Re: Do mam, których dzieci urodziły się w 2010 r.
A ja nadal tego nie rozumiem. Stymulowanie dziecka jest czymś dobrym, ale przestymulowanie już nie. Ja też mam dzieci, wszystkie poszły do szkoły umiejąc czytać i pisać, w badaniu w ośrodku na Kołobrzeskiej miały najwyższe oceny, jesli chodzi o zakres wiedzy czy umiejętności nazwijmy to "szkolne". Nigdy nie usłyszałam, że się nudzą czy to w przedszkolu, czy w szkole. Co więcej, przymusowy pobyt w domu (bo choroba) był czymś co najmniej niefajnym. Moje dzieci ciągną do szkoły, bo panie fajne, bo koledzy. Zaobserwowałam, że akurat wiedza, nowe wiadomości są na szarym końcu zainteresowania. Liczą się rówieśnicy, z którymi nie można się nudzić, bez względu na to, na jakim etapie intelektualnym są dzieci. Obecne zabawki stymulują dzieci ale może za bardzo, skoro dzieci nie potrafią nie nudzić się w gronie rówieśników. To jest dla mnie nie do pojęcia. Pamiętam ze swojego dzieciństwa, bawiliśmy się grupką, w której było kilka roczników, z różnymi możliwościami intelektualnymi (niektórzy skończyli studia, inni nawet w zawodówce nie dali rady) i świetnie spędzaliśmy czas. Tak było na podwórku, tak było na przerwach w szkole. Nigdy jednak nie było mowy o nudzie. Skąd się to teraz bierze? Współczesne zabawki stymulują ale może też zabijają wyobraźnię, kreatywność, pomysłowość, bo wszystko jest podane wprost, może zabijają w dziecku taką prostą radość z drobiazgów, a może są tak atrakcyjne że momentami są fajniejsze niż zabawy z kolegami i z czasem taki proces się pogłębia? Ja nie wiem, ale jak słyszę, że kilkuletnie dziecko się nudzi wśród rówieśników, to ja to odbieram jako coś negatywnego. Bo wiem, że nawet jak się po raz setny grało w tą samą gumę z tymi samymi koleżankami, nigdy nudy nie było. I nie trzeba było poznawać niczego nowego, wystarczyło być razem i było fajnie. I nie potrzebne były super fajne zabawki. A teraz bez nich życie dziecka nie istnieje. Owszem, taki jest teraz świat, moje dzieci też mają takie zabawki, bo nie ma co popadać w jakieś skrajności ale ... Moje dziecko, które jest obecnie w II klasie przyszło do mnie z pretensją, że jako jedyne w klasie nie ma telefonu. I mieć na razie nie będzie, bo nie ma takiej potrzeby. Tabletu też nie ma, bo nie potrzebuje (chociaż samo uważa inaczej). Jak takie "zabawki" mają dzieci 7, 8 letnie, to może nie powinnam się dziwić, że towarzystwo zwykłych dzieci może nie wystarczyć, może nudzić. Wiem, że dużo osób się ze mną nie zgodzi, ale dla mnie jest to smutne.
10
0