modliszzzka, nie wiem, gdzie kończyłaś tę Twoją biologię, ale aż mi się włos na głowie jeży, jak czytam, co piszesz. :/
"gdyby były alergizujące ( pewnie dziecko ma alergie na białko stad uczulenie ale sam w sobie danonek nie jest taki) , słodzone sztucznie, miały w sobie mnostwo chemii to nie dostałyby certyfikatów i nie dopuszczone byłyby do sprzedazy..."
A zdajesz sobie sprawę, co znaczy tekst z reklamy Danonków, że "Danonki mają pozytywną opinię IMiD"? To nic więcej jak tylko stwierdzenie, że dziecko, jak je zje, to się nie otruje. ;)
Rozmawiałam niedawno z wykładowcą Akademii Medycznej, mikrobiologiem, który wyraził swój sprzeciw wobec namawiania ludzi do jedzenia Danonków i innych takich produktów, które zmieniają naturalną florę bakteryjną jelit. Powiedział, że na pewno nie jest to zdrowe, a wręcz szkodliwe. Owszem, uzasadnione jest podawanie probiotyków, jeżeli istnieje do tego wskazanie (np. antybiotykoterapia), ale nie tak bez powodu, na co dzień. Doktor bolał nad tym, że teraz przemyca się już taką "wiedzę" nawet studentom medycyny. Sam powiedział, że chodzi tylko o sprzedaż produktu i kasę.
Przeczytaj sobie to:
"Śnieżnobiałe lastriko
Na zlecenie miesięcznika konsumenckiego niemieccy analitycy przebadali wodę Żywiec Zdrój. Instytut Matki i Dziecka właśnie ten produkt poleca w żywieniu najmłodszych. Badania przeprowadzono dwukrotnie, z rocznym odstępem. W obu przypadkach okazało się, że w wodzie Żywiec Zdrój jest więcej bakterii niż w tej z kranu. – Gdyby to była kranówa, sanepid odciąłby jej dopływ – uważa doktor Hałat, były główny inspektor sanitarny. Epidemiolog dodaje, że wodę z tak wielką ilością bakterii można podawać niemowlętom wyłącznie po przegotowaniu. Ale o tym na etykiecie butelki nie było i nadal nie ma słowa.
Agnieszka Dunal z Wrocławia, mama trzyletniego Jasia, o bakteriach w wodzie Żywiec Zdrój dowiedziała się niedawno. Wcześniej przetestowała popularne deserki dla niemowląt. Na podłodze z lastriko. Długo i z niedowierzaniem wpatrywała się w podłogę, na której kilka godzin wcześniej rozbiła niewielki słoik. Był w nim deser owocowy dla niemowląt znanej firmy.
– Nie mogłam uwierzyć! Podłoga w miejscu, gdzie rozlał się smakołyk, stała się śnieżnobiała – opowiada matka. – Zaczęłam się zastanawiać, czy to jabłko, morela, czy może dodatek witaminy C zachował się jak środek wybielający? I jaki wpływ może mieć ten cudowny wybielacz na organizm mojego dziecka?
Na etykiecie deseru Agnieszka Dunal nie doczytała się, ile witamin znalazło się w słoiczku, doczytała się za to, że skład produktu został uzgodniony z Instytutem Matki i Dziecka, który reklamuje się na swej stronie internetowej jako „ekspert w opiece nad rodziną”. Postanowiła pisemnie poradzić się eksperta. Na pierwszy list Instytut nie odpowiedział. Na drugi, w ostrzejszym już tonie, przyszła odpowiedź.
– Dowiedziałam się, że za jakość produktu i jego rzeczywisty skład odpowiada producent – dziwi się Agnieszka Dunal. – Czyli że naukowcy w ogóle nie badali, co znajduje się w deserze, na którym się podpisali. Oświecono mnie jeszcze, że dzięki witaminie C dzieci w Polsce nie mają szkorbutu.
– Rzeczywiście wiemy na pewno, że witamina C zapobiega szkorbutowi – zapewnia Wojciech Matusewicz, ale dodaje: – Poza tym niewiele więcej wiemy. Nie ma żadnych poważnych badań, które potwierdzałyby popularną tezę, że witamina C na przykład zapobiega przeziębieniom lub je łagodzi. A dodaje się ją dziś, zwłaszcza dzieciom, do wszystkiego. Jest w kaszkach, zupkach, serkach i napojach. Tymczasem nadmiar witaminy C, także wbrew obiegowej opinii, jest szkodliwy – powoduje kamicę nerkową.
Agnieszka Dunal na wszelki wypadek postanowiła bojkotować produkty rekomendowane przez Instytut Matki i Dziecka.
Nie udało nam się dowiedzieć, czy uczyniła słusznie. Sławomir Janus, dyrektor Instytutu Matki i Dziecka, jest zbyt zajęty, by rozmawiać z dziennikarzami. Trzeba długo czekać, by pisemnie odpowiedział na pytania, a efekt tego oczekiwania jest niejednoznaczny. „Rekomendując dany produkt spożywczy, bierze pod uwagę jego skład, wartość odżywczą i jakość zdrowotną” – czytamy w piśmie od Sławomira Janusa, a „rekomendacje Instytutu otrzymują tylko te produkty, które produkowane są zgodnie z dobrą praktyką produkcyjną i dobrą praktyką higieniczną, w zakładach pracujących w systemach zabezpieczających jakość produkcji i gwarantujących bezpieczeństwo produktu finalnego”.
Całość tutaj:
http://www.przekroj.pl/wydarzenia_kraj_artykul,1387.html
A tu jeszcze gwoli ścisłości skład tego czegoś, co raczysz oceniać jako "nieszkodliwe": mleko (49,5%), śmietanka, cukier, krem mleczno-karmelowy (1,7%) (mleko, syrop karmelowy), skrobia modyfikowana:E 1422, zagęstniki:karagen, mączka chleba świętojańskiego, orzechy laskowe, substancja wzbogacająca: cytrynian wapnia, aromat naturalny i identyczny z naturalnym
Pozwoliłam sobie na krótką analizę:
* mleko - samo w sobie niezdrowe ;)
* cukier rafinowany - złodziej wapnia, winowajca próchnicy, przyczyna otyłości, pożywka dla Candidy i innych pasożytów. Osłabia odporność, po zjedzeniu daje krótkotrwałego 'kopa', a potem przychodzi 'zjazd' i zmęczenie. Uzależnia.
* syrop karmelowy, j.w.
* skrobia modyfikowana - dodawanie jej w ogromnych ilościach do wszystkiego, to jedna z głównych przyczyn epidemii otyłości w USA. Ciężkostrawna, dosłownie zakleja przewód pokarmowy, utrudniając wchłanianie innych składników. Tuczy!
* wszelkie aromaty sztuczne i identyczne z- niewskazane, przytępiają zmysł smaku, który potem nie potrafi doceniać produktów naturalnych... Ich smaki wydają się mdłe.
A wzbogacanie tego wszystkiego w wapń to kompletne nieporozumienie - biorąc pod uwagę straty tego składnika podczas trawienia mleka i cukru, bilans pewnie nawet nie wychodzi na zero :roll:
Mam nadzieję, że trochę pomogłam ;-)
Ps: Nie jestem ortodoksyjną "matką - polką", sama podaję Młodemu rzeczy niezdrowe, niełatwo teraz żywić rodzinę czymś, co nie szkodzi zdrowiu. Ale nie chcę i nie będę wmawiać innym, że coś, co w rzeczywistości jest śmieciem żywieniowym, tak naprawdę jest super-zdrowym-posiłkiem. ;)
No i nie namawiam nikogo do całkowitego odstawienia chemii czy cukrów, bo to przecież też graniczy z cudem - liczę tylko na to, że niektórym osobom "otworzą się oczy". ;)
Mam nadzieję, że zaraz nie zostanę zarzucona obelgami - nie taki był cel mojego "wywodu". ;)))