- 1 Arka współpracuje z SI. Chce budować (10 opinii)
- 2 Hokeiści potrzebują 6 mln na grę w THL (22 opinie)
- 3 Lechia. "To ten moment" dla Ferandeza (4 opinie)
- 4 Tydzień prawdy dla koszykarzy Arki (6 opinii)
- 5 Żużlowcy bez toru. Lider: Przesunąć ligę (41 opinii)
- 6 Hiszpan może trafić do Arki. Jest jedno ale (20 opinii)
Powiało nowym w polskim tenisie. Udanie w roli kapitana reprezentacji Polski zadebiutował Tadeusz Nowicki. Jego wybrańcy pewnie wywalczyli awans do drugiej grupy strefy euroafrykańskiej. Sukces nie przeszedł bez echa, gdyż obszerne relacje z rywalizacji przy ul. Ejsmonda w Gdyni przekazywał Canal+. Wreszcie celująco egzamin zdały korty Arki, a przecież ten obiekt będzie jeszcze piękniejszy. Najpewniejszym punktem biało-czerwonych był Bartłomiej Dąbrowski, który rywalom z Cypru, Macedonii, Tunezji, Madagaskaru i Estonii oddał w singlach zaledwie cztery gemy.
- Czy spodziewaliście się, że między drugą grupą, z której spadliście przed rokiem, a trzecią jest taka przepaść?
- Wiedzieliśmy, że zmierzymy się ze słabszymi rywalami. Jednak nawet z nimi bez odpowiedniego przygotowania nie byłoby gwarancji sukcesu. Przed każdym pojedynkiem należało maksymalnie się skoncentrować. Zresztą suche wyniki do końca nie oddają tego co działo się na korcie. Z zawodnikiem z Tunezji wygrałem 6:2, 6:1, ale graliśmy półtorej godziny.
- Na swoją formę nie mógł pan narzekać?
- Cały czas trenuję z myślą, o tym, aby grać na jak najlepszym poziomie. Cieszę się, że w Gdyni tak dobrze to wyszło, gdyż nie graliśmy tutaj na własny rachunek, ale dla drużyny.
- W Pucharze Davisa obowiązuje zasada "jeden za wszystkich - wszyscy za jednego". Dlatego jest rewelacyjnie - tak powiedział kiedyś Yannick Noah. Co pan na to?
- Zgadzam się, że mecze drużynowe to większa dawka adrenaliny. Może to zabrzmi górnolotnie, ale mamy świadomość, że reprezentujemy Polskę. Na pewno jest większa odpowiedzialność, więcej nerwów.
- W Gdyni był pan liderem drużyny. To do pana obowiązków należało zdobycie pierwszego punktu, a potem, gdy była taka potrzeba, wychodził pan do debla, który kończył mecz.
- Nie czułem się liderem, a jedynie zawodnikiem tej drużyny. Tak wyszło, że zaczynałem mecze. W deblu o składzie trener decydował niemal w ostatniej chwili, a zatem trzeba było być cały czas w gotowości. Chciałem najlepiej wykonać to, co do mnie należało.
- Transmisja telewizyjna i nowy obiekt to chyba dowód na to, że polski tenis wychodzi na prostą?
- Jest dobry klimat, wszystko wydaje się iść do przodu. Kamery na pewno bardziej mobilizują. W Gdyni stworzono nam wyśmienite warunki pobytu. Bardzo duże wrażenie robi obiekt. Korty Arki to już najładniejszy i najnowocześniejszy obiekt w Polsce, a po zakończeniu inwestycji mogą to miano zyskać nawet w Europie.
- Dokonania na polu organizacyjnym nie zastąpią wyniku sportowego. Pozostając przy rozgrywkach drużynowych czy mamy szanse na dłużej zadomowić się w drugiej grupie, a może awansować?
- Poprzeczka idzie w górę, ale nie stoimy na straconej pozycji. Zresztą w ubiegłym roku, gdy spadaliśmy, wcale nie byliśmy dużo słabsi od rywali.
- Jak pan sądzi, czy po zwycięstwie w debiucie, w pracy z reprezentacją trener Nowicki będzie stawiał na zawodników, którzy nie zawiedli go w Gdyni?
- Nikt z nas nie ma etatu w kadrze. Trener wydaje się wyznawać zasadę, że grają w reprezentacji najlepsi. Jeśli pojawi się ktoś nowy, albo do kadry zapragną wrócić zawodnicy, których obecnie nie ma w kraju, zapewne otrzymają szanse.
- Gra w daviscupowej reprezentacji Polski to opłacalne zajęcie?
- Nie są to duże pieniądze, ale po części rekompensują dochody, które moglibyśmy osiągnąć, gdybyśmy zamiast do Gdyni pojechali na zawodowe rozgrywki indywidualne.
- Czy spodziewaliście się, że między drugą grupą, z której spadliście przed rokiem, a trzecią jest taka przepaść?
- Wiedzieliśmy, że zmierzymy się ze słabszymi rywalami. Jednak nawet z nimi bez odpowiedniego przygotowania nie byłoby gwarancji sukcesu. Przed każdym pojedynkiem należało maksymalnie się skoncentrować. Zresztą suche wyniki do końca nie oddają tego co działo się na korcie. Z zawodnikiem z Tunezji wygrałem 6:2, 6:1, ale graliśmy półtorej godziny.
- Na swoją formę nie mógł pan narzekać?
- Cały czas trenuję z myślą, o tym, aby grać na jak najlepszym poziomie. Cieszę się, że w Gdyni tak dobrze to wyszło, gdyż nie graliśmy tutaj na własny rachunek, ale dla drużyny.
- W Pucharze Davisa obowiązuje zasada "jeden za wszystkich - wszyscy za jednego". Dlatego jest rewelacyjnie - tak powiedział kiedyś Yannick Noah. Co pan na to?
- Zgadzam się, że mecze drużynowe to większa dawka adrenaliny. Może to zabrzmi górnolotnie, ale mamy świadomość, że reprezentujemy Polskę. Na pewno jest większa odpowiedzialność, więcej nerwów.
- W Gdyni był pan liderem drużyny. To do pana obowiązków należało zdobycie pierwszego punktu, a potem, gdy była taka potrzeba, wychodził pan do debla, który kończył mecz.
- Nie czułem się liderem, a jedynie zawodnikiem tej drużyny. Tak wyszło, że zaczynałem mecze. W deblu o składzie trener decydował niemal w ostatniej chwili, a zatem trzeba było być cały czas w gotowości. Chciałem najlepiej wykonać to, co do mnie należało.
- Transmisja telewizyjna i nowy obiekt to chyba dowód na to, że polski tenis wychodzi na prostą?
- Jest dobry klimat, wszystko wydaje się iść do przodu. Kamery na pewno bardziej mobilizują. W Gdyni stworzono nam wyśmienite warunki pobytu. Bardzo duże wrażenie robi obiekt. Korty Arki to już najładniejszy i najnowocześniejszy obiekt w Polsce, a po zakończeniu inwestycji mogą to miano zyskać nawet w Europie.
- Dokonania na polu organizacyjnym nie zastąpią wyniku sportowego. Pozostając przy rozgrywkach drużynowych czy mamy szanse na dłużej zadomowić się w drugiej grupie, a może awansować?
- Poprzeczka idzie w górę, ale nie stoimy na straconej pozycji. Zresztą w ubiegłym roku, gdy spadaliśmy, wcale nie byliśmy dużo słabsi od rywali.
- Jak pan sądzi, czy po zwycięstwie w debiucie, w pracy z reprezentacją trener Nowicki będzie stawiał na zawodników, którzy nie zawiedli go w Gdyni?
- Nikt z nas nie ma etatu w kadrze. Trener wydaje się wyznawać zasadę, że grają w reprezentacji najlepsi. Jeśli pojawi się ktoś nowy, albo do kadry zapragną wrócić zawodnicy, których obecnie nie ma w kraju, zapewne otrzymają szanse.
- Gra w daviscupowej reprezentacji Polski to opłacalne zajęcie?
- Nie są to duże pieniądze, ale po części rekompensują dochody, które moglibyśmy osiągnąć, gdybyśmy zamiast do Gdyni pojechali na zawodowe rozgrywki indywidualne.