Wyjazdowe zwycięstwo nad Azotami Unia Tarnów 95:80 (22:27, 23:15, 27:24, 23:14) nie przyszło koszykarzom Prokomu Trefl Sopot łatwo. Dzięki jedenastej wygranej w sezonie oraz rozegranemu awansem meczowi z Legią Warszawa zawodnicy
Eugeniusza Kijewskiego objęli prowadzenie w tabeli ekstraklasy.
Skład Prokomu: Milicić 3, Maskoliunas 7, Vranković 16, Ansley 17, McNaull 16 - Gregov 2, Marković 12, Wilczek, Jankowski 11, Szybilski 11.
W pierwszej kwarcie nasz zespół stracił aż 27 punktów, co nie przydarzyło się mu w spotkaniach z tuzami ligi. Dekoncentracja w potyczce z ligowym kopciuszkiem, prowadzonym po raz pierwszy przez Ryszarda Żmudę, przyniosła opłakane skutki. Niemal każda podkoszowa akcja olbrzymów - Mirosława Łopatki i Dariusza Lewandowskiego - kończyła się zdobyciem przez "Jaskółki" punktów. To, że pierwsza odsłona nie zakończyła się blamażem Prokomu, zawdzięczaliśmy Joe McNaullowi. Niestety, pozostali sopocianie nie brali przykładu z "Józka". Josipowi Vrankoviciowi czy
Igorowi Miliciciowi nie tylko nie wychodziły podkoszowe akcje, ale i rzuty oddawane przez nich zza linii 6,25 m mijały cel.
W drugiej odsłonie zawodnicy Prokomu zagrali już znacznie poważniej. Szyki obronne zostały na tyle zagęszczone, że jedynie mikremu, ale za to bardzo zwinnemu rozgrywającemu Terrellowi Lydayowi (debiut przed tarnowską publicznością) udawało się wychodzić na strzeleckie pozycje. Z drugiej strony swe najlepsze chwile na parkiecie "Jaskółki" przeżywał Michael Ansley, który ugodził rywali dwoma trójkami. Zmianę w poczynaniach Prokomu przyniosły także roszady dokonane przez coacha z Sopotu. Na placu gry pojawili się: Alan Gregov, Piotr Szybilski, Tomasz Jankowski i Dragan Marković. Na tego ostatniego tarnowianie nie potrafili znaleźć recepty. 27-letni Jugosłowianin nie mylił się w rzutach za dwa punkty (4/4), pod tablicami zaś królował "Bilu" (6 zbiórek), zastępujący zmęczonego McNaulla. Nasz zespół prowadził już różnicą jedenastu punktów (45:34), ale w ostatniej sekundzie desperacki rzut Łopatki zza linii 6,25 m zmniejszył tę przewagę do ośmiu "oczek".
W trzeciej odsłonie znów cieszyliśmy się z kolejnych udanych, podkoszowych przepychanek Ansleya, McNaulla oraz zabójczych kontrataków Josipa Vrankovicia. Jedynie w 34 min miejscowym udało się zminimalizować straty do 10 punktów (70:80), po trójce Eddiego Lucasa, ale na więcej sopocianie rywalom nie pozwolili. Teraz czas ruszać do Novego Jicina ma mecz z Mlekarną Kunin.
Kryst.