Już moja pierwsza wizyta w tej optycznie sympatycznej restauracji była kulinarną porażką. Ze względu na lokalizację i miłą obsługę postanowiłem dać im kolejną szansę i znów dramat. Kilka dni temu byłem tam ponownie i definitywnie poraz ostatni.
Zawsze chciałem po prostu dobrze zjeść i za każdym razem dostawałem badziewie. Kucharze mają najwyraźniej do dyspozycji następujące przyprawy: sól, sos sojowy, magi i inne chemiczne wzmacniacze smaku.
Raladki z kaczką (druga wizyta) polane jakimś orzydliwie słodkim syropem w ogromnej ilości, że po dwóch kęsach zemdliło mnie i wypiłem litr wody duszkiem.
Ostatnio kaczka w aromatach chili (za 6 i pół dychy) tonęła w tak ok. 1/2 l sosu sojowego, dzięki czemu wszystko było tak słone jak płaskorzeźby w Wieliczce - absolutnie nie do przyjęcia.
Była również kaczka na sałacie (rzekomo chrupiąca), którą potraktowano furą tego syropu cukrowego z mojej drugiej wizyty.
Jeżeli ktoś ma ochotę wydać dużo pieniędzy za jedzenie na poziomie późnego Gmułki, to musi tam iść.
Trzy porażki pod rząd nie mogą być przypadkiem.
Skośne oczy i śniada cera nie dają niestety gwarancji smacznego jedzenia.
Nie odradzam - ostrzegam.
Hotel Bayjonn jest za to super.