Byliśmy wczoraj na imprezie walentynkowej....klub na samym początku mnie rozczarował - po pierwsze pan na wejściu,który zamyka drzwi od klubu,no bo wiecie w szatni jest mało miejsca. :) (muszę to przetestować w swojej firmie,podczas wizyt większej ilości pacjentów)Po drugie(czyt. druga wpadka )to szatnia.WTF !!!!??? Pan szatniarz niczym akrobata wiesza kurtki z drabiny w jaskini kurtek.Jest w tym mega dobry - logistyka jak na przejściu granicznym w Medyce 10 lat temu.Prosta czynność zajmuje kilka minut-no a ludzie się wk....ją.To teraz dobre rzeczy......Po wejściu na salę przyjemny bit od DJ-a.Przyzwoita obsługa kelnerska. No a dalej...tylko lepiej.Miło jest widzieć ludzi,którzy kochają to co robią...mowa o DJ-ach.A było ich kilku. Kawałek RAC Madison - myślałem,że ja go tylko znam,..jeden z najlepszych remixów jakie słyszałem m.in. how will i now Whitney.Brawo Panowie...Aha no i saxofon.This is it-powiedział by Michael gdyby żył.:)