Macie rację, dziewczyny, że czasem tej najbliższej rodziny wychodzi ponad setka. Ale po pierwsze: czy aby na pewno z CAŁA SETKĄ utrzymują regularny kontakt i są im bliscy? Czy zapraszają całą setkę tylko dlatego, że dwie c*otki się obrażą, że trzy inne zostały zaproszone, a one nie, więc wypada zaprosić wszystkie? Tak szczerze, z ręką na sercu?
Po drugie: w mojej wypowiedzi chodziło mi nie tyle o liczbę osób, ale o samo mentalne podejście- czy na pewno koszta "się zwrócą" bez względu na to, ilu ich finalnie przybędzie ;-) Znam takich, którzy zaprosili tylko 20 osób- ale wyłącznie zamożnych. Bo też liczyli, że im "się zwróci". I to zasobność portfela była tu akurat decydująca, a nie liczba gości ;-) Przypadki są różne.
To fakt, że nie siedzę w głowie Autorki i na 100% nie mogę wiedzieć, jaki był jej zamysł. Natomiast z tonu pytania i wypowiedzi wnioskuję, że faktycznie liczy na zwrot kosztów. Jeśli się mylę, to Cię, Autorko, przepraszam, ale naprawdę takie odniosłam wrażenie.
Co do kosztów wesela, to trzeba mierzyć siły na zamiary. Robisz takie wesele, na jakie Cię stać, albo nie robisz go wcale. Kalkulowanie, czy uda się nazbierać tyle kasy, by po weselu szybko oddać, to niepotrzebne nerwy i przy okazji wyrachowanie moim zdaniem. Powiem więcej- znam też takich, którzy koniecznie chcieli zrobić pokazówkę i brali kredyt na wesele na kosmiczne kwoty- dziś są już po rozwodzie, a kredyt nadal spłacają. Tak to jest, gdy skupia się całą uwagę na "otoczce" i "atrakcjach", a zapomina o tym, co w tym dniu jest najważniejsze.
I rzeczywiście- przyznaję, że mnie poniosło. Bo nic mnie tak nie irytuje jak roszczeniowość typu :Przyjdź z kopertą albo nie przychodź wcale. Z tego powodu od jakiegoś czasu odpuszczam sobie takie imprezy ;-) Jeśli mam być sprowadzona do roli bankomatu, dziękuję bardzo. Nie mój cyrk, nie moje małpy ;-)
13
1