Sobotni wieczór, wewnątrz nie było miejsc więc zajęliśmy stolik na podwórku. I zaczynamy ... gdybym sama nie zadbała o menu, pewnie siedzielibyśmy tam do tej pory. Przy składaniu zamówienia, Pani informuje nas że pieroszki i owszem, ale trzeba czekać 30 minut, więc zamawiamy coś innego. Po - z zegarkiem w ręku - 42 minutach otrzymujemy jedzenie, niestety bez sztućców :(, jedzonko pachnie całkiem ciekawie i stygnie, są sztućce. Po takim oczekiwaniu uprzejmie informujemy Panią że dziękujemy za zamówiony deser nie będziemy czekać, na co Kelnerka że jej przykro ale zamówienie jest na kuchmi :(. Po obiedzie czekamy na szarlotkę "nie do odmówienia". Po 15 minutach oczekiwania, krew jasna nas zalała i po opłaceniu rachunku wyszkliśmy, a szarlotką zajęli się inni.
Lokal wydaje się nie przygotowany do obsługi dużego ruchu turystycznego, w międzyczasie naszego czekania dowiedziałam się że brakuje 5 rodzajów pierogów (w pierogarni w sobotki wieczór???) a na jedzenie trzeba czekać blisko godzinę. MASAKRA, szkoda bo miało być i pysznie i dobrze.