeć jaki odsetek młodych jest zatrudnionych w Uczelniach Artystycznych. Proszę wybaczyć, ale wiadomo ile zarabiają ludzie na doktoratach, a także naukowcy, to nie jest tajne. I są to naprawdę dobre pieniądze. Jeśli chcecie zarabiać jak prezes banku, to kształćcie się dodatkowo w innych zawodach i miejcie dwa. Nikt nie zabrania. Porozmawiamy, jak Pan Michał będzie uprawiał sztukę, a nie McDonalds pod przykrywką kultury wyższej, bo umie grać na fortepianie i trochę improwizować. Jeśli ktoś chce posłuchać muzyki to musi się zwrócić ku starszym pokoleniom, bo one dużo, dużo więcej potrafią. Taka jest prawda.

        • 0 0

        • "są to naprawdę dobre pieniądze" (1)

          Nie twierdzę, że takie przypadki się nie zadarzają. Ale nie jest to regułą i przecietność nie jest już tak optymistyczna. Poza tym, to subiektywne stwierdzenie. Szczególnie, gdy instrument kosztuje tyle, co przeciętny samochód. Nowy.

          "Nieprawda, że się nie garną..."
          Gdzieś się muszą garnąć. No i dramatyczna dziura pokoleniowa wymaga zasypania, jeśli cokolwiek ma się dziać.

          "kształćcie się dodatkowo w innych zawodach"
          Jak coś jest do wszystkiego, to wiesz do czego jest? Powiedz to sportowcom, bo to bardzo podobna ścieżka.

          "McDonalds pod przykrywką kultury wyższej"
          Jaka jest miąższczość "warstwy" potrafiącej docenić a dzięki temu utrzymać kulturę "wyższą"? Paradoksalnie, często ci, którzy potrafią docenić nie są w stanie jej utrzymać. Patrz gdańska Opera... :\

          "musi się zwrócić ku starszym pokoleniom"
          Niestety nie. Na świecie młodsze pokolenie jest równie, jeśli nawet nie bardziej sprawne technicznie i formalnie. Natomiast bardzo ważne jest zachowanie ciągłości i dialogu między pokoleniami aby "białe głowy" stabilizowały sytuację. Na realizację przedsięwzięć są potrzebne środki, tych jednak wymaga również codzienność. Nasze kadry (statystycznie, są chlubne wyjątki) dawno utaciły kontakt z wyzwaniami, osiadając w cichej ale mulistej zatoczce nietykalnego "hab" i przywilejów formalnej tytulatury.

          • 0 1

          • A ile chcesz zarabiać?

            Powiedz jakie pieniądze Ciebie satysfakcjonują. Skoro funkcjonujesz na wolnym rynku, bez etatu to sky is the limit, prawda?

            Tutaj jest tyle zaprzeczania samemu sobie, że ciężko z tym polemizować, bo w sumie już to samo przez autora zostało napisane.

            Brzmisz na osobę, która chce dostawać środki od Państwa za sam fakt bycia muzykiem. A sportowcy często mają więcej zawodów, bo ich kariera trwa krótko z przyczyn biologicznych, muzycy mogą swoje zawody uprawiać całe życie.

            • 0 0

  • Ręce opadają na tych ludzi

    Chiński wirus nie zostanie zapomniany
    Kazdy kto będzie widział napis made in china i podejmie słuszna decyzje Odwet będzie długi i bolesny

    • 1 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Sea You 2024

159 - 209 zł
Kup bilet
festiwal muzyczny

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (7 opinii)

(7 opinii)
169 zł
Kup bilet
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

Gdzie w tym roku znajduje się targ staroci?