Błagam,pocieszcie mnie jakoś po stracie psa :-((
Drogie Forumowiczki,
przepraszam, że tak długo tu nie byłam, a teraz odzywam się z tak smutnym wątkiem. Nie mam jednak do kogo się zwrócić, a bardzo potrzebuję się wyżalić. Dziś zginęła pod kołami samochodu moja najukochańsza suczka. Była ze mną 8 m-cy, 18 kwietnia skończyłaby rok. Przez te 8 m-cy była ze mną dzień w dzień. To był mój pierwszy pies, o którym marzyłam od dzieciństwa. Dostałam go od męża, żebym miała z kim spędzać czas i kim się opiekować, jak go nie ma, gdyż on pływa. I tak oto pokochałyśmy się od razu i stałyśmy się nierozłączne. Wszędzie ją ze sobą zabierałam, a jak nie mogłam Jej gdzieś zabrać lub zorganizować opieki, to po prostu nie szłam. Mój mąż z rejsu pytał o Nią w każdym telefonie, w każdym sms-ie. Czekał, aż wróci do nas do domu i się z nią przywita. Wtedy oni byli nierozłączni, gdy ja szłam do pracy. Tym razem mąż wróci za 1 m-c do domu, w którym już Jej nie będzie... Nigdy sobie nie wybaczę, że nie upilnowałam psa także ze względu na mojego kochanego męża. Nigdy nie wybaczę sobie, że idąc leśną drogą zawołałam ją do siebie, a ona zrozumiała, że jest to przyzwolenie na przejście przez ulicę i wbiegła prosto pod auto. Widziałam jak ją uderzyło i od razu wpadłam w histerię. Jak mnie facet odwoził do lecznicy, to jeszcze miałam nadzieję, bo ona żyła, ale weterynarz powiedział, że to są odruchy agonalne. Zmarła na moich oczach. Ale nie dałam rady pozwolić ją spalić. Pochowałam ją z jej ulubioną zabawką, w jej kocyku, w lesie, po którym tak uwielbiała ganiać. Pożegnałam się, jest mi łatwiej, chociaż płaczę dziś cały dzień. Kochała ją cała rodzina, bo też i ona kochała wszystkich, każdego była ciekawa, każdego chciała powitać, pocałować, ona kochała życie. Mnie to już wogóle nie opuszczała mnie na krok, nawet w nocy. Jezu, tak jest mi żal tego psa, bo tylko on kochał mnie wielką bezwarunkową miłością. Nic nie zastąpi pustki w mym sercu i w moim domu, w którym zostałam sama. Wszyscy płaczą i mają do mnie żal, że to przeze mnie. Tak jest na pewno. Ja też czuję złość i żal. Ten pies miał mnie nauczyć miłości i opiekuńczości dla dziecka, które być może kiedyś będzie. Tymczasem jeśli nie upilnowałam psa, gdy mąż w rejsie, to czy podołam opiece nad dzieckiem? Nic mnie nie cieszy. Stroniłam od ludzi, bo najbardziej lubiłam spacery z Nią :-((((
przepraszam, że tak długo tu nie byłam, a teraz odzywam się z tak smutnym wątkiem. Nie mam jednak do kogo się zwrócić, a bardzo potrzebuję się wyżalić. Dziś zginęła pod kołami samochodu moja najukochańsza suczka. Była ze mną 8 m-cy, 18 kwietnia skończyłaby rok. Przez te 8 m-cy była ze mną dzień w dzień. To był mój pierwszy pies, o którym marzyłam od dzieciństwa. Dostałam go od męża, żebym miała z kim spędzać czas i kim się opiekować, jak go nie ma, gdyż on pływa. I tak oto pokochałyśmy się od razu i stałyśmy się nierozłączne. Wszędzie ją ze sobą zabierałam, a jak nie mogłam Jej gdzieś zabrać lub zorganizować opieki, to po prostu nie szłam. Mój mąż z rejsu pytał o Nią w każdym telefonie, w każdym sms-ie. Czekał, aż wróci do nas do domu i się z nią przywita. Wtedy oni byli nierozłączni, gdy ja szłam do pracy. Tym razem mąż wróci za 1 m-c do domu, w którym już Jej nie będzie... Nigdy sobie nie wybaczę, że nie upilnowałam psa także ze względu na mojego kochanego męża. Nigdy nie wybaczę sobie, że idąc leśną drogą zawołałam ją do siebie, a ona zrozumiała, że jest to przyzwolenie na przejście przez ulicę i wbiegła prosto pod auto. Widziałam jak ją uderzyło i od razu wpadłam w histerię. Jak mnie facet odwoził do lecznicy, to jeszcze miałam nadzieję, bo ona żyła, ale weterynarz powiedział, że to są odruchy agonalne. Zmarła na moich oczach. Ale nie dałam rady pozwolić ją spalić. Pochowałam ją z jej ulubioną zabawką, w jej kocyku, w lesie, po którym tak uwielbiała ganiać. Pożegnałam się, jest mi łatwiej, chociaż płaczę dziś cały dzień. Kochała ją cała rodzina, bo też i ona kochała wszystkich, każdego była ciekawa, każdego chciała powitać, pocałować, ona kochała życie. Mnie to już wogóle nie opuszczała mnie na krok, nawet w nocy. Jezu, tak jest mi żal tego psa, bo tylko on kochał mnie wielką bezwarunkową miłością. Nic nie zastąpi pustki w mym sercu i w moim domu, w którym zostałam sama. Wszyscy płaczą i mają do mnie żal, że to przeze mnie. Tak jest na pewno. Ja też czuję złość i żal. Ten pies miał mnie nauczyć miłości i opiekuńczości dla dziecka, które być może kiedyś będzie. Tymczasem jeśli nie upilnowałam psa, gdy mąż w rejsie, to czy podołam opiece nad dzieckiem? Nic mnie nie cieszy. Stroniłam od ludzi, bo najbardziej lubiłam spacery z Nią :-((((