Byłam głupia, wiem, ale co robić????
Witam wszystkich,
Wypowiadam się pierwszy raz na forum, trochę czytałam, zwłaszcza starające się przyszłe mamy. Chciałam powiedzieć Wam co mi się przytrafiło. Zacznę od początku. Mam 30 lat, od 6 lat mam cudownego męża, z którym jestem już prawie 9 lat, oboje pracujemy, mamy kredyt na mieszkanie, prowadzimy spokojne "normalne" życie. Ale mieliśmy problem, zaczęliśmy starać się o dziecko tuż po ślubie, nie udawało sie, oboje przeszliśmy kontrole, u mnie wszystko ok, ale u mojego męża jest bardzo niska ilość plemników, a te co są to są słabe. Mimo to lekarze nie odbierali nam nadziei, mąż sie nawet leczył, ale to nie pomagało, lekarze proponowali in-vitro, ale nas nie stać, pomyśleliśmy o kredycie. No i stało się, wzieliśmy kredyt, zabieg się odbył, ale się nie udało :((( Moja rozpacz (męża z resztą też) trwała bardzo długo. W każdym razie robiliśmy wszystko co było w naszej mocy, aby nasz problem rozwiązać i aby nasze marzenie stało się rzeczywistością. Zaczęliśmy myśleć o adopcji. Kobiety, które starają się o dziecko na pewno to zrozumieją. Traciłam już zmysły, byłam gotowa niemal na wszystko.
No ale do rzeczy. W czerwcu pojechałam z koleżankami na wieczór panieński. To był wypad za miasto, impreza w wynajętym nad jeziorem domku. Było super, zabawa na całego. W drodze powrotnej ja robiłam za kierowcę, nie piłam, ale nastrój mi także się udzielił. Wracałyśmy do domu w niedzielę w nocy, koleżanki jeszcze nieźle wstawione, bo trochę w niedziele drinkowały. Niezłą imprezke miałyśmy w aucie. Zatrzymałyśmy sie na stacji benzynowej. Było dwóch sprzedawców. Zaczęłyśmy ich nachalnie podrywać, a oni byli skorzy do tych naszych flirtów. Szybko podłapali klimat naszej panienskiej imprezy. Już nie bede dłużej się rozwodzić nad tym jak to było, ale w koncu z jednym z nich wylądowałam w toalecie i zrobiliśmy to. Pytał czy sie zabezpieczam, powiedziałam że tak - skłamałam. Wtedy pod wpływem chwili zrobiłam to celowo, wtedy nawet chciałam żeby mnie zapłodnił. Boże jak to brzmi! Dziwię się sama sobie, że to zrobiłam. Jak to pisze cała się trzęse, jest mi gorąco, ale ręce lodowate.... Koleżankom powiedziałam, że do niczego nie doszło, takie tylko mizianki, uwierzyły bo nasza wizyta w toalecie trwała bardzo krótko. Ale co się okazało, boże, okazało się że jestem w ciąży. Sama nie wiem jak to się mogło stać, nie mogę uwierzyć w to, że ze swoim ukochanym mężem usilnie próbowaliśmy przez 6 lat, a teraz "udało" się za pierwszym razem!!! I to w takich warunkach!!! Proszę nie oceniajcie mnie. Wiem, że źle zrobiłam, jest mi wstyd. Byłam taka lekkomyślna. Mój mąż myśli, że to jego dziecko, cieszy się że "coś w końcu ruszyło". Jest wniebowzięty. Ja też się cieszę, kurcze, motają mną takie skrajne emocje. Niby się cieszę, w końcu to spełnienie moich, naszych marzeń. Ale z drugiej strony cieszyć się nie potrafię. Mąż pyta dlaczego nie wykazuję entuzjazmu, dlaczego się nie cieszę, widzi że coś jest nie tak, tłumaczę że to hormony.... Jak ja się boję!!!! Nie wiem czy powiedzieć mu o tym co się stało. Chciałabym zachować to w tajemnicy. Ale jak sie kiedyś dowie, wtedy mi nie wybaczy, czy wybaczy mi teraz??? Nie zdziwię się wcale jak okaze się że mi nie bedzie potrafił wybaczyć, że mnie zostawi, mnie i dziecko... Ale ja go kocham. Jak nikogo na świecie!!! A co jeśli dziecko odziedziczy grupę krwi po "tamtym"??? Modlę się żeby odziedziczyło po mnie, albo żeby "tamten" miał taką samą grupe krwi jak mój mąż. Przecież grupę krwi dziecka wpisują po urodzeniu w szpitalu w książeczke. Nie potrafie o tym wszystkim przestać myśleć. Cały czas mam nadzieję że faktycznie się udało, że to jednak dziecko mojego męża, codzien się o to modle....
Kiedyś go pytałam co by zrobił gdybym dopuściła się zdrady, odpowiedział "nie wiem"....
Proszę nie oceniajcie mnie, nie krytykujcie. Jestem świadoma swojego błędu... ale czy na pewno błędu, przecież tylko dzieki temu spełniło się moje marzenie o dziecku....
Jezuuu, to wszystko brzmi jak scenariusz jakiegoś kiepskiego serialu.... Sama nie wierzę w to co się stało....
Powiedzieć mu czy nie?????
Wypowiadam się pierwszy raz na forum, trochę czytałam, zwłaszcza starające się przyszłe mamy. Chciałam powiedzieć Wam co mi się przytrafiło. Zacznę od początku. Mam 30 lat, od 6 lat mam cudownego męża, z którym jestem już prawie 9 lat, oboje pracujemy, mamy kredyt na mieszkanie, prowadzimy spokojne "normalne" życie. Ale mieliśmy problem, zaczęliśmy starać się o dziecko tuż po ślubie, nie udawało sie, oboje przeszliśmy kontrole, u mnie wszystko ok, ale u mojego męża jest bardzo niska ilość plemników, a te co są to są słabe. Mimo to lekarze nie odbierali nam nadziei, mąż sie nawet leczył, ale to nie pomagało, lekarze proponowali in-vitro, ale nas nie stać, pomyśleliśmy o kredycie. No i stało się, wzieliśmy kredyt, zabieg się odbył, ale się nie udało :((( Moja rozpacz (męża z resztą też) trwała bardzo długo. W każdym razie robiliśmy wszystko co było w naszej mocy, aby nasz problem rozwiązać i aby nasze marzenie stało się rzeczywistością. Zaczęliśmy myśleć o adopcji. Kobiety, które starają się o dziecko na pewno to zrozumieją. Traciłam już zmysły, byłam gotowa niemal na wszystko.
No ale do rzeczy. W czerwcu pojechałam z koleżankami na wieczór panieński. To był wypad za miasto, impreza w wynajętym nad jeziorem domku. Było super, zabawa na całego. W drodze powrotnej ja robiłam za kierowcę, nie piłam, ale nastrój mi także się udzielił. Wracałyśmy do domu w niedzielę w nocy, koleżanki jeszcze nieźle wstawione, bo trochę w niedziele drinkowały. Niezłą imprezke miałyśmy w aucie. Zatrzymałyśmy sie na stacji benzynowej. Było dwóch sprzedawców. Zaczęłyśmy ich nachalnie podrywać, a oni byli skorzy do tych naszych flirtów. Szybko podłapali klimat naszej panienskiej imprezy. Już nie bede dłużej się rozwodzić nad tym jak to było, ale w koncu z jednym z nich wylądowałam w toalecie i zrobiliśmy to. Pytał czy sie zabezpieczam, powiedziałam że tak - skłamałam. Wtedy pod wpływem chwili zrobiłam to celowo, wtedy nawet chciałam żeby mnie zapłodnił. Boże jak to brzmi! Dziwię się sama sobie, że to zrobiłam. Jak to pisze cała się trzęse, jest mi gorąco, ale ręce lodowate.... Koleżankom powiedziałam, że do niczego nie doszło, takie tylko mizianki, uwierzyły bo nasza wizyta w toalecie trwała bardzo krótko. Ale co się okazało, boże, okazało się że jestem w ciąży. Sama nie wiem jak to się mogło stać, nie mogę uwierzyć w to, że ze swoim ukochanym mężem usilnie próbowaliśmy przez 6 lat, a teraz "udało" się za pierwszym razem!!! I to w takich warunkach!!! Proszę nie oceniajcie mnie. Wiem, że źle zrobiłam, jest mi wstyd. Byłam taka lekkomyślna. Mój mąż myśli, że to jego dziecko, cieszy się że "coś w końcu ruszyło". Jest wniebowzięty. Ja też się cieszę, kurcze, motają mną takie skrajne emocje. Niby się cieszę, w końcu to spełnienie moich, naszych marzeń. Ale z drugiej strony cieszyć się nie potrafię. Mąż pyta dlaczego nie wykazuję entuzjazmu, dlaczego się nie cieszę, widzi że coś jest nie tak, tłumaczę że to hormony.... Jak ja się boję!!!! Nie wiem czy powiedzieć mu o tym co się stało. Chciałabym zachować to w tajemnicy. Ale jak sie kiedyś dowie, wtedy mi nie wybaczy, czy wybaczy mi teraz??? Nie zdziwię się wcale jak okaze się że mi nie bedzie potrafił wybaczyć, że mnie zostawi, mnie i dziecko... Ale ja go kocham. Jak nikogo na świecie!!! A co jeśli dziecko odziedziczy grupę krwi po "tamtym"??? Modlę się żeby odziedziczyło po mnie, albo żeby "tamten" miał taką samą grupe krwi jak mój mąż. Przecież grupę krwi dziecka wpisują po urodzeniu w szpitalu w książeczke. Nie potrafie o tym wszystkim przestać myśleć. Cały czas mam nadzieję że faktycznie się udało, że to jednak dziecko mojego męża, codzien się o to modle....
Kiedyś go pytałam co by zrobił gdybym dopuściła się zdrady, odpowiedział "nie wiem"....
Proszę nie oceniajcie mnie, nie krytykujcie. Jestem świadoma swojego błędu... ale czy na pewno błędu, przecież tylko dzieki temu spełniło się moje marzenie o dziecku....
Jezuuu, to wszystko brzmi jak scenariusz jakiegoś kiepskiego serialu.... Sama nie wierzę w to co się stało....
Powiedzieć mu czy nie?????