Love is in the air czyli modra => 12.06.2010@Swarzewo
Nasz ślub odbył się w Kościele p.w. Narodzenia NMP w Swarzewie, a wesele w Nadmorskim Pensjonacie Faltom również w Swarzewie
Dzień przed
Muszę powiedzieć, że nie miałam najmniejszego problemu z zaśnięciem na dzień przed, jako że troszkę się wymęczyłam w piątek i jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki to od razu zasnęłam. Na ostatni dzień nie powinno się zostawiać nic:)
Rano
Obudziło mnie słońce a budzik potwierdził, że czas wstawać:) Spojrzałam na telefon, a tam sms od naszego kamerzysty, że zamiast niego przyjedzie inny kamerzysta.. Od razu podniósł mi ciśnienie.. Zapytałam, czy ma równie dobrą kamerę i na którą będzie i czekałam na odpowiedź.. Już na 8 miałam fryzjera, więc po drodze odbierając kwiaty do włosów, udałam się do salonu. Mini tyci zestresowana, że jest godz. 8.02 zobaczyłam na fotelu kobietę, której moja fryzjerka obcinała włosy.. Jak się domyślacie, wysokie ciśnienie nie zeszło, ale jednocześnie pomyślałam sobie, że już mnie nic nie obchodzi teraz, ja chcę wziąć ślub, a co ma być to będzie.. Już nawet nie patrzyłam na godzinę, ale spokojnie 20 minut później siedziałam na fotelu dając sobie założyć wałki na włosy. W międzyczasie przyszła moja koleżanka, która też się czesała na ślub kuzynki, w czasie gdy ja siedziałam pod suszarką. Spiłyśmy sobie kawkę, popytlowałyśmy i jak przyjechała jej mama, mąż i półroczny synek (który postanowił namaścić mnie, kładąc prawą rękę na mym czole) - to już w ogóle uznałam, że klimat jest tak pozytywny, że lepszy nie mógł być. W międzyczasie dzwonił do mnie stary i nowy kamerzysta. Stary powiedział, że na tyle źle się czuje, że uznał, że lepiej wysłać kogoś, kto będzie w lepszej kondycji. Nie wierzyłam, że będzie dobrze, ale przecież nic nie mogłam zrobić. Moja makijażystka malowała też tą koleżankę - w salonie, aby nie tracić czasu, a potem miałyśmy podjechać do mnie na moje malowanie, ale oczywiście fryzura była robiona dłużej.. Magda wróciła do domu na śniadanie i dopiero o 10.30 odebrała mnie swoim samochodem spod salonu. Uwinęła się szybko z makijażem i finalnie mieliśmy zaledwie parę minut opóźnienia jak jechałam z fotografem już na miejsce. Kamerzysta był wcześniej niż my. Jak go zobaczyłam i zamieniłam parę zdań, to od razu się uspokoiłam:) Mam nadzieję, że to się przełoży też na film ;) o 12 miał być samochód - użyczony od znajomego, tort - wieziony z Rumi przez innego znajomego i DJ też mówił, że będzie jakoś wcześniej, ale oczywiście nie było nikogo:) Wbrew pozorom nie wpadłam w furię - miałam poczucie, że nie mam magicznej mocy i nic nie wyczaruję, więc co ma być to będzie. Razem z fotografem i kamerzystą, ze świadkami, którzy byli na czas - zaczęliśmy przygotowania, potem błogosławieństwo i jak się okazało w międzyczasie wszyscy, którzy mieli dotrzeć, dotarli i na spokojnie jeszcze przed czasem podjechaliśmy pod kościół.
Ślub
Ksiądz przywitał nas przyjaźnie oglądając jak wyglądamy:) Do ołtarza poprowadził mnie tata, a przyszły mąż, świadkowie i goście już czekali w środku. Ksiądz mówił od serca, co tym bardziej utwierdziło nas w przekonaniu, że to dobry człowiek i że super nam się udało ze ślubem w tym miejscu. Organista był jedną z głównych atrakcji ceremonii, jako że zawodził, jak w filmach :D ale przyjęliśmy to jako element lokalnego folkloru, pozwalając sobie na zaproszenie dodatkowo naszej koleżanki, która ma operowy głos. Zaśpiewała Ave Maria w taki sposób, że przeszły nas ciarki i łzy same napłynęły do oczu. Podczas zaślubin ksiądz powiedział mojemu Michałowi, że wziął złą obrączkę. Moja jest ciut większa, niż jego, a zazwyczaj to ta większa jest dla mężczyzny. Wytłumaczyliśmy że jest ok, że tak ma być. Ja natomiast nie zdjęłam pierścionka zaręczynowego i zrobiłam to dopiero, jak mi Michał zaczął nakładać obrączkę na palec! oddałam go księdzu;) potem z tego przejęcia "prawie mąż" chciał mi ją nałożyć na palec wskazujący;) Mówiliśmy do mikrofonu, co nie było dla nas stresujące. Znajomi nawet powiedzieli, że nie widzieli jeszcze nikogo, kto tak pewnie mówił;) Szybko poszło! Potem poszliśmy podpisać się na zapleczu, otrzymaliśmy prezent od księdza - obraz z Matką Boską Swarzewską z życzeniami na odwrocie i zrobiliśmy z nim sobie zdjęcie. Super hiper sympatycznie:)
Życzenia, bramy i inne
Pierwsze życzenia przyjmowaliśmy przed kościołem, kolejne przed samą salą. Jest taki zwyczaj, że to mężczyzna składa pierwszy życzenia i dlatego tata od razu do nas podszedł. Łatwiej jest życzenia i prezenty odbierać przed salą, szczególnie, że po wyjściu z kościoła to tak się średnio ogarnia;) Porobiliśmy sobie zdjęcia, pozbieraliśmy pieniądze, którymi nas obsypano i pojechaliśmy, zaliczając po drodze 6 bram;)
Wesele
Rodzice przywitali nas chlebem i solą, napiliśmy się szampana, rzuciliśmy za siebie kieliszki - jeden wylądował na głowie mojego męża, więc zwróćcie uwagę, jak stoicie, żeby się to szkło nie odbiło;) I zaczęło się, obiadek, dalej słodkości, zabawa. Tort był bez zimnych ogni. Nie spytaliśmy się czy mają, a trzeba było, więc nie zakładajcie że na sali mają. Panie uwijały się i układały wszystko ładnie na stole, nawet jak ktoś butelkę odstawił w inne miejsce;) Jedzenie smaczne, z małym wyjątkiem - mieliśmy 3 wegan i ich jedzenie to jakaś pomyłka. Poza tym polecam te naleśniczki z łososiem, a nie polecam tej sałatki z kurczakiem zawijanej w szynkę;) Dla osób weselących się w Faltomie mam więcej do powiedzenia, więc pytajcie, jak coś. DJ dawał radę, chociaż poleciało całkiem sporo takiego w sumie disco polo typu majteczki w kropeczki, ale jak zobaczyliśmy, że ludzie się śmiali i bawili do tego śpiewają, a więc znali tekst;P to uznaliśmy, że nie będziemy marudzić:) Muzycznie było baaaardzo urozmaicone. Goście szaleli na parkiecie, a najlepszy był jakiś david guetta i taniec młodych ze starszymi "w parach" :D
Podziękowania i polecania jeszcze tutaj wpiszę, a póki co idę na kawkę z naszego nowego ekspresu do kawy :D

Dzień przed
Muszę powiedzieć, że nie miałam najmniejszego problemu z zaśnięciem na dzień przed, jako że troszkę się wymęczyłam w piątek i jak tylko przyłożyłam głowę do poduszki to od razu zasnęłam. Na ostatni dzień nie powinno się zostawiać nic:)
Rano
Obudziło mnie słońce a budzik potwierdził, że czas wstawać:) Spojrzałam na telefon, a tam sms od naszego kamerzysty, że zamiast niego przyjedzie inny kamerzysta.. Od razu podniósł mi ciśnienie.. Zapytałam, czy ma równie dobrą kamerę i na którą będzie i czekałam na odpowiedź.. Już na 8 miałam fryzjera, więc po drodze odbierając kwiaty do włosów, udałam się do salonu. Mini tyci zestresowana, że jest godz. 8.02 zobaczyłam na fotelu kobietę, której moja fryzjerka obcinała włosy.. Jak się domyślacie, wysokie ciśnienie nie zeszło, ale jednocześnie pomyślałam sobie, że już mnie nic nie obchodzi teraz, ja chcę wziąć ślub, a co ma być to będzie.. Już nawet nie patrzyłam na godzinę, ale spokojnie 20 minut później siedziałam na fotelu dając sobie założyć wałki na włosy. W międzyczasie przyszła moja koleżanka, która też się czesała na ślub kuzynki, w czasie gdy ja siedziałam pod suszarką. Spiłyśmy sobie kawkę, popytlowałyśmy i jak przyjechała jej mama, mąż i półroczny synek (który postanowił namaścić mnie, kładąc prawą rękę na mym czole) - to już w ogóle uznałam, że klimat jest tak pozytywny, że lepszy nie mógł być. W międzyczasie dzwonił do mnie stary i nowy kamerzysta. Stary powiedział, że na tyle źle się czuje, że uznał, że lepiej wysłać kogoś, kto będzie w lepszej kondycji. Nie wierzyłam, że będzie dobrze, ale przecież nic nie mogłam zrobić. Moja makijażystka malowała też tą koleżankę - w salonie, aby nie tracić czasu, a potem miałyśmy podjechać do mnie na moje malowanie, ale oczywiście fryzura była robiona dłużej.. Magda wróciła do domu na śniadanie i dopiero o 10.30 odebrała mnie swoim samochodem spod salonu. Uwinęła się szybko z makijażem i finalnie mieliśmy zaledwie parę minut opóźnienia jak jechałam z fotografem już na miejsce. Kamerzysta był wcześniej niż my. Jak go zobaczyłam i zamieniłam parę zdań, to od razu się uspokoiłam:) Mam nadzieję, że to się przełoży też na film ;) o 12 miał być samochód - użyczony od znajomego, tort - wieziony z Rumi przez innego znajomego i DJ też mówił, że będzie jakoś wcześniej, ale oczywiście nie było nikogo:) Wbrew pozorom nie wpadłam w furię - miałam poczucie, że nie mam magicznej mocy i nic nie wyczaruję, więc co ma być to będzie. Razem z fotografem i kamerzystą, ze świadkami, którzy byli na czas - zaczęliśmy przygotowania, potem błogosławieństwo i jak się okazało w międzyczasie wszyscy, którzy mieli dotrzeć, dotarli i na spokojnie jeszcze przed czasem podjechaliśmy pod kościół.
Ślub
Ksiądz przywitał nas przyjaźnie oglądając jak wyglądamy:) Do ołtarza poprowadził mnie tata, a przyszły mąż, świadkowie i goście już czekali w środku. Ksiądz mówił od serca, co tym bardziej utwierdziło nas w przekonaniu, że to dobry człowiek i że super nam się udało ze ślubem w tym miejscu. Organista był jedną z głównych atrakcji ceremonii, jako że zawodził, jak w filmach :D ale przyjęliśmy to jako element lokalnego folkloru, pozwalając sobie na zaproszenie dodatkowo naszej koleżanki, która ma operowy głos. Zaśpiewała Ave Maria w taki sposób, że przeszły nas ciarki i łzy same napłynęły do oczu. Podczas zaślubin ksiądz powiedział mojemu Michałowi, że wziął złą obrączkę. Moja jest ciut większa, niż jego, a zazwyczaj to ta większa jest dla mężczyzny. Wytłumaczyliśmy że jest ok, że tak ma być. Ja natomiast nie zdjęłam pierścionka zaręczynowego i zrobiłam to dopiero, jak mi Michał zaczął nakładać obrączkę na palec! oddałam go księdzu;) potem z tego przejęcia "prawie mąż" chciał mi ją nałożyć na palec wskazujący;) Mówiliśmy do mikrofonu, co nie było dla nas stresujące. Znajomi nawet powiedzieli, że nie widzieli jeszcze nikogo, kto tak pewnie mówił;) Szybko poszło! Potem poszliśmy podpisać się na zapleczu, otrzymaliśmy prezent od księdza - obraz z Matką Boską Swarzewską z życzeniami na odwrocie i zrobiliśmy z nim sobie zdjęcie. Super hiper sympatycznie:)
Życzenia, bramy i inne
Pierwsze życzenia przyjmowaliśmy przed kościołem, kolejne przed samą salą. Jest taki zwyczaj, że to mężczyzna składa pierwszy życzenia i dlatego tata od razu do nas podszedł. Łatwiej jest życzenia i prezenty odbierać przed salą, szczególnie, że po wyjściu z kościoła to tak się średnio ogarnia;) Porobiliśmy sobie zdjęcia, pozbieraliśmy pieniądze, którymi nas obsypano i pojechaliśmy, zaliczając po drodze 6 bram;)
Wesele
Rodzice przywitali nas chlebem i solą, napiliśmy się szampana, rzuciliśmy za siebie kieliszki - jeden wylądował na głowie mojego męża, więc zwróćcie uwagę, jak stoicie, żeby się to szkło nie odbiło;) I zaczęło się, obiadek, dalej słodkości, zabawa. Tort był bez zimnych ogni. Nie spytaliśmy się czy mają, a trzeba było, więc nie zakładajcie że na sali mają. Panie uwijały się i układały wszystko ładnie na stole, nawet jak ktoś butelkę odstawił w inne miejsce;) Jedzenie smaczne, z małym wyjątkiem - mieliśmy 3 wegan i ich jedzenie to jakaś pomyłka. Poza tym polecam te naleśniczki z łososiem, a nie polecam tej sałatki z kurczakiem zawijanej w szynkę;) Dla osób weselących się w Faltomie mam więcej do powiedzenia, więc pytajcie, jak coś. DJ dawał radę, chociaż poleciało całkiem sporo takiego w sumie disco polo typu majteczki w kropeczki, ale jak zobaczyliśmy, że ludzie się śmiali i bawili do tego śpiewają, a więc znali tekst;P to uznaliśmy, że nie będziemy marudzić:) Muzycznie było baaaardzo urozmaicone. Goście szaleli na parkiecie, a najlepszy był jakiś david guetta i taniec młodych ze starszymi "w parach" :D
Podziękowania i polecania jeszcze tutaj wpiszę, a póki co idę na kawkę z naszego nowego ekspresu do kawy :D
