Zacznę od totalnegu braku rozmowy z Pacjentem, braku zrozumienia, empatii-wszystkie uwagi wypowiadane przez doktorzycę tonem nie znoszącym sprzeciwu, aroganckim, z ironicznym uśmieszkiem, pacjent jest traktowany jak ostatni matoł i numerek z kolejki. Zero delikatności-po przekazaniu przez nią diagnozy (która notabene,nie była ostateczną a chwilową-o czym doktorzyca nie poinformowała) nie mogłam przestać płakać przez kilka dni, bo myślałam, że to jest koniec końców-delikatność słonia w składzie porcelany. Pomijam rady w sprawie antykoncepcji-ich w ogóle nie było-jakiekolwiek moje zdanie zaczynające się od słów-"pigułka...", "antykoncepcja..."-było kwitowane dziwacznymi (jak na lekarza ginekologa) odpowiedziami w stylu "ja tak nie leczę-to niech Pani idzie do kogoś innego", "po co to? trzeba korzystać z kalendarzyka i termometru i innych metod naturalnych", "pigułka to szatański pomysł", nie zabrakło również uwag, że kobieta, która nie ma dzieci jest nic nie warta. Interpretacja badań-"to Pani sama nie widzi?", niech Pani idzie do lekarza rodzinnego", "niech Pani sobie sama odpowie". Lekarz? chyba nie.Najlepiej gdyby pacjent był nic nie czującą kłodą, nie zadającą