Cześć dziewczyny,
Postanowiłam też pokrótce opisać swoją historię i może dać nadzieję tym, które tak jak na początku były/są na etapie zupełnego załamania.
Mój poród bezproblemowy, łącznie 7h, faza parcia 20 minut, bez nacięć, bez znieczulenia, bez oxy..poród idealny. 3 tygodnie po z przerażeniem odkrywam gulę między nogami..później scenariusz jak praktycznie u wszystkich. Idę natychmiast do ginekologa prowadzącego, który stwierdza że wszystko ok (bada mnie w pozycji leżącej oczywiście i uspokaja, że to minie itp) i żeby przyjść za parę miesięcy. Przychodzę wcześniej ze zdjęciem (zrobionym w pozycji stojącej). Lekarz wciąż bada mnie na leżąco, mówi, że wszystko w porządku a jak pokazuje zdjęcie to słysze..o-o coś takiego to się nadaje do operacji. Wiem już, że nie jest dobrze, znajduje uroginekologa (jestem z Krakowa) i trafiam od razu do dr Sz. (wspominanego przez Was wcześniej). Bada mnie i mówi ,że bez dramatu, że za wcześnie i kieruje na fizjoterapie zalecając jednocześnie, żeby przestać karmić (a jeśli już bardzo chce to max pół roku) i daje mi nadzieję, że będzie poprawa. Przez 3 miesiące ćwiczę jak głupia, stosując się do zaleceń fizjoterapeutki jednocześnie widząc, że jest ciut poprawa.
5 miesięcy po porodzie nadal czuje gule i myślę o niej non-stop. Ale jest duże lepiej (nie boli mnie już przy oddawaniu moczu) być może trochę ćwiczenia mi dały a może to kwestia czasu i regeneracji tych wszystkich mięsni i więzadeł wokół? Idę z nadzieję na wizytę do dr Sz. i słyszę diagnozę, której się nie spodziewam. Cystocele stopień II, do operacji! Zadaje wówczas milion pytań, ale jak to? To już ćwiczenia nie pomoga? Jeszcze karmie, jak przestanę to nie będzie poprawy? Słyszę, że fizjo mi już nie pomoże, że jak przestanę karmić to tez nie będzie lepiej i że z czasem to się będzie tylko pogarszać, więc lepiej żebym się decydowała na zabieg jak najszybciej.
No i jestem zupełnie załamana..Czytam milion forów (tych zagranicznych też) zarywając noce, które i tak mam zarwane (mała jest dość wymagająca:)) i po 2 dniach wiem, że na zabieg się nie zdecyduje. Za wcześnie, za duże ryzyko, że będę mieć powikłania, że pogorsze sprawę i decyduje, że daje sobie czas.
Znajduję online program (bodajże 5-6 tygodni ćwiczen) i postanawiam go wypróbować. Tutaj link do któregoś tygodnia gdyby ktoś byłby zainteresowany:
https://www.youtube.com/watch?v=1obiV8Zwfzw
Ja się zapisałam do listy mailingowej tej Pani i co tydzień dostawałam zestaw ćwiczeń (co też fajnie mnie motywowało). Wszystko jest darmowe.
Te ćwiczenia u mnie zmieniają wszystko, to nie tylko mięśnie Kegla, ale oddech, postawa, pozycja ciała przy skłonach itd. Jest tego trochę, ale w 100% mnie ta Pani przekonuje. Już po paru dniach czuję ULGĘ. Gula nadal jest, ale jak jest dramat odpoczywam i jest mi lepiej.
Wiem, że to nie będzie remedium na Wasze wszystkie dolegliwości bo to sprawa indywidualna, ale warto spróbować, chociażby po to, żeby wiedzieć jak się schylać po dziecko, jakich pozycji unikać itd. Dodatkowo ta babeczka jest tak pozytywna, że psychicznie też przynosi ogromną ulgę.
Kończąc już, jestem obecnie 11 miesięcy po porodzie, moja gula trochę się podniosła (na tyle, że nie myślę o niej non stop) są dni kiedy nie myślę wcale!!:) Dźwigam tyle ile musze, ale zawsze z podniesieniem mięśni dna miednicy. Każdy wysiłek fizyczny oznacza u mnie aktywizację tego miejsca (uwierzcie, ze robię to już podświadomie).
Wróciłam do sportu sprzed ciązy!!!:) Wspinam się dość regularnie, ćwiczę jogę, pilates, pływam, jeżdże na rowerze, ostatnio zaczynam powoli wprowadzać bieganie (na krótkie dystanse) i obserwuje siebie. Jak jest gorzej robię przerwę, ale zazwyczaj wystarczy trochę ćwiczeń i na drugi dzień wszystko wraca do normy.
Nadal karmie i jeszcze nie dostałam okresu. Zobaczymy co będzie później, ale z nadzieję patrzę w przyszłość:)
Gula jest nadal, widzę ją trochę jak poprę przy lustrze, czuję też czasem dyskomfort, ale oprócz tego nie mam żadnych innych dolegliwości. Bardzo się cieszę, że nie zdecydowałam się na operację. Być może będzie ona nieunikniona (chciałabym zajść w drugą ciąże), ale na razie jest dobrze i wierzę, że ćwiczeniami można zdziałać cuda (choć początkowo byłam bardzo sceptyczna).
Gdybyście miały jakieś pytania to piszcie! Wszystkim Wam życzę dużo wytrwałości i pomyślnego zakończenia tego paskudnego problemu!