Re: Jak to jest z tym bezstresowym wychowaniem dziecka?
No, nareszcie coś;)
Specjalnie walnęłam w stół, żeby te nożyce usłyszeć;)
Nie chodzi mi tylko o rozmowę na tym forum, w tym wątku, ale o pewien ogół zachowań.
Nie wiem, czy zwróciłyście uwagę na to, że większość zapytanych o wychowywanie dzieci, odpowiada tak samo, jakby cytowali fragmenty podręcznika.
Okazuję się, że wszyscy sobie radzą z dziećmi, wszyscy są spokojni i opanowani, wszyscy są stanowczy i konsekwentni, nie krzyczą, nie klepią i nie okazują złości i bezsilności, a nauczyli się tego z podręczników, poradników i Super niani.
łał!
Wychodzi na to, ze skoro "wszyscy" potrafią wychowywać dzieci za pomocą łagodności i rozmów, to ""ja" (dowolna "ja") nie mogę się nikomu przyznać, że mam czasem dość swojego dziecka, że jestem zmęczona, zła i czuję się totalnie bezsilna. I tak, mam ochotę klepnąć swoje kochane dziecko, krzyczę na nie, bo czuje się bezsilna. Nie mam siły walczyć ze swoim dzieckiem, po prostu nie mam już siły tłumaczyć i prosić, a ono mi włazi na głowę. Ale nie mogę się do tego przyznać, jestem dorosła, muszę sobie radzić z własna frustracją. Sama muszę, bo nie mogę się przyznać, bo inni sobie radzą, a ja nie. Coś ze mną jest nie tak. To na pewno ze mną coś jest nie tak!"
Znacie takie mamy? Bo ja znam.
I taka trochę "nagonka" im nie pomaga. Nie popieram bicia, ale nie popieram też potępiania w czambuł tych, którzy czasem stracą panowanie. Nie znaczy to wcale, że oni są źli, a ich dzieci przeżywają traumę. Najlepszej matce może zdarzyć się klaps. Oczywiście nie wolno się przyznać, bo zaraz posypie się lawina potępienia i cytowanie kolejnych mądrych opracowań.
Mnie to irytuje, bo naprawdę nie widzę wokół siebie tych zadowolonych matek i rozkosznych dzieci. Dzieci są marudne a matki zmęczone, ale to normalny stan rzeczy. A żeby było lżej i łatwiej, warto by sobie raczej pomóc, a nie potępiać.
Moje spostrzeżenia nie dotyczą tylko Waszych wypowiedzi, raczej są to rozważania natury bardziej ogólnej, a że związane są z tym, o czym rozmawiacie, to postanowiłam jednak się wypowiedzieć.
Ja nauczyłam się nad sobą panować, ale nie znaczy to, że jestem ideałem matki. Czytałam poradniki, oglądałam Super Nianię i owszem kilka rzeczy uznałam za godne zastosowania, ale postanowiłam mimo to bardziej kierować się instynktem, niż poradnikami. Na razie działa.
Warto też pamiętać, że dzieci są naprawdę inteligentne i tą inteligencję wykorzystują czasami do realizacji niecnych planów;) Z premedytacją:)
Jestem zachwycona, gdy widzę jak moim Smrodkom rodzą się w głowach niecne plany;)
Drogie mamy, czasem mam wrażenie, że nie doceniacie inteligencji swoich dzieci. Nie traktujcie trzylatka, czterolatka jak dzidziusia. To już małe bestyjki, które potrafią zrozumieć wiele, nawet waszą złość. Co nie znaczy, że rozgrzeszam wściekanie się i awantury, ale jak wam czasem puszczą nerwy, to się nic złego nie stanie. Dzieci mają metody na rozbrojenie "bombowej" mamy;)
Proponuję "odheroizować" co nieco rodzicielstwo. To trudne zadanie, dlatego lepiej sobie pomagać, niż moralizować ex cathedra.
13
5