W związku z pojawieniem się wyprodukowanego przez Natonal Geographic filmu n/t Smoleńska, przypomina mi się historia, która rzuca światło na jakość pracy firm takie filmy produkujących i mentalność dziennikarzy zbierających informacje. Nie należy wiązać z tym filmem przesadnych nadziei, że dowiemy się czegoś nowego czy istotnego.

Ponad rok temu obejrzałem w TVP film produkcji albo National Geographic albo BBC, poświęcony Kubie i innym krajom Karaibów, który skomentowałem w s24 ale, niestety, nie mogę teraz tego komentarza odnależć, a szkoda. Przewodnikiem i informatorem ekipy realizującej film był na KUbie człowiek, ktory, co ktoś znający realia komunizmu od wewnątrz wyczuwał natychmiast po faktach, które w narracji musiały się pojawić, został podstawiony przez reżim kubański i to, co ekipa filmowała i rejestrowała było dokładnie zaplanowane i wyreżyserowane.

To zresztą nie nowina - przeczytałem w swoim życiu setki artykułów i doniesień z Polski w prasie zachodzniej i obserwowałem wiele działań dziennikarzy zachodnich w latach 1980-1989, którzy, przyjeżdżając do Polski, zachowywali się często jak desant, bez znajomości lokalnych realiów. Przeprowadzali rozmowy ze z góry upatrzonymi przedstawicielami władz, jakimś intelektualistą partyjnym i do tego był dodawany jakiś komentarz ze strony zachodniego "znawcy" tematu bądź sowietologa. Czasami uzupełniano artykuł rozmową z kimś znanym z opozycji warszawskiej.

Ci dziennikarze po prostu operują stereotypami wziętymi ze swoich własnych układów i nie mają najmniejszego rozeznania w układach panujących w tej części świata. Dysponują więc jedynie standardowym doświadczeniem co do roli państwa w systemie demokratycznym i po prostu w głowie im się nie mieści stopień deprawacji i ingerencji władzy w śledztwo czy w informacje medialne. A ponadto to już nie jest to dociekliwe dziennikarstwo sprzed paru dziesięcioleci - tu rządzą koncerny medialne. Stara prawda - nie ma darmowych lunchów - nikt za nas prawdy nie odkryje.