Gdyby tylko chodziło o starą, poczciwą tolerancję /!/
Zasada jest dobra, jeżeli wyjątek ją potwierdza. I odwrotnie - zasada nie jest dobra, gdy wyjątek jej zaprzecza. Oznacza to bowiem, że doszło już do skonsumowania zasady przez wyjątki i została utworzona nowa, nie mająca nic wspólnego z pierwotną, zasadą. Można to też nazywać ruchomym, stale przesuwającym się horyzontem moralnym. Nie tylko zresztą przesuwa się horyzont moralny - przesuwa się horyzont prawny i nowe zasady stają się częścią przepisów prawa.
W jaki sposób się to robi?
Zanim w 2002 roku, w Wielki Piątek, minister zdrowia Holandii Els Bors powtórzyła ostatnie słowa Chrystusa na krzyżu "Dokonało się" podpisując ustawę legalizującą eutanazję zaistniało szereg nagłośnionych przez media pojedynczych przypadków pacjentów, którzy tak cierpieli, że woleli odejść przy pomocy innych niż żyć dłużej. Zaczęło się od akceptacji zakończenia życia na wyraźne, dobrowolne życzenie pacjenta a skończyło się na tym... Może lepiej powie o tej ewolucji kardiolog Richard Fenigsen: "Ważna przyczyna, która sprawia, że dobrowolnej eutanazji musi towarzyszyć eutanazja niedobrowolna, leży w samej logice eutanazji. Kto wierzy i głosi, że pozbawienie człowieka życia, aby uwolnić go od cierpień, jest dobrodziejstwem, nie ma prawa pozbawić niektórych cierpiących tego dobrodziejstwa tylko dlatego, że nie są w stanie sami o to poprosić". Dziś 77% a może i więcej Holendrów popiera uśmiercenie kogoś bez jego wiedzy i zgody.
Wystarczy tylko znaleźć odpowiedni przypadek, odpowiednio długo i w odpowiedni sposób o nim prowadzić narrację, aby wprowadzić fałszywe przekonanie, że istnieje mnóstwo podobnych przypadków i trzeba, dla dobra ludzi, znaleźć właściwe rozwiązanie.
Nie chcę jednak pisać o eutanazji. Bardziej chciałem, w telegraficznym skrócie, pokazać mechanizm działania ruchomego horyzontu. Od kiedy w Polsce zrobiło się głośniej a potem tylko jeszcze bardziej głośno, o homofobii mój pogląd nie uległ istotnej ewolucji: jeżeli uznamy, że homoseksualizm jest tak samo naturalny, normalny jak heteroseksualizm będziemy musieli uznać, że i inne opcje seksualne posiadają te same atrybuty naturalności i normalności. Podobnie rzecz wygląda z homoseksualnym związkiem partnerskim uregulowanym prawnie. Od tego momentu jest bliżej do małżeństwa a od tego już tylko jest cienka granica do adopcji.
Mógłby ktoś powiedzieć - co w tym jest tak naprawdę złego? Skoro tylko ludzie się kochają. Gdyby to był tylko taki problem byłbym całym sercem za tym, aby związki partnerskie były legalne, bo to, co robią ze sobą ludzie dorośli, gdy chodzi o ich życie prywatne niewiele mnie interesuje a bardziej dokładnie nic mnie to nie obchodzi. Problem tkwi w czymś innym: w jednym zdaniu ująłbym to tak - promotorzy tych zmian (bo nie chcę mówić tu np. o wszystkich homoseksualistach) nie chcą wpasować się jako wyjątek do całej budowli, całej struktury społecznej, ale mają głębokie pragnienie zdewastowania tej budowli i urządzenia jej na własną modłę. Gdyby tylko chodziło o zakończenie dyskryminacji homoseksualistów w Polsce to w ogóle nie byłoby o czym rozmawiać. Bo tej dyskryminacji w sensie prawnym i społecznym nie ma. Chyba, że mówilibyśmy o takiej dyskryminacji jakiej podlega kucharz, który studiów prawa nie skończył, nie ma aplikacji a koniecznie chce być prokuratorem i jest tym oburzony, że prawo go dyskryminuje. Gdyby chodziło o tolerancję w zasadzie też nie widzę szczególnie szerokiego pola do dyskusji - można znaleźć pojedyncze przypadki nietolerancji i je eksploatować, ale z tej mąki nie byłoby wiele chleba. Wprawdzie ludzie stali mniej inteligentni, ale są jeszcze zdolni dojść do wniosku, że - podając inny przykład - 100 przypadków gwałtu w Polsce nie uprawnia w żadnej mierze do tego, aby oskarżyć o gwałt lub jego pragnienie milionów mężczyzn i w związku z tym złożyć wniosek, że należy ich wykastrować. Tak na wszelki wypadek.
Nie chodzi o dyskryminację ani o tolerancję - celnie ujął to jeden z moich ulubionych filozofów N. Davilla: kto spowiada się publicznie nie rozgrzeszenia pragnie, ale aprobaty. Nawet jednak on nie przewidywał, że pójdzie to dalej - chodzi nie tylko o aprobatę, ale o prawa do bezkarnego potępienia nieaprobujących. Chodzi po prostu o niecywilizowane prawo do linczu, prawo do wykluczania, prawo do skazywania na banicję z życia publicznego.
Mógłby ktoś powiedzieć - fantazja i hiperbola i jeszcze czarnowidztwo i niesłuszny osąd sprawy. Warto zatem zobaczyć jak wygląda praktyka. W tym celu pozwolę sobie przytoczyć artykuł Małgorzaty Wołczyk opisujący sytuację w Hiszpanii.
Każdy, kto szuka przykładów potwierdzających, że za ruchem LGBT stoi nie tylko ideologia o cechach najzupełniej totalitarnych, ale też potężna władza powinien zerknąć na Hiszpanię. I nie chodzi tu o żadną "retorykę homofobiczną", czy wietrzenie spisków, a zwyczajne, smutne fakty, których codzienność na Półwyspie dostarcza nieustannie.
Dłuższego tekstu forum nie przyjmuje dlatego podaję link do całego tekstu, który jest jeszcze raz takiej długości jak zamieszczony i nie mniej ciekawy a może bardziej - https://www.salon24.pl/u/zamkinapiasku/1055399,gdyby-tylko-chodzilo-o-stara-poczciwa-tolerancje
W jaki sposób się to robi?
Zanim w 2002 roku, w Wielki Piątek, minister zdrowia Holandii Els Bors powtórzyła ostatnie słowa Chrystusa na krzyżu "Dokonało się" podpisując ustawę legalizującą eutanazję zaistniało szereg nagłośnionych przez media pojedynczych przypadków pacjentów, którzy tak cierpieli, że woleli odejść przy pomocy innych niż żyć dłużej. Zaczęło się od akceptacji zakończenia życia na wyraźne, dobrowolne życzenie pacjenta a skończyło się na tym... Może lepiej powie o tej ewolucji kardiolog Richard Fenigsen: "Ważna przyczyna, która sprawia, że dobrowolnej eutanazji musi towarzyszyć eutanazja niedobrowolna, leży w samej logice eutanazji. Kto wierzy i głosi, że pozbawienie człowieka życia, aby uwolnić go od cierpień, jest dobrodziejstwem, nie ma prawa pozbawić niektórych cierpiących tego dobrodziejstwa tylko dlatego, że nie są w stanie sami o to poprosić". Dziś 77% a może i więcej Holendrów popiera uśmiercenie kogoś bez jego wiedzy i zgody.
Wystarczy tylko znaleźć odpowiedni przypadek, odpowiednio długo i w odpowiedni sposób o nim prowadzić narrację, aby wprowadzić fałszywe przekonanie, że istnieje mnóstwo podobnych przypadków i trzeba, dla dobra ludzi, znaleźć właściwe rozwiązanie.
Nie chcę jednak pisać o eutanazji. Bardziej chciałem, w telegraficznym skrócie, pokazać mechanizm działania ruchomego horyzontu. Od kiedy w Polsce zrobiło się głośniej a potem tylko jeszcze bardziej głośno, o homofobii mój pogląd nie uległ istotnej ewolucji: jeżeli uznamy, że homoseksualizm jest tak samo naturalny, normalny jak heteroseksualizm będziemy musieli uznać, że i inne opcje seksualne posiadają te same atrybuty naturalności i normalności. Podobnie rzecz wygląda z homoseksualnym związkiem partnerskim uregulowanym prawnie. Od tego momentu jest bliżej do małżeństwa a od tego już tylko jest cienka granica do adopcji.
Mógłby ktoś powiedzieć - co w tym jest tak naprawdę złego? Skoro tylko ludzie się kochają. Gdyby to był tylko taki problem byłbym całym sercem za tym, aby związki partnerskie były legalne, bo to, co robią ze sobą ludzie dorośli, gdy chodzi o ich życie prywatne niewiele mnie interesuje a bardziej dokładnie nic mnie to nie obchodzi. Problem tkwi w czymś innym: w jednym zdaniu ująłbym to tak - promotorzy tych zmian (bo nie chcę mówić tu np. o wszystkich homoseksualistach) nie chcą wpasować się jako wyjątek do całej budowli, całej struktury społecznej, ale mają głębokie pragnienie zdewastowania tej budowli i urządzenia jej na własną modłę. Gdyby tylko chodziło o zakończenie dyskryminacji homoseksualistów w Polsce to w ogóle nie byłoby o czym rozmawiać. Bo tej dyskryminacji w sensie prawnym i społecznym nie ma. Chyba, że mówilibyśmy o takiej dyskryminacji jakiej podlega kucharz, który studiów prawa nie skończył, nie ma aplikacji a koniecznie chce być prokuratorem i jest tym oburzony, że prawo go dyskryminuje. Gdyby chodziło o tolerancję w zasadzie też nie widzę szczególnie szerokiego pola do dyskusji - można znaleźć pojedyncze przypadki nietolerancji i je eksploatować, ale z tej mąki nie byłoby wiele chleba. Wprawdzie ludzie stali mniej inteligentni, ale są jeszcze zdolni dojść do wniosku, że - podając inny przykład - 100 przypadków gwałtu w Polsce nie uprawnia w żadnej mierze do tego, aby oskarżyć o gwałt lub jego pragnienie milionów mężczyzn i w związku z tym złożyć wniosek, że należy ich wykastrować. Tak na wszelki wypadek.
Nie chodzi o dyskryminację ani o tolerancję - celnie ujął to jeden z moich ulubionych filozofów N. Davilla: kto spowiada się publicznie nie rozgrzeszenia pragnie, ale aprobaty. Nawet jednak on nie przewidywał, że pójdzie to dalej - chodzi nie tylko o aprobatę, ale o prawa do bezkarnego potępienia nieaprobujących. Chodzi po prostu o niecywilizowane prawo do linczu, prawo do wykluczania, prawo do skazywania na banicję z życia publicznego.
Mógłby ktoś powiedzieć - fantazja i hiperbola i jeszcze czarnowidztwo i niesłuszny osąd sprawy. Warto zatem zobaczyć jak wygląda praktyka. W tym celu pozwolę sobie przytoczyć artykuł Małgorzaty Wołczyk opisujący sytuację w Hiszpanii.
Każdy, kto szuka przykładów potwierdzających, że za ruchem LGBT stoi nie tylko ideologia o cechach najzupełniej totalitarnych, ale też potężna władza powinien zerknąć na Hiszpanię. I nie chodzi tu o żadną "retorykę homofobiczną", czy wietrzenie spisków, a zwyczajne, smutne fakty, których codzienność na Półwyspie dostarcza nieustannie.
Dłuższego tekstu forum nie przyjmuje dlatego podaję link do całego tekstu, który jest jeszcze raz takiej długości jak zamieszczony i nie mniej ciekawy a może bardziej - https://www.salon24.pl/u/zamkinapiasku/1055399,gdyby-tylko-chodzilo-o-stara-poczciwa-tolerancje