Jak na ekstraklasę jest to niezły mecz. Brakuje w nim tylko większej liczby celnych strzałów oraz oczywiście goli. Lechii udało się oddać tylko jedno uderzenie w światło bramki (Wojtkowiak), a Śląskowi dwa (Pich, Biliński). Z przebiegu gry gdańszczanie wyglądali lepiej od gospodarzy. Szczególnie, gdy mieli siły, by grać pressingiem już na połowie przeciwnika, biało-zieloni na niewiele pozwalali gospodarzom. Natomiast wystarczyło, że się tylko cofnęli bądź zaspali przy asekuracji po własnych stałych fragmentach gry, to pod bramką Lechii robiło się groźniej.
Nawet Śląsk miał lepsze okazje na gola. Szczególnie tę Bilińskiego (Śląsk Wrocław), który uciekł Wawrzyniakowi (LECHIA Gdańsk) na środku boiska, przebiegł z piłką około 50 metrów i strzelił obok słupka. Gdańszczanie największą szansę na bramkę mieli po rogu i przestrzelonej główce Wojtkowiaka (LECHIA Gdańsk).
W Lechii za pierwszą połowę na najwyższe noty zasłużyli Wiśniewski (LECHIA Gdańsk) w polu oraz Marić (LECHIA Gdańsk) w bramce.
W drugiej połowie wydaje się, że kluczowe dla losów spotkania będzie to, kto lepiej zniesie mecz kondycyjnie oraz popełni mniej prostych błędów w defensywie.