Dzicz
Jeśli chcę określić Gimnazjum nr 7 w Gdańsku jednym słowem to jest to: dzicz. Ludzie biegają na przerwach, przepychają się, niepełnosprawni przejeżdżają nogi wózkami, w łazienkach wyrwane są krany i spłuczki. Przebywając w niej można narazić się na uszczerbek na zdrowiu. Ale, moi drodzy, każdy z nas chodził do szkoły i wie na czym polega prawo dżungli. Trzeba przetrwać. I 99% dzieci przetrwało. Należę do ich grona. Wiem, że nie było idealnie. Nie ma miejsc idealnych. Ale czy nie te psikusy na przerwach, a nie nudne lekcje, zostaną w naszych wspomnieniach na zawsze? Nauczyciele byli kochani. Panią od biologii zapamiętam na zawsze. Była straszna i mówiła za szybko, więc nie zdążyłam notować. Ale jednak mam tą 5 z biologii i dostanę się do biol-chemu. Tam się wszystkiego douczę. A po za tym szkoła trzyma poziom. Popatrzcie na gimnazjum na Chełmie. Nie ma porównania. W dorosłym życiu będę tęsknić za nauczycielami, uczniami i za atmosferą. Testy gimnazjalne co roku wypadają fenomenalnie, jesteśmy w 9 staninie (wygooglajcie). Pan wicedyrektor świetnie uczy niemieckiego. Wyjeżdża z uczniami na Veinachtmarkt. Kochani, to gimnazjum jest super. Co z tego, że dzicz?