Jestem po 2 porodach SN. Po każdym byłam zszywana. Pryskają czymś znieczulającym, nie wiedziałam kiedy i co robili, nic nie czułam jak lekarz zszywał. Za każdym razem parę szwów rozpuszczających się wewnątrz plus 5 szwów na zewnątrz, które po tygodniu można zdjąć (np. położna może to zrobić w domu czy w przychodni). Zdjęcie też nie boli. Gojenie szwów bez problemów. Po około roku po porodzie trudno było stwierdzić gdzie byłam zszywana, śladu nie było i nie ma, a mam gdzieś tam 2 blizny (obie po tej samej stronie krocza). Nie czuć, nie widać, jakby nigdy nic. Po żadnym porodzie nie miałam łyżeczkowania to o tym się nie wypowiem. Łożysko wychodziło bez problemu, bez bólu. Pamiętam, że położna lekko pociągnęła za pępowinę i wszystko wyszło, obejrzała i powiedziała, że jest całe, zdrowe, nic podejrzanego i na tym koniec.
Z opowieści wszystkich koleżanek/kuzynek i szwagierek wiem, że jakoś żadna nie miała łyżeczkowania po porodzie, więc może nie zdarza się to tak często? Po poronieniach to owszem słyszałam od nie jednej, że miały łyżeczkowanie (wrażenia różne), ale i tu nie opowiem o własnych wrażeniach, bo jak poroniłam to całkowicie organizm się wyczyścił i łyżeczkowanie nie było potrzebne.
Nie martw się na zapas. Po porodzie będziesz taka radosna, że masz dziecko, te wszystkie emocje/zmęczenie itd będą górą. Nie zwrócisz uwagi na takie banały jak to, co "ci tam robią" już po porodzie ;) Powodzenia.
1
0