• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Brutalne pobicie na Suchaninie. Zbieg okoliczności czy próba zastraszenia?

Rafał Borowski
29 października 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
Do napadu doszło w biały dzień przy ul. Paderewskiego na Suchaninie. Na zdjęciu widok dzielnicy z lotu ptaka. Do napadu doszło w biały dzień przy ul. Paderewskiego na Suchaninie. Na zdjęciu widok dzielnicy z lotu ptaka.

Mieszkaniec Suchanina został dotkliwie pobity na klatce schodowej bloku, w którym mieszka. Tego samego dnia miał udać się do prokuratury, aby złożyć zeznania w sprawie możliwych nieprawidłowości w jednej z gdańskich spółdzielni mieszkaniowych. Zdaniem poszkodowanego to mogła być kolejna próba zastraszenia go. Pod koniec sierpnia włamano się do jego mieszkania. Złodzieje nie tylko wynieśli wartościowe przedmioty, ale również przetrząsnęli teczki z dokumentami.



Z naszą redakcją skontaktował się pan Mirosław, który rankiem, 11 października, padł ofiarą brutalnego napadu. Doszło do niego na klatce schodowej budynku przy ul. Paderewskiego na Suchaninie, gdzie pan Mirosław mieszka.

Niewiele brakowało, a sprawca stalową rurką połamałby ofierze nogi i rozbił jej głowę.

- W przedsionku klatki schodowej, tuż przed drzwiami wyjściowymi z budynku, stał mężczyzna w ciemnym ubraniu. Był postawnej budowy i mierzył ok. 190 cm wzrostu. Miał na sobie odblaskową, żółtą kamizelkę. Na głowie miał kaptur albo czapkę. Z początku w ogóle nie zwróciłem na niego uwagi. Stał odwrócony twarzą do skrzynek na listy. Przez głowę przeszła mi myśl, że to prawdopodobnie osoba zastępująca panią, która od lat sprząta naszą klatkę schodową - relacjonuje nasz czytelnik.

Atak bez słowa ostrzeżenia



Mylił się. Gdy pan Mirosław znalazł się na wysokości nieznajomego, ten gwałtownie odwrócił się. W ręku trzymał stalową rurkę. Pan Mirosław nie zdążył nawet zorientować się w sytuacji, gdy po chwili poczuł przeszywający ból w nogach.

- Napastnik bez słowa ostrzeżenia zaczął okładać mnie tą rurką, długą na ok. metr. Nie uderzał po całym ciele, celował wyłącznie po nogach. Nie widziałem jego twarzy, gdyż na twarzy miał czarną maseczkę, która nachodziła niemal na oczy. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, zdążył trafić mnie w oba piszczele. Pojawiło się mnóstwo krwi. Na szczęście zachowałem przytomność umysłu i cofnąłem się do rogu pomieszczenia. Instynktownie skuliłem się i zasłoniłem głowę aktówką, którą miałem w ręce. Jednocześnie krzyczałem "bandyta", aby zaalarmować sąsiadów - relacjonuje pan Mirosław.
Gdy czytelnik został napadnięty, drzwi do windy były zablokowane przy użyciu gazety. Zdjęcie poglądowe. Gdy czytelnik został napadnięty, drzwi do windy były zablokowane przy użyciu gazety. Zdjęcie poglądowe.

Połamane kości i rany cięte na nogach



Z pomocą nikt nie przyszedł, a napastnik nie zamierzał łatwo odpuścić. Głośne wołania o pomoc rozsierdziły go, gdyż zamiast po nogach, starał się wówczas uderzyć rurką w głowę pana Mirosława.

- Gdy napastnik starał się uderzyć mnie w głowę, udało mi się chwycić tę rurkę. Doszło do szamotaniny. Napastnik próbował wyrwać mi tę rurkę i uderzał we mnie pięściami. Wiedziałem, że jeśli odpuszczę, to będzie "po mnie". Nie chcę myśleć, co by się stało, gdybym otrzymał cios tą rurką w głowę. Adrenalina zrobiła swoje: napastnikowi nie udało się wyrwać mi tego narzędzia. W końcu wybiegł z budynku - mówi nasz czytelnik.
Z przeprowadzonej w szpitalu obdukcji wynika, że podczas ataku doszło do złamania kości strzałkowych w obu nogach. Lekarze musieli założyć szwy na rany cięte nóg, których głębokość wynosiła miejscami ok. 2,5 cm.

Pan Mirosław został zaatakowany w przedsionku klatki schodowej. Zdjęcie poglądowe. W artykule nie wskazujemy budynku, w którym doszło do napadu. Pan Mirosław został zaatakowany w przedsionku klatki schodowej. Zdjęcie poglądowe. W artykule nie wskazujemy budynku, w którym doszło do napadu.

Zaplanowana wizyta w prokuraturze



Z pozoru mogłoby wydawać się, że napad na pana Mirosława miał charakter rabunkowy. Sęk w tym, że moment ataku trudno uznać za przypadkowy. Poszkodowany wychodził tego dnia z domu, aby udać się do gdańskiej prokuratury, by złożyć w niej zeznania.

Analiza zachowania napastnika skłania do wniosku, że napad nie został wymierzony w przypadkową osobę.

Pan Mirosław podkreśla, że napastnik natychmiast przeszedł do ataku, a w jego trakcie nie odezwał się ani słowem. On sam tego dnia wyszedł z domu o innej porze niż zwykle.

Nasuwa się pytanie, skąd sprawca wiedział, kiedy spotka swoją ofiarę?

- Tylko tego dnia wyszedłem inaczej niż zwykle. Gdy na miejsce przyjechała policja, okazało się, że w drzwi windy była wetknięta gazeta, aby nikt z sąsiadów nie mógł nią zjechać na dół. Najważniejsze jest jednak to, że szedłem właśnie na spotkanie w prokuraturze, które dotyczy potencjalnych nieprawidłowości w jednej z gdańskich spółdzielni mieszkaniowych. Postępowanie jest prowadzone w sprawie, a nie przeciwko komuś, czyli nikomu nie postawiono jeszcze zarzutów. W trakcie spotkania miałem przedstawić nowe okoliczności, które pojawiają się w ramach tej sprawy. Nie mogę wchodzić w szczegóły, gdyż jestem zobowiązany tajemnicą postępowania. Dlatego trudno mi uznać atak za zbieg okoliczności - kwituje pan Mirosław.
Pan Mirosław wychodził z domu, aby udać się na spotkanie w jednej z jednostek gdańskiej prokuratury. Zdjęcie poglądowe. Pan Mirosław wychodził z domu, aby udać się na spotkanie w jednej z jednostek gdańskiej prokuratury. Zdjęcie poglądowe.

Włamanie do mieszkania pod koniec sierpnia



To nie wszystko. Brutalne pobicie to niejedyne nieszczęście, jakie spotkało naszego czytelnika na przestrzeni ostatnich miesięcy.

Pod koniec sierpnia, gdy przebywał z żoną na urlopie poza Gdańskiem, pod osłoną nocy doszło do włamania do jego mieszkania.

Rabusie nie tylko doszczętnie ogołocili je z wszelkich wartościowych przedmiotów, których wartość została wyceniona na kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale również zniszczyli wiele sprzętów. Dla przykładu, pocięli nożem kanapy i połamali krzesła.

Jednak najbardziej zastanawiający był fakt, że złodzieje przetrząsnęli archiwum, w którym pan Mirosław trzyma - z racji wykonywanego zawodu - dokumenty prawnicze. Papiery leżały rozrzucone po podłodze, tak jakby czegoś w nich szukano.

Nasz czytelnik obawia się, że nie było to "zwyczajne" włamanie, ale pierwsza próba zastraszenia go za badanie nieprawidłowości we wspomnianej wcześniej spółdzielni.

- W teczkach znajdowały się także dokumenty dotyczące tego postępowania w prokuraturze. Niektórych z nich nie mogę znaleźć. To wszystko bardzo odbiło się na mojej psychice. Obawiam się o bezpieczeństwo mojej rodziny. Nie zamierzam jednak składać broni i chcę wyjaśnić wszelkie niejasności w sprawie spółdzielni. Mam sygnały, że jej władze mogą prowadzić podejrzane działania z pewną osobą, której dane podałem śledczym. Po czasie zdałem sobie sprawę, że na kamizelce mężczyzny, który mnie pobił, prawdopodobnie była nazwa firmy, którą można wiązać z tą osobą. Wierzę, że wszystkie te wątpliwości zostaną wyjaśnione - kończy pan Mirosław.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (238)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane