Re: Amniopunkcja - do osób które już to przeszły
Jestem już po amniopunkcji i czuję się w obowiązku powiedzieć kilka słów w temacie, który założyłam.
Drugi raz bym się na to nie zdecydowała, chyba że byłyby naprawdę poważne powody, nie wiem - jakieś zmiany na usg albo poważne anomalie w badaniach morfologii czy moczu. Sama wizyta w gabinecie trwała jakieś 10 minut. Weszłam, zostałam poinformowana przez panią doktor w bardzo dosadny sposób, że 1% ciąż po amniopunkcji kończy się poronieniem bez względu na to czy dziecko jest chore czy zdrowe. Wiem że to jej obowiązek żeby tak powiedzieć więc tylko przytaknęłam. Pani dr zrobiła mi usg, palcem nacisnęła brzuch w kilku potencjalnych miejscach ukłucia by sprawdzić gdzie najlepiej wbić igłę. Powiedziała do położnej "tu", położna popsikała czymś do odkażania i przygotowała rękawiczkę oraz strzykawkę dla pani dr. Jedną ręką pani dr trzymała głowicę usg, a drugą wbijała igłę. Samo wbijanie było właściwie bezbolesne, ale gdy poczułam przebicie się przez pęcherz płodowy i macicę, zaczął się dla mnie najgorszy stres - miałam wrażenie że coś mi pękło, słyszałam o tym ale było to naprawdę nieprzyjemne. Przypomniało mi się uczucie pękania pęcherza płodowego podczas poronienia w zeszłym roku:( Może to jakieś moje uprzedzenie, ok. Zaraz potem gdy igła już była w środku złapał mnie okropny skurcz macicy, taki jakby "party" przy porodzie. Kto rodził ten wie że to nie jest skurcz który można kontrolować. Pani dr powiedziała że mam się jej tutaj nie napinać. ja do niej że to skurcz macicy. Ona do mnie że czasem i na to się trzeba przygotować bo to się zdarza. Potem powiedziała że "teraz to jej się dziecko przesunęło". Ogarnął mnie strach że stanie mu się coś złego:( Nie wiem po co się na to zdecydowałam. Położna nie mogła założyć strzykawki do tej igły wbitej w mój brzuch. Wreszcie się udało. Pobrali 15ml płynu. Igła w moim brzuchu była może przez 2 minuty, trudno ocenić mi czas, ale przy tym skurczu i stresie że choćbym chciała nie mogę go rozluźnić i czy nic się nie dzieje dziecku - trwało to dłuuugo... Po wyjęciu igły jeszcze wysłuchaliśmy serduszka dziecka. myślałam że zabiję tą lekarkę za komentarz "No, serduszko bije, jeszcze". Po moim pytaniu "czy udało się nie ukłuć dziecka", dr odpowiedziała "Nie wiem, decydująca jest zawsze pierwsza doba". Szlak mnie chciał trafić, było mi smutno i mam wyrzuty sumienia że zdecydowałam się na to. naprawdę drugi raz bym tego nie zrobiła, chyba że byłyby NAPRAWDĘ poważne "dowody" że dziecko jest chore. Trzech specjalistów wysokiej klasy skierowało mnie na amniopunkcję, ale drugi raz bym ich nie posłuchała. Teraz do końca ciąży będę się zastanawiać czy dziecko nie urodzi się z jakąś częścią ciała uszkodzoną przez igłę. Może to głupie i pewnie szaleją mi hormony ale tak się właśnie teraz czuję. Po zabiegu wyszłam na korytarz i zrobiło mi się słabo i niedobrze, chyba z nerwów. musiałam wejść jeszcze raz i położyć się na kozetce na kilka minut. Kobiety czekające na swoją kolej i ich mężowie patrzyli na mnie z przerażeniem "co jej tam robili" a ja już na odchodnym się po prostu poryczałam. Było mi wstyd ale emocje wygrały. Nigdy więcej, w takim przypadku.
12
14