Jeśli nie ma już cyrków, w których występują tresowane zwierzeta (yyy?) to super. Ja super mamą JESZCZE nie jestem, ale kto wie. W cyrku byłam za dzieciaka i pamiętam konie, które musiały tańczyć w rytm muzyki i BATA TRESERA... Pamiętam szopa pracza, który wytresowany prał ubranka w wanience i wieszał je na płocie. Szop powinien żyć w lesie, nie w cyrkowej klatce. To my ludzie robimy takie rzeczy zwierzętom. Pies, kot - to zwierzęta domowe. Tresowanie psa smakołykami sprawia mu niekiedy radość, ale targanie wiekowego słonia w klatce wielkości wagonu, bez żadnego wybiegu to zwyczajne okrucieństwo. Jak kiedyś będę chciała dziecku pokazać dzikie zwierzę zabiorę je do ZOO (choć tam też niektóre zwierzęta klatki mają zbyt małe). Będę uczyć dziecko, że szczęśliwe dzikie zwierzę nie siada na piłkach, stołkach, tylko żyje na wolności. Uważam, że nie należy dziecku wmawiac już od najmłodszych lat, że człowiek jest najważniejszy i wszystkie inne stworzenia mają mu służyć. Bo tak nie jest. Ze zwierzętami powinniśmy żyć w harmonii.
A co do akrobatów, clownów - super. Do takiego cyrku bym poszła z dzieckiem. Akrobaci ćwiczą całymi dniami, ryzykują swoje zdrowie dla pokazów - nalezy im się jakaś zapłata. Clowny rozśmieszają dzieci i o to chodzi. Jak będzie cyrk bez zwierząt to może się kiedyś tam wybiorę.
5
2