Kelner od początku nie świadomie ostrzegał nas żeby uciekać. Nie odpowiedział na nasze przywitanie. Zamówienie chciał przyjąć chwile po otwarciu przez nas menu. Po jego burkniętym spod nosa "coś podać?" powinniśmy pospiesznie opuścić lokal.
Potem była równia pochyła.
Shaorma wieprzowa w karcie 600g. Na talerzu na oko połowa tego. Kiedyś mieszkaliśmy we Wrzeszczu i często tu jadaliśmy. Wtedy 600g było dwa razy większe niż teraz.
Mięso w shaormie to w większości chrząstki i tłuszcz czyli odpadki, które w domu dostaje mój pies. Tego jednak bym mu nie dał.
Efektem wizyty był ból brzucha i mocne postanowienie, że w Sphinxie nasza noga więcej nie postanie. No chyba, że nas ktoś będzie żelazkiem przypalać.