Opel, 103 tys przebieg
Luty. Problem: Kontrolka “check-in”, kontrolka emisji spalin, auto traci moc, nie rozwija prędkości. Mija tydzień diagnozy brak. Każdego dnia jak dzwonię obiecują, że oddzwonią ale nie dzwonią. Sama się dobijam. W końcu diagnoza - turbina. Koszt regeneracji 1 460 zł, auto spędziło w warsztacie 2 tygodnie. Lipiec: Problem dokładnie ten sam co wyżej. Diagnoza – czujnik doładowania ciśnienia , koszt 350 zł, auto 3 dni w warsztacie.Tydzień później: Problem dokładnie ten sam co wyżej. Dzwonię do Właściciela, który na dzień dobry oświadcza, że na pewno popsuło się coś innego, bo przecież przez tydzień samochód był sprawny i mogę przyjechać na ponowną naprawę. Tłumaczę, że auto zachowuje się dokładnie tak samo jak wcześniej, więc nie została usunięta przyczyna źródłowa problemu a naprawa NIE polega na tym aby co tydzień jeździć do warsztatu,i wymieniać kolejne części i przede wszystkim za to kasować. Na moje zapytanie co robimy dalej i jak się umawiamy Właściciel się ROZŁĄCZYŁ!!!. Dziękuję za najdroższą kawę jaką piłam w życiu, kosztowała mnie aż 1460 zł. Pochwaliłam się wszystkim znajomym, a oni pytali swoich znajomych czy wiedzą jak smakuje taka kawa.