Upokorzony przez żone
Żona zaprosiła mnie na bal karnawałowy do swojej firmy. Zgodziłem się, żeby zrobić jej przyjemność . Pewnie koleżanki wszystkie miały przyjść z mężami czy partnerami i ona tez chciała. Poszedłem pomimo że nikogo tam nie znam. Od razu zaznaczam ,że nie lubię takich imprez i nie lubię tańczyć, generalnie stresują mnie takie wydarzenia. Nie lubię jak się ktoś na mnie gapi .
Impreza zaczeła się o 19.00. była kolacja, a potem muzyka i tańce jak to na balu. Jak drugi raz dj prosił do tanca i ludzie szli tańczyć spytałem ja czy też idziemy, ale ona nie chciała. Tak mineły ponad dwie godziny. My siedzieliśmy inni tańczyli. Napewno inni to zauważyli że ciągle siedzimy.
O godzinie 22.00 spytalem ja czy wracamy już do domu, bo i tak tylko siedzimy, odpowiedziała, że nie chce wyjść pierwsza i że co najmniej o 23.00.
Łacznie do godziny 22.30 , trzy (3) razy ją prosilem do tańca. Za każdym razem odmówiła, że muzyka jej się nie podoba czy coś. Ludzie z naszego stolika i z tych stolików obok co chwilę szli tańczyć, wracali i znowu tanczyli. My cały czas siedzieliśmy.
O 22.30 jakiś starszy facet podszedł do nas i zapytał czy może prosić żone do tańca. (wiedziałem że tak będzie, bo siedzimy tak kilka godzin i nic i napewno ktoś to zauważył, pewnie większość ) Pozwoliłem, a ona też się zgodziła , chociaż mi przed chwilą odmówiła ,bo muzyka jej się znowu nie podobała.
Zostalem sam przy stoliku , wszyscy inni tańczyli. Gdy tak sam siedziałem zauważyłem, że z każdą chwilą co raz więcej osób się na mnie patrzy. Nawet jak się obróciłem do tyłu to też spotkałem się z kimś wzrokiem. Pokazywali palcem i skinieniami głowy, jedna osoba szturchala drugą, pokazywali na mnie i na srodek sali i coś do siebie mówili i się śmiali szczególnie kobiety. Od razu wiedziałem z kogo się śmieją. Ze mnie. Możliwe, że mi sie tylko wydawało w końcu nie słyszałem co mówia bo muzyka była bardzo glośno , może o czymś innym i tylko mi sie wydawało. Ale miałem takie myśli. Teraz już sam nie wiem. Mineła jedna piosenka , druga , trzecia, a ja dalej siedziałem sam przy stoliku, a ona tanczyła. Czułem się źle, nie wiedziałem co mam robić. Miałem tego dość ,było mi glupio, ciągle czułem na sobie czyjś wzrok, że ktoś się na mnie gapi , obgaduje i się ze mnie śmieje. "Ona tańczy ,a on siedzi sam przy stoliku. Ale się dobrali." Wyszedłem z sali na korytarz, ubrałem kurtkę i poszedłem na dwór . Tam przynajmniej był zasięg internetu, to mogłem się czymś zająć i nie myśleć o tym wszystkim. Niestety nie wiele to dało ,było co raz gorzej. Myślałem, że zaraz wyjdzie mnie szukać. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Pewnie dalej tańczyła. Nie było mnie z 15 minut lub dłużej i nie wyszła z sali . Jak wróciłem to już siedziała i rozmawiała ze swoimi znajomymi. W ogóle nie zauważyła, że wróciłem, nie spytała gdzie byłem, nic. Może dopiero przed chwila wrócila z parkietu. Nie wiem. Nawet mnie nie szukała, choć napewno widziała że wyszedłem i że dlugo mnie nie ma. Albo nie i wogole nie zauważyła. Jeszcze gorzej. Po prostu mnie olała.
Odechciało mi się wszystkiego, najchętniej bym pojechał do domu ,bo teraz mogłem już tylko siedzieć aż do końca imprezy i jakoś znosic te śmiechy i obgadywanie lub pójść z nią tanczyć, ale to by wygladało tak, że musiał przyjść prawdziwy facet i pokazać mi jak to się robi i prosi dziewczynę do tańca, a nie siedzi jak łamaga. W końcu to mężczyzna prosi kobietę do tańca a nie odwrotnie. Tak jest w naszej kulturze. Skoro oboje siedzą ,to znaczy że on nie chce tańczyć. I jakbym teraz poszedl z nią tanczyć , o ile by się zgodziła?, to by było, że o!, w końcu poszedł z nią tańczyć łamaga. W końcu ją poprosił, dopiero jak poszla tanczyć z kolegą z pracy to dopiero się ruszył. Boże z kim ona przyszła. Co za nieudacznik.
Była 22.50 spytałem czy wracamy o 23.00, powiedziała że nie i że ja się bardzo nudze ,a ona dobrze bawi. Bawić się zaczęła to prawda, ale o 22.30 ale nie ze mną... Spytałem jeszcze raz czy wracamy do domu, powiedziała że nie. Ja jej powiedziałem że jadę do domu i wyszedłem z sali i poszedłem do samochodu. W końcu i tak już zostałem ośmieszony przed wszystkimi przed cala jej firmą. Chciałem pojechać i ja zostawić ale nie jestem taki. Stwierdziłem , że poczekam, napewno pożegna sie z towarzystwem ,powie że musi już uciekać i do mnie przyjdzie. Myliłem sie. Minuty mijały i nie przyszła. Po kilkunastu minutach ktoś chodził po parkingu, potem jakis facet coś wyciągał z auta obok albo raczej udawał i sprawdzał czy siedzę w aucie. Z okien nudynku co chwilę ktoś wygladał . Ona nie wychodziła.
Do samochodu przyszła dopiero po północy. Spytałem ją czy już się wybawiła. Odpowiedziała, że musiała wyjść ,bo ludzie co chwilę się pytali gdzie ja jestem . Czyli gdyby nie pytali to by siedziała tam jeszcze dłuzej. Fajnie.
Jakbym wiedział, że będę musiał tak godzinę siedziec to bym pojechał. Myślę że wielu by od razu pojechało.
Teraz jestem typkiem, co żony do tańca nie poprosi, nie umie tańczyć czy ciamajda jakaś. Dopiero musiał z firmy prawdziwy facet ją poprosic, to sobie biedna dziewczyna potanczyła chociaż. Co za nieudacznik. A potem jeszcze poszedł i siedział godzinę w samochodzie. A jej powiedział że jedzie do domu. Co za przegryw. Masakra.
W samochodzie, jak wracaliśmy, spytałem ją po co w ogóle mnie zaprosiła i dlaczego nie chciala ze mną tańczyć, a z kolegą poszła. Nic nie odpowiedziała.
Teraz się do siebie nie odzywamy.
Nie wiem dlaczego nie chciała ze mną tańczyc. Na ten bal nawet specjalnie kupiła sukienkę. Nie potrafię sobie odpowiedzieć dlaczego mi to zrobiła. Przecież wszyscy tańczyli ze swoimi partnerami. Wystarczyło żeby raz ze mną poszła tańczyć zanim w końcu ten facet musiał ją zaprosić do tańca i nic by się nie stało. A jej koledzy i koleżanki też by się wtedy na nas nie patrzyli, że ona nie tańczy z mężem tylko siedzi. Bo napewno to widzieli. Nie rozumiem jak można z kimś pójść razem i z nim nie tanczyc, pomimo że ja ją przecież kilka razy prosiłem do tańca. A potem ktoś podchodzi , prosi do tanca i ona idzie???
Myślałem że po to mnie zaprosiła żeby nie być sama i mieć z kim tańczyc i żeby nie było że każdy z kimś przyszedł a ona sama. Może miałem być tylko kierowca? A może to była kara za coś , coś zrobiłem, ale sobie nic nie przypominam ? Może za malo się interesowałem tym balem? Ale byłem chory przecież. Chyba że była pijana i nie wiedziała co robi? Ale pamiętam że mówiła że nie jest aż tak pijana żaby tańczyć do jakieś tam piosenki...
Impreza zaczeła się o 19.00. była kolacja, a potem muzyka i tańce jak to na balu. Jak drugi raz dj prosił do tanca i ludzie szli tańczyć spytałem ja czy też idziemy, ale ona nie chciała. Tak mineły ponad dwie godziny. My siedzieliśmy inni tańczyli. Napewno inni to zauważyli że ciągle siedzimy.
O godzinie 22.00 spytalem ja czy wracamy już do domu, bo i tak tylko siedzimy, odpowiedziała, że nie chce wyjść pierwsza i że co najmniej o 23.00.
Łacznie do godziny 22.30 , trzy (3) razy ją prosilem do tańca. Za każdym razem odmówiła, że muzyka jej się nie podoba czy coś. Ludzie z naszego stolika i z tych stolików obok co chwilę szli tańczyć, wracali i znowu tanczyli. My cały czas siedzieliśmy.
O 22.30 jakiś starszy facet podszedł do nas i zapytał czy może prosić żone do tańca. (wiedziałem że tak będzie, bo siedzimy tak kilka godzin i nic i napewno ktoś to zauważył, pewnie większość ) Pozwoliłem, a ona też się zgodziła , chociaż mi przed chwilą odmówiła ,bo muzyka jej się znowu nie podobała.
Zostalem sam przy stoliku , wszyscy inni tańczyli. Gdy tak sam siedziałem zauważyłem, że z każdą chwilą co raz więcej osób się na mnie patrzy. Nawet jak się obróciłem do tyłu to też spotkałem się z kimś wzrokiem. Pokazywali palcem i skinieniami głowy, jedna osoba szturchala drugą, pokazywali na mnie i na srodek sali i coś do siebie mówili i się śmiali szczególnie kobiety. Od razu wiedziałem z kogo się śmieją. Ze mnie. Możliwe, że mi sie tylko wydawało w końcu nie słyszałem co mówia bo muzyka była bardzo glośno , może o czymś innym i tylko mi sie wydawało. Ale miałem takie myśli. Teraz już sam nie wiem. Mineła jedna piosenka , druga , trzecia, a ja dalej siedziałem sam przy stoliku, a ona tanczyła. Czułem się źle, nie wiedziałem co mam robić. Miałem tego dość ,było mi glupio, ciągle czułem na sobie czyjś wzrok, że ktoś się na mnie gapi , obgaduje i się ze mnie śmieje. "Ona tańczy ,a on siedzi sam przy stoliku. Ale się dobrali." Wyszedłem z sali na korytarz, ubrałem kurtkę i poszedłem na dwór . Tam przynajmniej był zasięg internetu, to mogłem się czymś zająć i nie myśleć o tym wszystkim. Niestety nie wiele to dało ,było co raz gorzej. Myślałem, że zaraz wyjdzie mnie szukać. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Pewnie dalej tańczyła. Nie było mnie z 15 minut lub dłużej i nie wyszła z sali . Jak wróciłem to już siedziała i rozmawiała ze swoimi znajomymi. W ogóle nie zauważyła, że wróciłem, nie spytała gdzie byłem, nic. Może dopiero przed chwila wrócila z parkietu. Nie wiem. Nawet mnie nie szukała, choć napewno widziała że wyszedłem i że dlugo mnie nie ma. Albo nie i wogole nie zauważyła. Jeszcze gorzej. Po prostu mnie olała.
Odechciało mi się wszystkiego, najchętniej bym pojechał do domu ,bo teraz mogłem już tylko siedzieć aż do końca imprezy i jakoś znosic te śmiechy i obgadywanie lub pójść z nią tanczyć, ale to by wygladało tak, że musiał przyjść prawdziwy facet i pokazać mi jak to się robi i prosi dziewczynę do tańca, a nie siedzi jak łamaga. W końcu to mężczyzna prosi kobietę do tańca a nie odwrotnie. Tak jest w naszej kulturze. Skoro oboje siedzą ,to znaczy że on nie chce tańczyć. I jakbym teraz poszedl z nią tanczyć , o ile by się zgodziła?, to by było, że o!, w końcu poszedł z nią tańczyć łamaga. W końcu ją poprosił, dopiero jak poszla tanczyć z kolegą z pracy to dopiero się ruszył. Boże z kim ona przyszła. Co za nieudacznik.
Była 22.50 spytałem czy wracamy o 23.00, powiedziała że nie i że ja się bardzo nudze ,a ona dobrze bawi. Bawić się zaczęła to prawda, ale o 22.30 ale nie ze mną... Spytałem jeszcze raz czy wracamy do domu, powiedziała że nie. Ja jej powiedziałem że jadę do domu i wyszedłem z sali i poszedłem do samochodu. W końcu i tak już zostałem ośmieszony przed wszystkimi przed cala jej firmą. Chciałem pojechać i ja zostawić ale nie jestem taki. Stwierdziłem , że poczekam, napewno pożegna sie z towarzystwem ,powie że musi już uciekać i do mnie przyjdzie. Myliłem sie. Minuty mijały i nie przyszła. Po kilkunastu minutach ktoś chodził po parkingu, potem jakis facet coś wyciągał z auta obok albo raczej udawał i sprawdzał czy siedzę w aucie. Z okien nudynku co chwilę ktoś wygladał . Ona nie wychodziła.
Do samochodu przyszła dopiero po północy. Spytałem ją czy już się wybawiła. Odpowiedziała, że musiała wyjść ,bo ludzie co chwilę się pytali gdzie ja jestem . Czyli gdyby nie pytali to by siedziała tam jeszcze dłuzej. Fajnie.
Jakbym wiedział, że będę musiał tak godzinę siedziec to bym pojechał. Myślę że wielu by od razu pojechało.
Teraz jestem typkiem, co żony do tańca nie poprosi, nie umie tańczyć czy ciamajda jakaś. Dopiero musiał z firmy prawdziwy facet ją poprosic, to sobie biedna dziewczyna potanczyła chociaż. Co za nieudacznik. A potem jeszcze poszedł i siedział godzinę w samochodzie. A jej powiedział że jedzie do domu. Co za przegryw. Masakra.
W samochodzie, jak wracaliśmy, spytałem ją po co w ogóle mnie zaprosiła i dlaczego nie chciala ze mną tańczyć, a z kolegą poszła. Nic nie odpowiedziała.
Teraz się do siebie nie odzywamy.
Nie wiem dlaczego nie chciała ze mną tańczyc. Na ten bal nawet specjalnie kupiła sukienkę. Nie potrafię sobie odpowiedzieć dlaczego mi to zrobiła. Przecież wszyscy tańczyli ze swoimi partnerami. Wystarczyło żeby raz ze mną poszła tańczyć zanim w końcu ten facet musiał ją zaprosić do tańca i nic by się nie stało. A jej koledzy i koleżanki też by się wtedy na nas nie patrzyli, że ona nie tańczy z mężem tylko siedzi. Bo napewno to widzieli. Nie rozumiem jak można z kimś pójść razem i z nim nie tanczyc, pomimo że ja ją przecież kilka razy prosiłem do tańca. A potem ktoś podchodzi , prosi do tanca i ona idzie???
Myślałem że po to mnie zaprosiła żeby nie być sama i mieć z kim tańczyc i żeby nie było że każdy z kimś przyszedł a ona sama. Może miałem być tylko kierowca? A może to była kara za coś , coś zrobiłem, ale sobie nic nie przypominam ? Może za malo się interesowałem tym balem? Ale byłem chory przecież. Chyba że była pijana i nie wiedziała co robi? Ale pamiętam że mówiła że nie jest aż tak pijana żaby tańczyć do jakieś tam piosenki...