Impreza zaplanowana na 8h, ale z tego 3 przejechane - 1.5h na wejście, drzwi otwierane, zamykane, nie wiadomo, co się dzieje, fale z ludzi szalały pod klubem, przez pierwsze 40minut było to dosyć zabawne, potem już wszyscy mieli dosyć, aż w końcu tak, sukces!, udało się wejść. Pan z Szatni zbierał kurtki, wydawał numerki, wyglądał przy tym na wybitnie niezadowolonego, ale koniec końcem udało się przejść dalej. Przy samym wejściu sprawnie, szybko i na luzie, muzyka i klimat szybko zrekompensowały wcześniejszą masakrę. Drinki robione ładnie, barmani cieszą oko, choć ucho już mniej.
Przyszedł czas wyjścia, na dole istny sajgon, ....z szatni z wielkim oburzeniem, plując śliną zgarniał kurtki i rzucał w tłum. Kolega z 4ech kurtek dostał dwie. Wrócił, chciał się rozejrzeć, bo mogły spaść, a ....rączka złapała go za gardło i uświadomiła, że nie dostanie kurtki i ma się nie mieszać. Na moje uprzejme pytanie, \'gdzie jest moja kurtka\' usłyszałam \'nie ma!\', afera większa, bo nie tylko mojej nie było! Kilka wyzwisk, wywalania i informacji \'poczekasz sobie kolejnych 10godzin\', żeby po 2h czekania i większych zamieszkach z policją dostać kurtkę bez zawartości.