Co masz na myśli, pisząc, że coś się może stać? Rozumiem, że taka ewentualność w przypadku osoby dorosłej - to nic, niech się dzieje. Dorośli mają zasuwać komunikacją miejską, a dzieciarnia samochodami. Jak coś się stanie - to tylko autobusowi z dorosłymi - być może matkami i ojcami bardziej samodzielnych dzieci. Albo z biedniejszymi dorosłymi, których nie stać na płacenie na paliwo stojąc w korkach.
Chodzi o to, że skoro jest jak dojechać w sensownych warunkach do szkoły i pracy, to po co ciągać samochód. No chyba, że chce się zaszpanować swoim nowobogactwem. Dzieciakom się w głowach poprzewraca, a potem tylko narzekanie na korki. Zacznijcie od siebie zmieniać tą niekomfortową sytuację. Bo sprawa nie jest błacha - nagle okazuje się, że jak dzieciaki nie są wożone do szkół, to autobusy nie stoją w korkach i można wyjechać do pracy autobusem 20-30 min późniejszym niż w czasie roku szkolnego.
Ja nie zagęszczam bez poptrzeby ruchu drogowego i jeżdżę komunikacją miejską do i z pracy. Tak samo jeździłam na studia i do szkoły średniej. I korona mi z głowy nie spadła, a i szkoły miałam nienajgorsze. Nikt nie musiał mnie wozić do gdyńskiej trójki z Gdańska, żebym wyrosła na ludzi.
17
0