• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Segi: Nie znalazłem się tu przypadkowo

Patryk Gochniewski
25 stycznia 2021 (artykuł sprzed 3 lat) 
Mateusz Malesa (Segi): Codzienność jest moją największą inspiracją. Ludzie, ich zachowania, emocje z tym związane. Przede wszystkim staram się być autentyczny. Teraz w rapie określa się to zgrabnie jako "real talk". W moich tekstach nie znajdziesz wzmianek o drogich autach, których nie posiadam, czy wyuzdanych pannach, z którymi się nie prowadzam. Mateusz Malesa (Segi): Codzienność jest moją największą inspiracją. Ludzie, ich zachowania, emocje z tym związane. Przede wszystkim staram się być autentyczny. Teraz w rapie określa się to zgrabnie jako "real talk". W moich tekstach nie znajdziesz wzmianek o drogich autach, których nie posiadam, czy wyuzdanych pannach, z którymi się nie prowadzam.

Mateusz Malesa, gdański raper występujący pod pseudonimem Segi, wydał niedawno swój nowy album. "Trzy Kropki" są dużym krokiem naprzód. Nie tylko pod kątem muzycznym, ale i produkcyjnym. Z Segim rozmawiamy o jego początkach, o płycie oraz o tym, czy w końcu dojrzał do tego, aby rap stał się sposobem na życie, a nie jedynie zajawką.




Patryk Gochniewski: Zaczynałeś od zupełnie innego gatunku.

Mateusz Malesa aka Segi: Zgadza się. Za licealnych czasów grałem na gitarze i jako drugi wokalista w punkowej kapeli Ej!Heads. Zagraliśmy kilkanaście - jak nie kilkadziesiąt - koncertów w Trójmieście. Punk rock na pełnej. Pamiętam, jak na koncercie rozciąłem opuszek palca przy pierwszym numerze, a mieliśmy zagrać ich ponad dziesięć. Gryf cały we krwi, a ja na rauszu... niczego nie czułem. Skakałem po wzmacniaczu i rozlewałem piwo. Dobre czasy. Ostatnio spotkaliśmy się, choć już w okrojonym składzie. Wynajęliśmy salkę prób na kilka godzin i - o dziwo - pamiętaliśmy melodie i teksty do większości numerów. Tego się nie zapomina.

Wbrew pozorom jednak rap i punk mają sporo wspólnego - oba te gatunki łączy bunt.

Od zawsze było go we mnie dużo, ale to nie był jedyny powód, dla którego grałem. Na długo przed punkiem byłem mocno związany z kulturą hip-hop. Nosiłem szerokie spodnie, tańczyłem break dance, słuchałem rapu. W pewnym momencie zacząłem interesować się inną muzyką, innymi subkulturami. Poznałem wiele osób, które swoim wyglądem i sposobem życia mocno wyróżniały się na tle przeciętnych nastolatków. To mnie interesowało. Wtedy myślałem sobie: "to chyba właśnie jest wolność".


Wielokrotnie rap i gitary wchodziły we współpracę. RUN DMC z Aerosmith czy Jay-Z z Linkin Park. Rzadziej jednak ktoś zmienia front w bezpośredni sposób. A jeśli już, to z rapu w gitary. Żeby daleko nie szukać - na polskim podwórku z Koli zrodziło się Lao Che, a na świecie niedawno Machine Gun Kelly wydał album pop punkowy. Ty natomiast z punka przerzuciłeś się na rap. Dlaczego?

Nie lubię być od nikogo zależny. Rap daje mi swobodę. Piszę i nagrywam wtedy, kiedy mam na to czas i ochotę. Nic na siłę. Wymagam tylko i wyłącznie od siebie, nie muszę polegać na kolegach z zespołu. Z drugiej strony, czasami brakuje osoby trzeciej, która mogłaby obiektywnie ocenić to i owo. Dlatego też podczas pracy przy następnym albumie zaangażowałem zaufanego rapera, którego twórczość bardzo cenię, do roli producenta wykonawczego. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.

Czytaj także: Minerał życia. Nowa piosenka zespołu Kombi

"Trzy Kropki" to dopiero twoja druga płyta. Po drodze były jeszcze dwie epki. Jak na dekadę na scenie, to niewiele. To zawsze była zajawka? Nigdy nie pomyślałeś o tym, żeby iść w to na sto procent, zrobić z tego plan na życie?

Masz rację, to niewiele. Pierwsze moje nagrywki studyjne zostały zarejestrowane 2009 roku, ale uwierz, nie chciałbyś tego usłyszeć (śmiech). Przez kilka dobrych lat ćwiczyłem sztukę freestyle'u i to w niej widziałem swoją największą pasję. Po przegranej Bitwie Freestyle'owej w Giżycku, podczas Hip Hop Festiwalu, obraziłem się na "wolny styl". Zacząłem ćwiczyć pisanie tekstów, szlifowałem flow, nagrywałem dużo numerów. Porzuciłem freestyle dla tworzenia muzyki. Przez długi czas pisałem i nagrywałem do szuflady. Dopiero z inicjatywy ekipy Nadstandard, w której byli Martin Ereno i Zork, nagraliśmy wspólnie epkę "graNAD vol.1". To mi dało dużego kopniaka. Zderzyliśmy się z opinią publiczną i dopiero wtedy zrozumiałem, jak daleko mi do perfekcji. Nie udostępniając swojej muzyki, żyłem w pewnego rodzaju bańce. Zrozumienie tego pozwoliło mi zanotować progres. Także do pewnego momentu to była wyłącznie zajawka, ale w końcu poszedłem w to na sto procent. Jednak wszystko zatacza koło. Znalazłem się bliżej sceny rapowej niż kiedykolwiek wcześniej i zrozumiałem, jakimi prawami rządzi się ten biznes. Dlatego też znowu podchodzę do tego jak do zajawki, tylko robię to bardziej świadomie.
Tytuł tej płyty daje jednak znać, że ciąg dalszy nastąpi. Ale nie tylko - za trzema kropkami czai się trochę więcej znaczeń.

"Trzy Kropki" to kontynuacja, ale również łącznik - coś musi być przed i po wielokropku. "Trzy Kropki" to również metafora mojej silnej więzi z Trójmiastem. Tu się urodziłem, mieszkam całe życie i pomimo faktu, że zwiedziłem wiele krajów i miast, to nie wyobrażam sobie żyć w innym miejscu. Jest jeszcze kilka metafor dotyczących trzech kropek, które można odnaleźć w moich tekstach, więc nie będę zdradzał wszystkich.

"Trzy Kropki" są dużym krokiem naprzód. Dobre bity, dobre klipy, dobre teksty. Tematycznie jednak nie za bardzo się zmieniasz. Ma być pozytywnie, nie bawisz się w zgłębianie szarej rzeczywistości.

Wszystko zależy od punktu widzenia. Na co dzień jestem realistą, ale muzyki słucham niemal tylko tej, która niesie ze sobą pozytywny wydźwięk. Z drugiej strony, w numerze otwierającym płytę - "Saluto" - wyrzucam z siebie dużo goryczy. Wspominam w nim o śmierci bliskich mi osób. Z kolei "Kropka na radarze" to utwór, w którym żegnam się ze słuchaczem na wszelki wypadek. Myślę, że akurat na tej płycie proporcje są nieco bardziej wyważone niż na poprzedniej. Choć przyznam, że w głównej mierze przekaz jest pozytywny.

Czytaj także: Top 5 musicalowych hitów, które podbiły listy przebojów

To, o czym piszesz, to jest pokłosie twoich młodzieńczych inspiracji? Właśnie takiego rapu lubiłeś słuchać?

Na pewno moi ulubieni raperzy mieli wpływ na to, co i jak robię teraz. Jednak zauważam, że moje teksty ewoluują. To codzienność jest moją największą inspiracją. Ludzie, ich zachowania, emocje z tym związane. Przede wszystkim staram się być autentyczny. Teraz w rapie określa się to zgrabnie jako "real talk". W moich tekstach nie znajdziesz wzmianek o drogich autach, których nie posiadam, czy wyuzdanych pannach, z którymi się nie prowadzam. Bądź prawdziwy - to moja dewiza.

Dziesięć lat działasz, jak wspominaliśmy. Największy sukces, najbardziej pamiętny moment - supportowanie Pei?

Na pewno było to jedno z najważniejszych wydarzeń, bo Rycha słuchałem od najmłodszych lat. Mimo tego nie czułem takiej ekscytacji, stresu i tych wszystkich irracjonalnych reakcji na to wydarzenie. Jakiś czas temu gdyński raper RDW, którego serdecznie pozdrawiam, powiedział mi: "Dwadzieścia dziewięć lat? Najlepszy wiek dla rapera. Jesteś świadomy tego, co robisz i tego, co chcesz osiągnąć". Na długo zostało mi to w głowie i właśnie tak postrzegałem ten etap, w którym grałem przed Peją. O wiele bardziej emocjonalnie przeżywałem Bitwę Freestyle'ową w Giżycku na terenie Twierdzy Boyen kilka lat wcześniej. Kilka tysięcy ludzi słuchających każdego twojego słowa - to jest coś!

To była ta sytuacja, kiedy pomyślałeś - warto to jednak robić?

Poczułem, że nie znalazłem się tu przypadkowo. Od zawsze uwielbiałem występy publiczne, udzielałem się muzycznie. W rapie jestem dla koncertów, to one przynoszą mi najwięcej frajdy. Mam nadzieję, że to dopiero przedsmak tego, co mnie czeka w przyszłości. Jestem dobrej myśli.



Wróćmy do płyty. Kolejnym krokiem naprzód jest współpraca tylko z jednym producentem.

Do tej pory korzystałem z usług różnych producentów. Dało mi to świadomość tego, jak wygląda rynek i różnic między beatmakerami a prawdziwymi producentami. Jednemu takiemu, który podawał się za "producenta", prawie udało się mnie oszukać na sprzedaż beatu. Rap to biznes, w którym trzeba znaleźć swoje miejsce. Ja zdecydowanie wolę ciszę, spokój oraz pełne zaufanie. Działam praktycznie na wyłączność z dwójką producentów - są to Jezzy C. oraz Wilkulon. Polecam, chłopaki znają się na rzeczy i wykręcają kosmiczne produkcje!

"Trzy Kropki" to nie tylko ty. To wielu wykonawców z Trójmiasta, których zaprosiłeś do współpracy. Od weteranów po tych wciąż przebijających się do świadomości słuchaczy.

To głównie raperzy, których słuchałem czy słucham i mocno szanuję. Znaleźli się tam także artyści, którzy nie są rozpoznawalni, ale zainteresowali mnie swoim talentem, ambicją czy podejściem do życia. Kamilę Kudelską poznałem na Bitwie Freestyle'owej przy ognisku, co za talent! Rudxbwooy to mój kolega z pracy, jak się okazało, również rapujący. Wszystko wyszło bardzo naturalnie i autentycznie. Zaproponowałem gościnny udział osobom, które szanuję i poważam. Połączyłem kilka kropek i tak powstał album, na którym nikt nie znalazł się przypadkowo. Jestem z tego bardzo dumny.

To wydawnictwo jest jakimś punktem zwrotnym w twojej twórczości? Co dalej, jakie plany?

Następny projekt będzie na pewno krótszy od poprzedniego. Po "Trzech Kropkach" zmieniłem swoje nastawienie na jakość, nie ilość. Będzie bardziej spójny - w całości wyprodukowany przez jednego producenta. Planuję dalej robić to, co kocham. W tym roku usłyszycie na pewno mój projekt solowy oraz wspólny album z moją ekipą Fillomatic. Więcej wam nie zdradzę. Nie lubię psuć niespodzianek.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (44)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Wydarzenia

Wielka Szama na Stadionie - wielkie otwarcie sezonu w Gdańsku! (12 opinii)

(12 opinii)
street food

Kwiat Jabłoni "Nasze ulubione kluby" (8 opinii)

(8 opinii)
pop

Daria ze Śląska "Pierwsza trasa c.d."

89 - 129 zł
Kup bilet
pop

Najczęściej czytane

Sprawdź się

Sprawdź się

W jakim obiekcie zagrała swój jedyny koncert w Polsce Whitney Houston?