Wiekowa nie rodziłam, nigdy nie byłam w ciąży, pisze tutaj kilka osób, więc może ktoś inny bez nicka też chyba pisał.
To łyżeczkowaniu, tj wzierników i kulociągu, to mi potwierdziła lekarka u której byłam. Mówiła że takie zabiegi często powodują zaburzenia statyki, zwłaszcza gdy lekarz brutalnie do tego podchodzi, ale nie aż tak jak u mnie plus to unerwienie, zresztą tego typu powikłania nawet nie było wymienione przy podpisywaniu zgody na zabieg, były inne ale nie tego typu. Oczywiście nie widziała potrzeby skierowania mnie na szpital na dokładną diagnostykę, bo to można zrobić ambulatoryjnie, tylko że nikt z NFZ nie da skierowania a nawet jeśli da to latami będzie to trwać, a na pryw mnie po prostu nie stać.
Piszesz że powinnam iść do tego lekarza, inni radzili mi abym poszła tam do ordynatora tego oddziału, ale nie bardzo mam z czym, tj nie mam wyników które by na coś wskazywały, jedynie wpis z historii choroby o wypadaniu narządów rodnych, obniżenie II stopnia, że to wszystko od czasu zabiegu. Ale to za mało, to nie wystarczy. Musiałabym mieć już gotowe wyniki, w których będzie napisane co jest uszkodzone, dopiero wtedy mogłabym iść do szpitala bo inaczej oleją mnie, tak jak olali mnie już w dwóch innych, do których dostałam skierowanie aby zrobić pełną diagnostykę. To co że widać na zew popękania, jak ginowie uważają że to drobiazg kosmetyczny a inni nawet tego nie zauważają bo po co dokładniej rozchylić wargi. Zaburzeń statyki większość u mnie nie widzi, ew widzi 1 stopień jeśli chodzi o szyjkę, ale oni nie są specami od tego typu problemu. Dostałam skierowanie na szpital na badanie przewodnictwa, lek mnie olała, zabrała skierowanie twierdząc że oni tego typu badań na tym oddziale nie robią a zaburzenia statyki mam za małe aby operować, z WNM mam iść do urologa. Tak samo podejdą na oddziale gdzie mnie operowano, tym bardziej że to gin-onkol i tam nie zajmują się tego typu diagnostyką ani naprawą, ew na ich sąsiednim oddziale, którego wolę unikać.
Jedynym rozwiązaniem jest udanie się właśnie do kogoś, kto się na tym wszystkim zna, operuje to i pracuje w szpitalu na NFZ i bez problemu da skierowanie na oddział. Wygląda na to że muszę jechać gdzieś dalej, bo tutaj nie widzę nikogo sensownego.
I tak jak napisałaś, będzie kłopot z dojazdem, w sumie największy problem będzie po zabiegu, będę bardzo słaba, źle znoszę operacje itd, zero odporności na ból a po tej rekonstrukcji podwozia nie wolno siedzieć przez miesiąc, więc nie wyobrażam sobie wracać np z Warszawy czy Lublina pociągiem 2-3 dni po zabiegu, do tego sama.
Z odszkodowaniem to jest bardzo trudna sprawa, najpierw musiałabym mieć wyniki potwierdzające uszkodzenia, opinię biegłych że to po zabiegu i dopiero spróbować walczyć w sądzie, bez gwarancji wygrania.
0
0