• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Złote rączki

Jacek Główczyński
20 sierpnia 2002 (artykuł sprzed 21 lat) 
Obserwatorzy turnieju finałowego mistrzostw Europy piłkarzy ręcznych do lat 20 komplementowali trenera Wojciecha Nowińskiego oraz polskich zawodników, którzy sięgnęli po złoty medal, a szkoleniowiec biało-czerwonych nie mógł znaleźć słów uznania dla gdańskiej publiczności. To, co działo się na trybunach, można określić krótko - ewenement.

Faworyt z urzędu
Przed turniejem Polacy w roli faworytów byli stawiani tylko dlatego, że to miejsce przynależne jest gospodarzom. Trener Nowiński skromnie mówił o piątym miejscu, które miało przynieść awans do finałów mistrzostw świata. Narzekał, że pod względem technicznym ustępujemy wielu zespołom. Przypominał, że w takim turnieju jeszcze nie graliśmy. Przed rokiem bój o turniej finałowy przegraliśmy z Francją, Niemcami i Hiszpanią, czyli ekipami, które do gdańskich zawodów w ogóle się nie zakwalifikowały. W ciągu dziewięciu dni, które rozgrzały do białości kibiców szczelnie wypełniających akademicki obiekt, mieliśmy wrażenie, że na naszych oczach narodziła się złota drużyna. Droga po tytuł prowadziła przez zwycięstwa nad Rumunią, Rosją, Słowenią, Ukrainą, Litwą, Macedonią i jeszcze raz Słowenią.

- W sporcie nie ma tak łatwo, kilka dni nie wystarczy - zaprzecza powyższej tezie Mariusz Jurkiewicz, kapitan reprezentacji Polski, który cztery lata spędził w SMS Gdańsk, a przez ostatni sezon grał w barwach Zagłębia Lubin. - W Gdańsku zebraliśmy tylko plon pracy, którą wykonaliśmy w ostatnich latach. Otrzymaliśmy bardzo dobre podstawy techniczne. Rozgrywający, mimo wysokiego wzrostu są sprawni, potrafią się szybko poruszać. Natomiast w ostatnim czasie doszedł do nas rewelacyjny trener Nowiński. To on to wszystko poustawiał pod względem taktycznym. W naszej grze nie ma teraz miejsca na przypadkowość, wszystko jest ułożone, każdy wie, co do niego należy.

Bardzo chcieli
Nowiński nie ukrywał, że w jego drużynie jest tylko miejsce dla walczaków, dla takich zawodników, którzy potrafią położyć wszystkie siły na szali, aby powstrzymać rywala przede wszystkim w obronie. I defensywa przy wsparciu rewelacyjnych bramkarzy, przede wszystkim Michała Świrkuli, ale i Marcina Makówki, bohatera pierwszego meczu ze Słowenią, złamała rywali. Gdy przegrywaliśmy, zakładaliśmy rywalom aż dwa "plastry". Ten system obrony wymagał żelaznej kondycji, ale Polacy wytrzymali.

- Trener uznał, ze jestem słabszym obrońcą i lepiej będzie, jeśli odpocznę sobie gdy nie mamy piłki, by całą energię włożyć w atak - mówi Karol Bielecki, który był najskuteczniejszym naszym zawodnikiem w Gdańsku. - W każdym meczu, każdy z nas chciał dać z siebie wszystko to, co najlepsze. Jednak każdy też miał słabsze i gorsze dni. Na początku sama myśl o tym, że zagramy o medal, a potem o finał i o złoto paraliżowała. Stres i wewnętrzna blokada pojawiały się, gdy za bardzo chcieliśmy.

Załugi Nowińskiego
W ataku konsekwentnie Nowiński stawiał na tercet Jurkiewicz-Bielecki-Krzysztof Lijewski. Dopiero w dogrywkach półfinałowych z Macedonią musiał zmienić koncepcję, gdyż dwaj ostatni nie mogli zagrać. Okazało się, że każdy z szesnastu zawodników może zdobywać bramki. Na przykład Bartosz Janiszewski z Kwidzyna, który rzutem na taśmę wywalczył miejsce na mistrzostwach, wszedł i w arcyważnym momencie zdobył bramkę z karnego, choć wcześniej cztery razy z siedmiu metrów biało-czerwoni przestrzelili.

- Na złoty medal zapracowali wszyscy chłopcy. Każdy wiedział, co do niego należy. Wielka w tym zasługa trenera Nowińskiego, który każdemu z nas z osobna oraz drużynie w całości pozwolił uwierzyć, że jednak dużo potrafimy, że możemy walczyć z najlepszymi. Z tą myślą pracowaliśmy od grudnia. W tym sukcesie jest też cząstka zasługi maserów, lekarzy i wszystkich tych ludzi, którzy byli dla nas życzliwi - podkreśla Michał Świrkula, bramkarz reprezentacji i gdańskiego Wybrzeża.

Mamy rezerwy
Mecz z Macedonią dowiódł, że nawet zawodnicy o słabszych warunkach fizycznych, przy maksymalnej koncentracji, zaangażowaniu oraz dobrym przygotowaniu technicznym i motorycznym, mogą podjąć walkę z każdym rywalem i o każdą stawkę.

- Wydawało nam się, że druga grupa jest słabsza. Tymczasem w półfinale napotkaliśmy klasowego przeciwnika, który bardzo dobrze grał na zwodzie. Okazało się też, że mamy zastępców. Gdy wypadli Bielecki i Lijewski, a Jurkiewicz był indywidualnie pilnowany, ciężar na swoje barki przejęli Niedośpiał, Salami czy Gliński. Ponadto, jak w każdy dziedzinie życie, trzeba mieć jeszcze nieco szczęścia - podkreśla Jan Prześlakiewicz, drugi szkoleniowiec biało-czerwonych.

Fantystyczna publiczność
Zwykło się mawiać, że gospodarzom ściany pomagają. W Gdańsku tymi ścianami była fantastyczna publiczność. W najważniejszych meczach zgotowała szczypiornistom owację na stojąco, a we wszystkich pojedynkach nie szczędziła rąk i gardeł, aby dodać skrzydeł Polakom, a ich rywali przyprawić o drżenie rąk.

- To, co działo się na trybunach Hali Widowiskowo-Sportowej AWFiS, mogę nazwać tylko jednym
słowem - ewenement. To było coć fantastycznego. Gdyby w polskiej lidze na meczach działy się takie rzeczy, gdyby można było zobaczyć taki doping, to z pewnością byłyby sukcesy i medale na arenie światowej na większą skalę. Wszystkim kibicom, którzy zagrzewali nas do walki
podczas całego turnieju należą się ogromne podziękowania
- akcentuje trener Nowiński.

I po święcie
Święto polskiej, ale i gdańskiej piłki ręcznej dobiegło końca. Wracamy do szarej na ogół rzeczywistości. Przed reprezentacją rok czasu na przygotowania do mistrzostw świata. Powinien to być też czas dyskontowania gdańskiego sukcesu. Jednak sami bohaterzy przyznają, że za bardzo nie wiedzą, jak to zrobić.

- Nie wiem, czy ten sukces coś zmieni. Raczej traktuję go w kategoriach osobistych. Mam satysfakcję z tego, czego dokonałem. Może ktoś to doceni? Ale czy przez to się wybiję? - zastanawia się Bielecki.

- Mistrzostwa były bardzo wyrównane, rywale zmusili nas do gry na wysokim poziomie, każdy walczył do ostatniej minuty. Czy utrzymamy tę dyspozycję dłużej? Na razie staram się o tym nie myśleć, chciałbym nacieszyć się złotem - dodaje Jurkiewicz.

- Medal zapewne nie przełoży się na ligę. Gdy wrócę do klubu, czeka mnie od nowa ciężka praca, trener Waszkiewicz z pewnością nie pozwoli mi osiąść na laurach - mówi Świrkula.

Trójka ta, a także Patryk Kuchczyński i Michał Waszkiewicz mogą być pewni, gry w ekstraklasie. Pozostali, choć są w I-ligowych zespołach, mogą ponownie znaleźć się na ławkach rezerwowych.

Odwagi

- Wszyscy jesteśmy pod wrażeniem gry młodzieżówki. Filary tej drużyny obserwuję od dawna. Kuchczyński trenował nawet z nami przed meczami do mistrzostw świata ze Szwajcarią. Wkrótce szanse mogą otrzymać Jurkiewicz i Bielecki. Pozostali też mają szanse na postęp, ale muszą grać na co dzień. Wiem, że trenerów klubowych rozlicza się z wyników, ale powinni znaleźć w sobie tyle odwagi, aby postawić na młodzież - zachęca Bogdan Zajączkowski, trener seniorskiej reprezentacji Polski.

- Bardzo dużą rolę odegra psychika. Nasi zawodnicy po raz pierwszy w życiu grali o tak wysoką stawkę. Po niektórych było widać, że wyraźnie przez pewien okres gry tej presji nie wytrzymywali. Dobrze byłoby, aby na co dzień grywali równie stresujące mecze. Naprawdę mają charakter do tej dyscypliny. Uwierzyli, że start w Gdańsku to ich życiowa szansa. Bardzo ciężko pracowali, czasem trenując nawet cztery razy dziennie. Nikt nie narzekał, ani ja, ani pozostali trenerzy nie usłyszeliśmy od nich ani jednego słowa skargi, zawodnicy uwierzyli, że robią to dla siebie i nawet w momentach słabszej gry wiedzieliśmy wszyscy do czego dażymy - podkreśla trener Nowiński.

Nie tylko szkoła
Złoto reprezentacji to także nagroda dla tych, którzy pięć lat temu zdecydowali się utworzyć Szkołę Mistrzostwa Sportowego w Gdańsku. Jurkiewicz, Świrkula, Michał Nowak, Piotr Grabarczyk, Adrian Niedośpiał, Daniel Żółtak i Michał Salami przeszli tę sportowo-szkolną edukację. Od początku był przy nich trener Jan Prześlakiewicz.

- Szkoła to tylko wycinek problemu szkolenia w naszej dyscyplinie. Dobrze, że jest, gdyż mogą do niej trafić utalentowani zawodnicy z małych ośrodków. Jednak istota problemu sprowadza się do tego, że ze względu na finanse mamy o połowę mniej zawodników niż jeszcze kilka lat wcześniej. A wiadomo, gdy jest mniej kandydatów do kadry, to i trudniej o wyniki. W tej drużynie też jeszcze drzemią wielkie rezerwy. Wystarczy, że swoje możliwości wykorzystają Bielecki i Lijewski, choć ten drugi w ostatnim okresie i tak zrobił kolosalny postęp, to dodając do tego Jurkiewicza, z taką drugą linią można podbić świat. Jednak bez pieniędzy na przygotowania się nie obejdzie - zaznacza trener Prześlakiewicz.

Miejsca

Opinie (1)

  • dziekuje

    dziekuje portalowi trojmiasto i glosowi wybrzeza za obszerne relacje z mlodziezowych mistrzostw europy, gdyby nie wy, to ma kto wiedzialby, ze polska zdobyla zloty medal.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Relacje LIVE

Najczęściej czytane