Do "Maliki" wybraliśmy się 4-osobową grupą i udało nam się zająć jedyny wolny stolik. Obsługa pojawiła się szybko, uprzątnęła go i rozdała menu. Przez następne 10 minut nikt się nami nie interesował - zwrócenie uwagi właścicielce skutkuje przeprosinami. Dania zostają zamówione, a my obserwujemy jak sławna szefowa robi sobie fotki z klientami i uprzejmie ich zagaja - sielanka. Mija pół godziny, a my czekamy dalej. W międzyczasie pojawiają się nowi klienci (Amerykanie), którzy po kwadransie dostają swoje dania. Dajemy obsłudze kolejne 15 minut, podczas których oczywiście nikt nie zaprząta sobie nami głowy, a następnie udaję się do baru by zrezygnować z zamówienia. Właścicielka przekonuje mnie do zostania, gdyż potrawy mają dosłownie za chwilę pojawić się na stole. Otrzymujemy je, kompletnie zniesmaczeni, po kolejnych dobrych paru minutach. Kuskus jest mdły i ma się wrażenie, że jedyną przyprawą w kuchni jest cynamon. Pozostała trójka znajomych także nie jest zachwycona. Na koniec otrzymujemy rachunek, w którym zamówione napoje mają 4-krotnie zawyżoną cenę - sposób na dorobienie? Tego nie wiem, ale wiem na pewno, że więcej nie pojawię się już w tym lokalu.