Nasz pies (stary sznaucer olbrzym) pewnej nocy zaczął puchnąć w oczach i cierpieć. Nie mieliśmy wątpliwości, że to skręt żołądka. Niestety, w weekendową noc nikt nie potrafił nam pomóc: "pogotowie" weterynaryjne na Żabiance nie miało RTG, "całodobowi" weterynarze kierowali nas uparcie na Kartuską, gdzie nawet telefoniczny dyżur skończył się o północy.Jakimś cudem przypomniałam sobie o Szpitalu, z którego usług nigdy wcześniej nie korzystałam (odkryłam go lata temu szukając jakiejś firmy na Łąkowej). Kiedy telefonicznie przedstawiliśmy problem od razu zareagowano: gdy jechaliśmy z 50-kilowym pacjentem ściągnięto dodatkowego specjalistę. Obraz z RTG potwierdził nasze obawy, ale nikt nie zmuszał nas do decyzji o operacji. Lekarz potwiedził, że bez niej pies nie przeżyje, ale ze względu na jego wiek (10lat) i czas, który upłynął od posiłku (6h) szanse powodzenia są niższe niż 25%, a koszty będą niemałe. Nasz Roy przeżył, jest w świetnym stanie. Obsługa cudowna: pies wyprowadzany na spacery, do nas telefony o stanie jego zdrowia-bez możliwości odwiedzin :(. Operacja w wersji "wzbogaconej" o dodatkowy szew zapobiegający ponownemu skrętowi. Cena z pobytem i lekami=blisko 2x cena operacji.