Od wielu miesięcy mam wątpliwą przyjemność spotykać się w PORDzie z egzaminatorami podczas egzaminu praktycznego. Pisanie sobie auto-pozytywnych komentarzy na nic się nie zda. Skonsultowałam sprawę z odpowiednimi osobami, od dzisiaj będę pisać skargi, co powinnam była zrobić już chociaż 3-krotnie. Nie robiłam tego, gdyż nie wiedziałam że powinnam, czułam się bezsilna. Nie interesuje mnie to, że PORD nie jest finansowany przez Państwo i musi się utrzymać z dręczenia kandydatów.
Podczas pierwszego egzaminu pan egzaminator był nie tylko nieuprzejmy, ale zwyczajnie mnie oszukał. Nagranie z kamery tego nie obejmuje. Egzamin został przeprowadzony błędnie, a mi wmówiono, że popełniłam bład, po czasie, po wykonaniu kolejnego manewru, którego już nie powinnam była wykonywać skoro rzekomo oblałam poprzedni (wiem, że wykonałam go poprawnie, ale gdybym wtedy usłyszała że jest źle, wysiadłabym z samochodu to zobaczyć). Uważam, że to było zwykłe oszustwo. Z nerwów i braku doświadczenia, odeszłam bez dyskusji.

Kolejne egzaminy to seria absurdów, w czym jeden z egzaminatorów zaczął się na mnie wydzierać podczas źle wykonanego manewru (egzamin po ciemku, kierowca za mną w dużym pośpiechu, podjechał mi pod sam tyłek, gdy próbowałam zawrócić). Z tego co mi wiadomo nie wolno mu pozwalać sobie na takie litanie i krzyk na spanikowanego kurstanta.

Z 6-ciu egzaminatorów tylko dwóch było uprzejmych i spokojnych. Tylko w dwóch przypadkach winę za oblany egzamin biorę na siebie i na własne nerwy.
W tej chwili wizja podejścia do kolejnego egzaminu to dla mnie 2 nieprzespane noce ze ściskiem w żołądku. To straszne, że nie idzie się na egzamin pokazać, że potrafi się jeździć, a idzie się na walkę ze świadomością, że "egzaminator" to po prostu wróg, który czeka na najmniejszy błąd.

Ale dosyć mojej uprzejmości. Będą skargi za karygodne zachowanie podczas egzaminów, będą artykuły, będzie konsultacja z odpowiednią osobą. Nie lubię bezsilności wobec chamstwa i bezprawia.