~Sławomir Pieniążek - sw.pieniazek@gmail.pl
(7 lat temu)
Moje pierwsze wspomnienia z VI LO,
W roku 1947 skończyłem "podstawówkę" (nr VI na ul Św. Barbary) i zapisałem się do liceum Ogólnolształcącego (najbliższe mojego miejsca zamieszkania - Grobla Angielska) to nr I na Wałach Piastowskich. Trochę to było daleko bo Długą Groblą do Motławy, promem na drugą stronę i wędrówka przez całą Wałową (żadnej komunukacji jeszcze nie było) i tak wędrowałem tam i z powrotem przez dwa tygodnie. Pewnego dnia (dokładnej daty nie pamiętam) zakomunikowano niektórym z nas, że Otwarto nowe VI LO na ul Siennickiej , wprowadzono rejonizację, i jutro mamy się tam zgłosić na zajęcia. Zgłosiłem się. Było to znacznie bliżej bo tylko 400 m. w linii prostej od mojego domu. Pierwszego dnia zebrano nas wszystkich na "placu apelowym" przed wejściem do szkoły i Dyrektor Szkoły p. Gruszczyński. przywitał nas krótkim jedno-zdaniowym komunikatem: "jutro wszyscy zgłaszają się do szkoły na godz 8:00 i każdy przynosi ze sobą krzesło". I takto wyglądała uroczystość Inauguracji VI LO i mojej w nim edukacji Rozpocząłem edukację w klasie "wyrównawczej", która w czasie roku szkolnego przemianowana została na ósmą, a całe Liceum na 11-to klasowe. Mieliśmy i mamy szczęście do reform szkolnictwa. Całe cztery lata edukacji w VI LO wspominam (z perspektywy czasu) bardzo przyjemnie. Niektóre "zagrania" profesorów dzisiejszym licealistom niewątpliwie wydadzą się conajmniej dziwne. Np.profesor od matematyki Pan M. zdenerwowany zachowaniem niektórych uczniów potrafił zakląć i rzucić w niesfornego kredą (jak trafił to bolało), ale działało, profesor od biologii Pan B. niesfornych beształ niewybrednymi słowami: "dureń, idiota, cymbał", też działało. W efekcie wszyscy z naszych dwóch klas A i B zdali maturę, większość wcześniej czy później pokończyli studia i ci którzy jeszcze żyją są beneficjentami ZUS-u. A niewielu z nas jeszcze żyje, oj niewielu.
2
0