Apostazja to porzucenie wiary chrześcijańskiej. Ale wiąże się też z tym,że nie wspiera się na przykład finansowo w żaden sposób kościoła i księży. Choć księża i tak uważają,że nie da się porzucić kościoła i wiary,jeśli jest się ochrzczonym. Problem polega na tym,że każdy sakrament musi być przyjmowany świadomie i dobrowolnie. I tu niestety chrzest jest jakimś cudem uznawany za świadomy i dobrowolny (co jest bez sensu bo przecież żaden niemowlak nie jest jeszcze świadomy takich decyzji) a sakramentów się nie cofa, więc teoretycznie do końca życia jest się w świetle kościoła katolikiem.
Tu podsyłam dobry artykuł na ten temat
https://natemat.pl/blogi/ryszardbalczynski/181935,wystapienie-a-apostazja#
A tu świetny i rzetelny filmik o tymże.
https://youtu.be/QZp7JvlYPVo
U mnie sytuacja jest łatwiejsza z punktu decyzji i moralności bo...ja po prostu nie jestem wierząca, wychowałam się w rodzinie, w której religia nigdy nie była ważną kwestią. oczywiście większość moich bliskich wierzy w mniejszym lub większym stopniu ale robi to w bardzo bierny sposób. Szukałam swoich odpowiedzi i Boga w sobie kiedy byłam nastolatką. Nie wzięłam bierzmowania bo nie byłam pewna, czy wierzę a dla mnie przyjęcie sakramentu musi coś oznaczać. To nie jest zrobienie czegoś,co robią wszyscy albo odhaczenie bo tak społecznie wypada. Bardzo długo zagłębiałam się w religię, rozmawiałam z księżmi, teologami...mogę śmiało przyznać,że wiem o religii chrześcijańskiej więcej niż niejedna osoba,która modli się codziennie i co niedzielę chodzi do kościoła.
Koniec końców zdałam sobie sprawę, że po prostu nie wierzę w Boga. Nie zgadzam się też z niektórymi fundamentami chrześcijanizmu. Inną kwestią jest też to,że nie wierzę w życie wieczne jako zbawienie, wierzę w reinkarnację a to z wiarą chrześcijańską się kłóci.
Niemniej jednak żyję tak, by nie krzywdzić innych ludzi, by pomagać bliźniemu, by szanować innych. Nie kraść,nie zabijać...
Wiara to tak intymna kwestia...
Wiara powinna być piękna.
I absolutnie obrzydliwe jest to, co księża z niej robią.