Dania wielkości przystawek.
Wielkość serwowanych potraw to jakaś kpina. Zupa za 18zł podana w talerzu o pojemności tak na oko filiżanki kawy. Filet z lina wyglądał jak przystawka a nie danie główne. Pieczona kaczka to wielki kawał kości z uda i odrobina mięsa. Dania naprawdę dobre, ale płacąc za jedno ok. 40zł oczekuję jednak, że się najem. W restauracji z takimi cenami mogliby też zatrudniać kelnerki z pełnym uzębieniem przednim i serwować nieco lepsze piwa niż znane koncerniaki. Wyjątek stanowi Starogdańskie, które jest niezłe, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni.