Trafiłem do KORu z prostą sprawą jaką jest uraz kostki. Na wejśiu byłem świadomy, że oczekiwanie może potrwać ok 2h na co byłem przygotowany. Poinformowała mnie o tym chyba jedyna empatyczna osoba jaką tam spotkałem. Po 2 h. zostałem zaproszony do gabinetu gdzie siedziało 5(!!) "lekarzy". Jeden z nich zobaczył kostkę stwierdził opuchnięcie i kazał iść na RTG. W międzyczasie jedna z młodych lekarek wyszła, ponieważ nie wytrzymała ze śmiechu. (Pierwszy raz z takim zachowaniem się spotkałem...). Może czekała na uraz mózgu na otwartej czaszce, a tu takie rozczarowanie. Po 5 min przebywania w gabinecie zostałem odesłany na poczekalnie skąd miałem się udać na RTG, które przebiegło sprawnie i nie mam żadnych uwag. Natomiast później zaczyna się gehenna. Czekałem 2h. na opis RTG po czym jak przypomniałem się lekarzowi to z zaskoczeniem na twarzy pytał się kim jestem. Cierpliwość wówczas przeszła u mnie wszelkie granice i wyszedłem bez udzielenia pomocy. Problem z nogą mam do dziś.
W międzyczasie do oddziału przyjechała karetka z pacjentem z wstrząśnieniem mózgu. Ratownicy chcąć zarejestrować pacjentkę spotkali się z osobą w recepcji która otwarcie stwierdziłą, że nie umie czytać.