Szczęsliwa siódemka czyli loca-daga wychodzi za mąż :)
Witajcie:)
Już trochę minęło, ale za namową dobrej duszyczki postanowiłam się podzielić relacją ślubną :):)
A więc od początku:) Tydzień przed ślubem maił zawrotne tempo - ostatnie zakupy, zabiegi "upiększające" itp, ale w piątek zdążyliśmy z męzem jeszcze na ostatnią przedślubną kolacje;P:P Wieczorem przyjechał świadek z żoną . W sobotę wstałam rano niezwykle spokojna i miałam jakby nadmiar czasu:P Na 10 szłam do fryzjera i tam to było rozluźnienie - żarty z dziewczynami z salonu i ploteczki :) o 14 przyjeżdżała świadkowa i wciskałyśmy się w suknie - ie przewidziałam,ze to tyle kłopotu:) wszystko szło świetnie i cieszę sie ,ze byliśmy wtedy w takim gronie, bo dzięki temu byłam spokojna, uśmiechnięta i wyluzowana:) Jak zobaczyłam swój bukiet i samochód - oprawa KWIACIARNIA GLORIOZA I NIEZASTĄPIONA PANI ELA - była przeszczęsliwa - najbardziej zależało mi na kwiatach:D Nie było błogosławieństwa, bo nie chciałam nadętej atmosfery. ok. 14: 30 wyjechalismy do Gdyni - mąż prowadził nasz samochód a ja siedziałąm z tyłu - wyluzowani jechaliśmy słuchając ulubionych piosenek - spajrzenia przechodniów i pasażerów - bezcenne:D:P
W kościele najbardziej obawiłąm sie spotkania z ksiedzem i tego skad mam wiedzieć co po czy itd, ale opbawy szybko minęły - ksiądz swietn, z poczuciem humoru, na moją prośbę daweał nam znaki "dymne" co mamy robić - dzięki temu byłam mega spokojna:) NIe byłabym sobą , gdybym sobie czegos nie skomplikowała - 5 min przed rozpoczęciem mszy zachciało mi się siusiu i to był wyczyn z moją suknią:P Cała msza był pieknie prowadzona, mąż sie pomylił w przysiędze, mówił cicho, wiec niewielu to słyszało ;) Po kościele chodził zniecierpliwiony synek znajomych - mój ulubiony 3latek dzieki temu zapewnił mi świetny humor i brak stresu:D
Po mszy ozcywiście życzenia - jeszcze nigdy nie byłam tak uśmiechnięta jak wtedy- ogladając foty sam siebie nie poznaj;) To świetny dowód na to,że to był cudowny dzień . Dzieci szalały z bańkami mydlanymi, starsi "rozbrajali" tuby z płatkami , a my przyjmowaliśmy życzenia - jeśli wszystko się spełni, będziemy mieli liczną gromadkę dzieci:P:P:P
Obiad odbył sie w restauracji LUNA w Gdyni. Mimo moich wcześniejszych obaw co do rozstawienia stołów, wszystko było super:) No i mały kłopot - niedomówienie spowodowało brak szampana do toastu - nie ukrywam,ze było to dla mnie powodem do nerwów - jak się poźniej okazało niesłusznie - nikt się nie skarżył zarówno na to , jak i na obecność jedynie wina :) Jak przystao na opiekunkędo dzieci zabawiałam dzieciaczki:P Jeżeli chodzi o jedzeni wszystko było tak, jak chcieliśmy - jedynym minusem był brak czasu na degustowanie tych smakołyków:) Tort mieliśmy z cukierni SOWA Z KLIFU- cenowo i smokowo polecam jak najbardziej:) Problemem było wziecie zaliczki za stelaż, aw łascicelka restauracji stelaża nie dostała - czekałam tylko na kłopoty przy rozliczniu się z cukiernią ,a le obyo się bez tego - wiem,zę mieli z tym kłopot, ale mnie w to nie mieszano. Cały obiad był na prawdę przemiłym czasem, jednak gdy znajomi z synkeiem sie zbierali, po nich coraz więcej gości zaczęło wychodzić, bo z daleka i wracali tego samego dnia do domu:( W efekcie po 20 byliśmy już w domu:(
Ogólnie jestem z wszystkiego mega zadowolona:) Przed ślubem ,śmiałam się do męże,ż eto nie na mije nerwy i to pierwszy i ostatni raz:P:P A teraz pytam go , kiedy powtórzymy ślub:P:P
Jeśli macie jakieś pytanka (np. o kwestje około ślubne) to postaram sie odpowiadać:)
Już trochę minęło, ale za namową dobrej duszyczki postanowiłam się podzielić relacją ślubną :):)
A więc od początku:) Tydzień przed ślubem maił zawrotne tempo - ostatnie zakupy, zabiegi "upiększające" itp, ale w piątek zdążyliśmy z męzem jeszcze na ostatnią przedślubną kolacje;P:P Wieczorem przyjechał świadek z żoną . W sobotę wstałam rano niezwykle spokojna i miałam jakby nadmiar czasu:P Na 10 szłam do fryzjera i tam to było rozluźnienie - żarty z dziewczynami z salonu i ploteczki :) o 14 przyjeżdżała świadkowa i wciskałyśmy się w suknie - ie przewidziałam,ze to tyle kłopotu:) wszystko szło świetnie i cieszę sie ,ze byliśmy wtedy w takim gronie, bo dzięki temu byłam spokojna, uśmiechnięta i wyluzowana:) Jak zobaczyłam swój bukiet i samochód - oprawa KWIACIARNIA GLORIOZA I NIEZASTĄPIONA PANI ELA - była przeszczęsliwa - najbardziej zależało mi na kwiatach:D Nie było błogosławieństwa, bo nie chciałam nadętej atmosfery. ok. 14: 30 wyjechalismy do Gdyni - mąż prowadził nasz samochód a ja siedziałąm z tyłu - wyluzowani jechaliśmy słuchając ulubionych piosenek - spajrzenia przechodniów i pasażerów - bezcenne:D:P
W kościele najbardziej obawiłąm sie spotkania z ksiedzem i tego skad mam wiedzieć co po czy itd, ale opbawy szybko minęły - ksiądz swietn, z poczuciem humoru, na moją prośbę daweał nam znaki "dymne" co mamy robić - dzięki temu byłam mega spokojna:) NIe byłabym sobą , gdybym sobie czegos nie skomplikowała - 5 min przed rozpoczęciem mszy zachciało mi się siusiu i to był wyczyn z moją suknią:P Cała msza był pieknie prowadzona, mąż sie pomylił w przysiędze, mówił cicho, wiec niewielu to słyszało ;) Po kościele chodził zniecierpliwiony synek znajomych - mój ulubiony 3latek dzieki temu zapewnił mi świetny humor i brak stresu:D
Po mszy ozcywiście życzenia - jeszcze nigdy nie byłam tak uśmiechnięta jak wtedy- ogladając foty sam siebie nie poznaj;) To świetny dowód na to,że to był cudowny dzień . Dzieci szalały z bańkami mydlanymi, starsi "rozbrajali" tuby z płatkami , a my przyjmowaliśmy życzenia - jeśli wszystko się spełni, będziemy mieli liczną gromadkę dzieci:P:P:P
Obiad odbył sie w restauracji LUNA w Gdyni. Mimo moich wcześniejszych obaw co do rozstawienia stołów, wszystko było super:) No i mały kłopot - niedomówienie spowodowało brak szampana do toastu - nie ukrywam,ze było to dla mnie powodem do nerwów - jak się poźniej okazało niesłusznie - nikt się nie skarżył zarówno na to , jak i na obecność jedynie wina :) Jak przystao na opiekunkędo dzieci zabawiałam dzieciaczki:P Jeżeli chodzi o jedzeni wszystko było tak, jak chcieliśmy - jedynym minusem był brak czasu na degustowanie tych smakołyków:) Tort mieliśmy z cukierni SOWA Z KLIFU- cenowo i smokowo polecam jak najbardziej:) Problemem było wziecie zaliczki za stelaż, aw łascicelka restauracji stelaża nie dostała - czekałam tylko na kłopoty przy rozliczniu się z cukiernią ,a le obyo się bez tego - wiem,zę mieli z tym kłopot, ale mnie w to nie mieszano. Cały obiad był na prawdę przemiłym czasem, jednak gdy znajomi z synkeiem sie zbierali, po nich coraz więcej gości zaczęło wychodzić, bo z daleka i wracali tego samego dnia do domu:( W efekcie po 20 byliśmy już w domu:(
Ogólnie jestem z wszystkiego mega zadowolona:) Przed ślubem ,śmiałam się do męże,ż eto nie na mije nerwy i to pierwszy i ostatni raz:P:P A teraz pytam go , kiedy powtórzymy ślub:P:P
Jeśli macie jakieś pytanka (np. o kwestje około ślubne) to postaram sie odpowiadać:)