Re: Co za chora noc
Pięknie zwieńczyła się dzisiejsza noc. Otóż przed 7 rano, gdy za oknem dniało, obudziło mnie silne, głuche uderzenie. Otworzyłem ślepia, przerywając 2 godzinny sen i w pierwszym przypływie myśli stwierdziłem, że to omam słuchowy, który mi się przyśnił, albo, że dźwięk pochodził spoza mieszkania. Po chwili wziąłem pod uwagę ewentualność zatkania się rurki gąsiora, którego zawartość śmiało sobie pracowała w kuchni i że być może wystrzelił korek z rurką fermentacyjną. Włączam lampę, a tu w świetle futryny kuchennych drzwi leży przewrócony do góry nogami taboret. Zgłupiałem. Krzesło pamiętało śp. dziadka, stare, darzone mym sentymentem z siedziskiem obitym materiałem z gąbkowym wypełnieniem pod spodem. Komunistyczna produkcja. Zawsze stoi tuż przy framudze futryny za kuchenną ścianą, ale w taki sposób, że nie mam nawet możliwości zobaczenia go z łóżka. Zdębiałem, stwierdziłem, że skoro się przewróciło niech leży. Wróciłem do łóżka i zacząłem sprawę rozkminiać. Ostatecznie nogi taboretu wskazywały niebo skąd jak domniemywałem pochodziła tajemnicza siła. Półgodzinne przemyślenia doprowadziły mnie do przekonania, że to Poltergeist w klasycznym wydaniu. Odmówiłem za dziadka 3 zdrowaśki stwierdzając, że w sumie to może być ciekawie i nagle proszę ja Was zstąpiło olśnienie, że prawie płuca ce śmiechu wyplułem. Otóż w pewnym momencie znikąd pojawia się mój kot i zaczyna ocierać się o nogi przewróconego dobytku. Dziad wyspał się za wszystkie czasy, wbił złośliwie ;) pazury w poszycie siedziska, zaczął wyciągać kości i prostować grzbiet. Źle coś wyliczył i nabroił, oczywiście do niczego się nie przyznając w myśl dziecinnego "samo się zrobiło".
Moja zemsta będzie miała słodki smak.
0
0