Wczorajszy dzień "mignął" mi i zniknął. Od piątku mam "dzien dziecka", w piżamie, usprawiedliwiony egzorcyzmami wirusa. Stężenie czosnku w mojej cielesnej powłoce, przekroczyło jej zdolności wchłaniania wszystkiego co nie jest czystą energią Źródła. Całą moc i ...energię zmuszona byłam przechowywać w "chmurze" ;). Ból sklecenia dwóch zdań po niemiecku był niczym w porównaniu z torturą ich zapisania ale trzeba żyć z własnymi wadami drobiazgowości i innymi dziwactwami. Co zrobione to zrobione i do przodu...
Rankiem obudziła mnie jasność ha ha Śnieg! Odrobina ale jest :) Na termometrze za oknem -1, w domu ciepło i miło. Z kawą i kocykiem, siedziałam pod migającą światełkami choinką. Pomyśleć, że rok temu o tej porze, za każdą potrzebą chodziliśmy na dwór, do wygódki. Trzeba było palić w kominku od rana do wieczora, żeby utrzymać temperaturę pozwalającą egzystować na 30+ metrach salonu. Ciężki koc oddzielał ten azyl od pozostałych, chlodnych i pustych pomieszczeń. No i koza w kotłowni, której nie można było zostawić na dłużej niż wyjazd po prowiant do biedronki. 5-10 minut z życia, każdego poranka na skrobanie szyb i odśnieżanie auta. Nie wiem kiedy minął rok i już znowu Święta. Czuję, że z marchwi wstaję i że moc jest ze mną :) Warto było...! Warto jest... i warto będzie!
Franek od tygodnia "parzy" ze mną kawę ;) Frank Sinatra - Christmas Songs (full album):
http://youtu.be/LvWBz1pLXps