Poszedłem tam po ponad dwuletniej przerwie. Wówczas postanowiłem - nigdy więcej. Powiedziano mi, że się zmieniło... Nazwa bez zmian - rzymski Lukullus firmuje Tawernę Grecką. Wewnątrz jak dawniej, ani nastroju ani klimatu... Karta szeroka. Cóż z tego, jeśli każde dania podaje się tak samo: ziemniaczana smażenina / sałatka lub gotowane jarzyny z mrożonki / ryba lub mięso. No ale to tawerna nie restauracja, więc można przymknąć oko. Nie można jednak przymknąć oka na debilizm kulinarny tej pseudogreckiej tawerny. W zupie z baraniną jest 5 (pięć) kawałków baraniny wielkości kostki marchwi, za to nie brakuje tam całej masy kiszonych (sic!) ogórków!!!! Nie można też przymknąć oka na kostki o konsystencji smalcu, które grają tutaj fetę, na kapustę pekińską, na której bazuje tutejsza nibygrecka sałatka, bardzo podły dressing do niej, ani na margarynę, którą polewa się gotowane jarzyny (co za świństwo!!!) - tzw. mrożoną "mieszankę królewską". Byłem więcej niż rozgoryczony po kolacji w tym miejscu. Byłem głodny, bo choć porcje są tu olbrzymie, nic nie zjadłem. U tego Lukullusa jeść nie warto, zwłaszcza że w nieodległym centrum handlowym są o niebo lepsze punkty wydawania fast foodu.