Konkubent się wymyka ;>
Mam problem. Mieszkam z konkubentem. Mamy dziecko. Jestesmy daleko od rodziny. Ja nie pracuje (zawodowo), on nas utrzymuje. Jedyna rodzina jest jego brat (kawaler).
Jakis czas temu synek (11 mcy) zachorowal. Konkubent laskawie zawiozl nas do lekarza, ale wracac musielismy sami. Ja z dzieckiem na rekach tramwajem i autobusem, bo on spieszyl sie do pracy (jest wlascicielem). Po ok tygodniu ja sie zarazilam. Przez tydzien ani razu mnie nie wyreczyl w niczym, zebym mogla nalykac sie prochow, zasnac i wyzdrowiec jak najszybciej. Dzis mija tydzien odkad choruję, a maly zaczal kaszlec. Ze mna jakby gorzej. Wczoraj konkubent mial miec "wolne". Wrocil z pracy o 17.30 (sklep zamyka o 14). Dzis ok. 12 (spal do 10) oznajmil ze o 13 wychodzi i bedzie malowal mieszkanie u brata (bo ten sie wyprowadza) zapytalam kto sie zajmie dzieckiem, a on ze jak dam kase na ekipe, to posiedzi. Powiedzialam, ze to nie moj problem. I tak poszedl. Wrocil, bo kupil mi syrop na kaszel. Wczesniej probowal mnie naprostowac tekstem: "myslalas, ze bedziemy miec dla siebie duzo czasu i na wszystko bedzie nas stac-czas sie obudzic". Ja juz nie reaguje na takie teksty. Wrocil o 17.30 a o 21 wyszedl z bratem na bilard i jeszcze nie wrocil.
Pociesza mnie mysl, ze nie mamy slubu i moge wrocic do rodzicow (300km stad). Czy warto sie z nim uzerac??
Jakis czas temu synek (11 mcy) zachorowal. Konkubent laskawie zawiozl nas do lekarza, ale wracac musielismy sami. Ja z dzieckiem na rekach tramwajem i autobusem, bo on spieszyl sie do pracy (jest wlascicielem). Po ok tygodniu ja sie zarazilam. Przez tydzien ani razu mnie nie wyreczyl w niczym, zebym mogla nalykac sie prochow, zasnac i wyzdrowiec jak najszybciej. Dzis mija tydzien odkad choruję, a maly zaczal kaszlec. Ze mna jakby gorzej. Wczoraj konkubent mial miec "wolne". Wrocil z pracy o 17.30 (sklep zamyka o 14). Dzis ok. 12 (spal do 10) oznajmil ze o 13 wychodzi i bedzie malowal mieszkanie u brata (bo ten sie wyprowadza) zapytalam kto sie zajmie dzieckiem, a on ze jak dam kase na ekipe, to posiedzi. Powiedzialam, ze to nie moj problem. I tak poszedl. Wrocil, bo kupil mi syrop na kaszel. Wczesniej probowal mnie naprostowac tekstem: "myslalas, ze bedziemy miec dla siebie duzo czasu i na wszystko bedzie nas stac-czas sie obudzic". Ja juz nie reaguje na takie teksty. Wrocil o 17.30 a o 21 wyszedl z bratem na bilard i jeszcze nie wrocil.
Pociesza mnie mysl, ze nie mamy slubu i moge wrocic do rodzicow (300km stad). Czy warto sie z nim uzerac??