A tym razem byliśmy bez dzieci:) Po krewetkach - po prostu nie można nie wylizać, pozostałby żal nieopisany. Po kaczce.. jeszcze nie opracowałam systemu wylizywania, bo przy podniesieniu talerze spada na nos kostka.. pozostaje włożenie twarzy w talerz.. (może na następny raz). A po creme brulee - obie miseczki.. bo mój mężczyzna nieco lepiej chyba jest wychowany. Co nie znaczy, że kozi ser jak zwykle nie rozpływał się w ustach, a stek z tuńczyka nie zaskakiwał soczystością. Plus niespodzianka od właściciela na wyjściu, przyjemnie rozlewająca się po całym ciele w czasie powrotnego spacerku do domu. Polecamy gorąco!