Re: Nauki przedmałżeńskie i spowiedz
My trafiliśmy całkiem nieźle, jak czytam te wasze wypowiedzi to mnie gotuje, całe szczęscie u nas takich rewelacji nie było. Jeździliśmy w pażdzierniku do Redy, 4 dni pod rząd i z głowy. "Koscielna" też nie jestem, nastawienie miałam takie sobie, ale muszę przyznać że księża prowadzili ok, bez tych pseudorewelacyjnych "mądrości". Więc miłe zaskoczenie.
O dzieciach owszem, było, ale bardziej mnie to rozbawiło niż zdenerwowało: para powinna co jakiś czas robić taki bilans ekonomiczno-społeczno-jakiś, z którego wyniknie czy mogą sobie pozwolić na kolejne dziecko - jak stać, to do roboty :) i za jakiś czas znowu - bilans - jak stać, to do dzieła :)) do dziś z tego ryję....
Wyjść miałam ochotę tylko raz - przerabialiśmy zdradę w małżeństwie; rada księdza (skądinąd bardzo fajnie prowadzącego) była w skrócie taka: jeżeli już dojdzie do zdrady, to do spowiedzi, Bóg Ci wybaczy (a co!), natomiast współmałżonkowi cicho sza, nie mówimy - bo jeszcze małżeństwo się rozpadnie i dzieci nie będą dalej w tym związku produkowane...
A ja na zdradę jestem cięta, ajk chyba na nic innego na świecie.. Normalnie myślałam że wstanę, powiem że pier...ę cały ten ślub kościelny i wyjdę. Na szczęście narzeczony widząc mój wyraz twarzy zaproponował przerwę..
0
0