Parkowanie prostopadłe "na styk", że wejść do auta nie można
Chciałabym poprosić z tego miejsca wszystkich parkujących tak, że do samochodu obok wejść z żadnej strony nie można, o odrobinę myślenia i dobrej woli. Z moich obserwacji wynika, że przodują w tym niestety mężczyźni, ale i niektóre kobiety też pozostają bez wyobraźni.
Bynajmniej nie chodzi mi o to, że po takim parkowaniu często gęsto ma się poobijane drzwi, ale o co innego...
Czy pomyśleliście choć przez chwilę, że może tym autem, które tak zastawiliście, że szpilki wcisnąć się nie da, kieruje kobieta w ciąży? Jak ma wejść do auta? Przecież brzucha nie wciągnie. Bagażnikiem? Szyberdachem? Czy może ma czekać godzinę, dwie, pięć, dziesięć, aż łaskawie wrócicie i umożliwicie jej wejście do samochodu? A może ma pójść na przystanek autobusowy/tramwajowy/kolejowy, aby korzystać z uroków śmierdzącej, dusznej, przepełnionej komunikacji miejskiej, z której po przystanku będzie musiała wysiąść, żeby nie zwymiotować?
Zauważcie też, że nie każdy ma wymiary top modelki z anoreksją. Jak osoba ważąca więcej niż 50 kilogramów ma się wcisnąć, a jednocześnie nie rozwalić Wam lusterka drzwiami?
Pomyślcie też, że autem, przy którym parkujecie na styk, może jeździć jako pasażer niemowlak, którego też trzeba jakoś w aucie zamontować. Spójrzcie proszę, czy czasem nie ma na tylnym siedzeniu zamontowanego fotelika dla dziecka. Uwierzcie mi, że wpięcie 2 latka w fotelik, przy drzwiach, które się otwierają na 10 cm jest po prostu niemożliwe. A co zrobić ma w takiej sytuacji rodzic/opiekun dziecka? Zostawić dziecko na drodze bez opieki, ryzykować, że zostanie potrącone przez inny samochód i najpierw "wyparkować" auto, a potem wpakować brzdąca do samochodu?
Powiecie, mało miejsc parkingowych, zapchane miasta, zawalone parkingi, kijowa infrastruktura drogowa i będziecie mieli rację. Że trzeba sobie radzić. Też fakt, bo trzeba. Ale z racjonalnego myślenia nic nas nie zwalnia. Przestańmy być egoistami, którzy myślą jak stanąć najbliżej drzwi do klatki, wejścia do pracy czy sklepu i nie widzą nic oprócz czubka własnego nosa czy końca maski samochodu. Pomyślmy też o innych, że nasze wygodnictwo często stwarza innym użytkownikom dróg i samochodów bariery nie do pokonania.
Być może za rok, dwa, to Ty Pani kierowco będziesz w mniej lub bardziej zaawansowanej ciąży i nie będziesz mogła wejść do własnego samochodu, albo Ty szanowny Panie kierowco zostaniesz tatusiem i nie będziesz mógł wsadzić dziecka do auta, bo komuś nie będzie chciało się pomyśleć o nikim innym niż o sobie i własnej wygodzie...
Pozdrawiam, Baba za kierownicą
Bynajmniej nie chodzi mi o to, że po takim parkowaniu często gęsto ma się poobijane drzwi, ale o co innego...
Czy pomyśleliście choć przez chwilę, że może tym autem, które tak zastawiliście, że szpilki wcisnąć się nie da, kieruje kobieta w ciąży? Jak ma wejść do auta? Przecież brzucha nie wciągnie. Bagażnikiem? Szyberdachem? Czy może ma czekać godzinę, dwie, pięć, dziesięć, aż łaskawie wrócicie i umożliwicie jej wejście do samochodu? A może ma pójść na przystanek autobusowy/tramwajowy/kolejowy, aby korzystać z uroków śmierdzącej, dusznej, przepełnionej komunikacji miejskiej, z której po przystanku będzie musiała wysiąść, żeby nie zwymiotować?
Zauważcie też, że nie każdy ma wymiary top modelki z anoreksją. Jak osoba ważąca więcej niż 50 kilogramów ma się wcisnąć, a jednocześnie nie rozwalić Wam lusterka drzwiami?
Pomyślcie też, że autem, przy którym parkujecie na styk, może jeździć jako pasażer niemowlak, którego też trzeba jakoś w aucie zamontować. Spójrzcie proszę, czy czasem nie ma na tylnym siedzeniu zamontowanego fotelika dla dziecka. Uwierzcie mi, że wpięcie 2 latka w fotelik, przy drzwiach, które się otwierają na 10 cm jest po prostu niemożliwe. A co zrobić ma w takiej sytuacji rodzic/opiekun dziecka? Zostawić dziecko na drodze bez opieki, ryzykować, że zostanie potrącone przez inny samochód i najpierw "wyparkować" auto, a potem wpakować brzdąca do samochodu?
Powiecie, mało miejsc parkingowych, zapchane miasta, zawalone parkingi, kijowa infrastruktura drogowa i będziecie mieli rację. Że trzeba sobie radzić. Też fakt, bo trzeba. Ale z racjonalnego myślenia nic nas nie zwalnia. Przestańmy być egoistami, którzy myślą jak stanąć najbliżej drzwi do klatki, wejścia do pracy czy sklepu i nie widzą nic oprócz czubka własnego nosa czy końca maski samochodu. Pomyślmy też o innych, że nasze wygodnictwo często stwarza innym użytkownikom dróg i samochodów bariery nie do pokonania.
Być może za rok, dwa, to Ty Pani kierowco będziesz w mniej lub bardziej zaawansowanej ciąży i nie będziesz mogła wejść do własnego samochodu, albo Ty szanowny Panie kierowco zostaniesz tatusiem i nie będziesz mógł wsadzić dziecka do auta, bo komuś nie będzie chciało się pomyśleć o nikim innym niż o sobie i własnej wygodzie...
Pozdrawiam, Baba za kierownicą